Szczerze się
zdziwiłam, kiedy Ron w miarę spokoju przyjął całą moją opowieść, nie zarzucając
mi kłamstwa ani utajenia przed nim prawdy. Nie skomentował nawet tego, że
odstawiłam go na bok, podczas kiedy Harry'ego informowałam o ważnych sprawach
niemal na bieżąco. Chyba wciąż czuł się winny temu, że zaatakował mnie w
łazience Jęczącej Marty, nawet jeśli nie miał nad sobą kontroli. Podczas mojej
opowieści jedynie łypał na mnie groźnie, kiedy wspominałam coś o Malfoyu.
- Już piąty rok wam powtarzam, że to idiota - powtarzał jak mantrę, kiedy schodziliśmy na jego temat.
- Uratował mi życie - oponował za każdym razem. Z każdym kolejnym zaprzeczeniem brzmiało to coraz mniej przekonująco.
W końcu udało mi się zakończyć swoje wyjaśnienia bez żadnej puenty ani znaczących przeprosin. Jedyne co powiedziałam to:
- I słyszałeś Harry'ego. Muszę znaleźć Dracona i dowiedzieć się wszystkiego, bo inaczej...
- Tak wiem: bo Harry pójdzie do Dumbledore'a. Ale nie uważasz, że to lepsze rozwiązanie? Skoro Malfoy próbuje przedostać Śmierciożerców do zamku, ktoś powinien się tym zająć.
- Nic nie wiadomo o żadnym przemyceniu Śmierciożerców, Ron - odparłam sucho, podnosząc się z fotela. - Znasz moje zdanie na ten temat.
- Ty w niego wierzysz - stwierdził oskarżycielsko. - I chyba sama nie zdajesz sobie sprawy, że za bardzo mu ufasz.
Jedyne co mogłam, to spróbować zmiażdżyć go spojrzeniem i wyjść bez słowa z Pokoju Wspólnego, zabierając ze sobą mapę Huncwotów. Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie, a na moich ustach spoczęła niewypowiedziana odpowiedź: Wiem, że mu za bardzo ufam. Wiem też, że mogłabym powierzyć mu swoje życie. A co najgorsze - wiem, że najprawdopodobniej byłaby to ostatnia rzecz jaką zrobiłabym przed śmiercią.
Na szczęście uczniowie wracali dopiero jutro, więc nie trudno było znaleźć kropeczkę z napisem Draco Malfoy na mapie Huncwotów. Siedział jak zawsze w Pokoju Wspólnym Ślizgonów, ale co było najdziwniejsze - na przeciwko niego widniała druga kropeczka. Larch Hornroot. Od razu wszystko stało się jasne: jeśli Draco nie posiadał żadnej peleryny niewidki ani niczego podobnego - Larch musiał właśnie w tej chwili z nim rozmawiać.
Szłam pustym korytarzem w stronę lochów, zupełnie nie wiedząc, co zamierzam zrobić. Swoją szansę dostrzegłam, kiedy kropeczka z napisem Larch Hornroot zaczęła poruszać się w kierunku wyjścia z Pokoju Wspólnego Ślizgonów. W mojej głowie szybko zrodził się plan. Zaczęłam biec w tamtym kierunku.
Tuż przed wejściem do lochów zatrzymałam się. Poprawiłam włosy, uspokoiłam oddech i schowałam mapę Huncwotów. Odczekałam paręnaście sekund, a kiedy usłyszałam kroki, jak gdyby nigdy nic ruszyłam przed siebie, patrząc w podłogę.
Uderzyłam w Larcha, tak jak planowałam. Straciłam równowagę i omal nie upadłam, gdyby chłopak nie przytrzymał mnie w pasie.
- Woho, uważaj - powiedział, ukazując rządek białych zębów. - Chyba lubisz na mnie wpadać, Herm.
- Herm?
Larch usunął swoją rękę z mojej talii.
- Czy uczniowie już wrócili z przerwy świątecznej? - zapytał. - Widziałem jakiś dwóch Gryfonów, których wcześniej tu nie było. Z drugiej strony zdawało mi się, że dopiero jutro mija czas ferii.
Powiedz mi lepiej, że nie dzielisz już sam dormitorium, pomyślałam. Na głos wypowiedziałam:
- Ci dwaj to pewnie Harry i Ron, moi przyjaciele. Wrócili dzień wcześniej niż pozostali.
- Dobrze wiedzieć.
` Utkwiłam wzrok w księdze, którą trzymał.
- Idziesz do biblioteki?
- Co? - podążył za moim wzrokiem. - Och, no tak.
Odczytałam tytuł. Najsilniejsze eliksiry.
- Skąd ją masz? Ta księga jest zakazana.
- Uhm - podrapał się wolną ręką po głowie, robiąc zmieszaną minę. - Właśnie dlatego muszę ją oddać dzisiaj.
- Ukradłeś ją?
- Wypożyczyłem - zaprotestował. Wyglądał, jakbym go uraziła. - Pani Pince mi ją wypożyczyła, ale raczej nie powinienem nikomu o tym mówić. Nie jestem złodziejem.
- Tak, przepraszam - mruknęłam. Nie bardzo uwierzyłam, by pani Pince mogła wypożyczyć komuś książkę z Działu Ksiąg Zakazanych bez zezwolenia jakiegokolwiek nauczyciela.
- A co z tobą?
- Słucham?
- Chyba nie wybrałaś się na spacer po lochach - odparł w miarę wesoło.
-Ja... Tak właściwie to muszę dostać się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów - wymyśliłam na poczekaniu. - Wiesz, jutro wracają uczniowie, a prefektów Slytherinu nie ma w zamku, więc zostałam poproszona przez profesor McGonagall żeby ich wyręczyć.
- Rozumiem.
- Tyle że jest mały problem - zmusiłam się na uśmiech, mając nadzieję, że to jakoś pomoże. - McGonagall nie zna hasła do waszego Pokoju Wspólnego, więc nie mam jak się tam dostać.
- Wysłała cię tu, nie podając uprzednio hasła?
- Oczywiście, że nie - mój uśmiech się poszerzył, ale w głębi duszy bałam się, że Larch mnie przejrzy. - Obiecała załatwić mi je za godzinę. Musi pójść do Snape'a i mu wszystko wyjaśnić, a wiesz jaki on... och, to znaczy jeszcze nie wiesz. W każdym razie, jak już zauważyłeś, moi przyjaciele wrócili wcześniej i chciałabym spędzić z nimi więcej czasu, dlatego wolałabym wypełnić obowiązki prefekta teraz.
Larch uniósł brwi. Miałam dziwne wrażenie, że wyczuwa moje kłamstwa.
- Rozumiem - powtórzył mimo moich podejrzeń. - Hasło to: chwała i potęga.
- Dziękuję - powiedziałam z ulgą. - A, i Larch. Nie wszystkim Ślizgonom spodobałoby się to, że weszłam na ich terytorium. Gdybyś mógł nikomu o tym nie mówić... - spojrzałam ostentacyjnie na jego książkę, chcąc dać mu do zrozumienia, że kosztem milczenia jest milczenie.
- Nie ma sprawy, Herm. Miłego, uhm, wypełniania swoich obowiązków - podkreślił ostatnie trzy słowa, unosząc przy tym ostentacyjnie brwi i uśmiechając się przeciągle. Byłam już stuprocentowo przekonana, że wykrył moje kłamstwo.
- Tak, dzięki. Miłego oddawania wypożyczonej książki pani Pince - nie pozostałam mu dłużona.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Parę sekund później zniknął mi z pola widzenia.
Ruszyłam w głąb lochów. Czułam dziwny spokój i opanowanie. Nie bałam się Dracona, nie bałam się rozmowy z nim. Obawiałam się jedynie, że może być to nasza ostatnia rozmowa; że wszystko co między nami było zostanie wciągnięte przez wir wzajemnego niezrozumienia i kłamstw. Byłam taka samolubna.
- Chwała i potęga - powiedziałam. Niemal natychmiast moim oczom ukazało się wejście.
Nigdy przedtem nie byłam w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Na pierwszy rzut oka nie oceniłabym tego miejsca pozytywnie, ale nie miałam nastroju przyglądać się każdemu szczegółowi. Było po prostu skaliście i zielono.
- Draco?
Cisza. Gdyby nie mapa Huncwotów, byłabym niemal pewna, że w promieniu parunastu metrów nikogo nie ma.
- Wiem, że tu jesteś, Draco - powiedziałam do powietrza. - Nie możesz mnie unikać. Czy tego chcesz czy nie, wiem o twoim sekrecie. Teraz to jest problem nas obojga.
Cisza. Założyłam ręce na piersi i zaczęłam odliczać w myślach do dziesięciu. Odezwał się po siódmej sekundzie.
- Problem - przeciągnął sylaby w tym słowie jeszcze bardziej niż robił to normalnie. - Ja bym nie nazwał tego problemem. A już na pewno nie naszym problemem.
Zwróciłam twarz w stronę, z której dobiegał głos. Draco siedział w zielonym fotelu w kącie pokoju. Prawą kostkę nogi opierał na lewym kolanie, a ręką luźno obejmował oparcie. Jego twarz przysłonięta została cieniem mebli stojących obok. Wcale nie wyglądał na zaskoczonego. Nawet - mogłabym śmiało powiedzieć - zdawał się być czekać na mnie.
Kiedy go zobaczyłam cała pewność siebie uszła ze mnie jak powietrze z przebitego balonu.
- Witaj w moich Ślizgońskich progach - rozłożył ręce. Jego głos był jakby wyprany z emocji, dziwnie mechaniczny. - Co cię tu sprowadza? Ciekawość? Koszmary? Czy może twoja głupia chęć niesienia pomocy komuś, kto nigdy o nią nie prosił?
- Głos - odpowiedziałam bez namysłu. - A konkretniej głos twojej ciotki dochodzący z tunelu prowadzącego do zamku. Zdaje mi się, czy powinna ona teraz siedzieć zamknięta w celi w Azkabanie?
Wcale nie byłam pewna, czy tamten głos należał do Bellatrix Lestrange, ale ta cisza, która zawładnęła Pokojem Wspólnym... Tak, to była chyba wystarczająca odpowiedź.
Zrobiłam krok w jego stronę. Chciałam coś dodać, wylać z siebie potok słów, skończyć wreszcie tę głupią gierkę i być w końcu szczera wobec siebie oraz moich uczuć. Ale Draco znowu mnie ubiegł.
- Sprytne. Wiedziałem, że jesteś inteligentna. Mimo tego, jak bardzo cię nie znosiłem, zawsze to wiedziałem. - Wstał i ruszył w moją stronę płynnym krokiem, jakby unosił się nad ziemią. - Mówiłem im, że sobie poradzisz.
Dreszcz przeszedł przez całe moje ciało.
Nie bałam się go. Przysięgam, że wciąż czułam się bezpiecznie.
- Im? - zapytałam. - Masz na myśli Śmierciożerców?
Zgarnął ze stołu małą kulę śnieżną i zaczął przerzucać ją sobie z ręki do ręki.
- To wszystko jest zbyt trudne, Hermiono. Czasem chciałbym ci wszystko wytłumaczyć, ale nie mogę.
Dźwięk mojego imienia w jego ustach zadziałał na mnie rozczulająco. Mimo wszystko mu uwierzyłam.
- Nie chcesz powiedzieć mi całej prawdy, ale ja znam jej część - powiedziałam przytłoczona. - Nie musisz pomagać Śmierciożercom, Draco. Wcale nie musisz...
- Pomagać Śmierciożercom? - zaśmiał się zimno. - Znasz tylko złą część prawdy. - Spojrzał na mnie, a w jego bladych oczach dostrzegłam smutek. - Są jeszcze dwie. Jedna w miarę dobra. Druga o wiele gorsza niż Śmierciożercy próbujący wtargnąć do zamku.
Śnieżna kula obracała się między jego długimi palcami. Szedł powoli w moim kierunku.
- Muszę wiedzieć, co sie dzieje - wyjąkałam.
- Jedyne co w tej chwili musisz... to zaufać mi.
Nie mogłam uwierzyć, jak Draco potrafi się zmienić w zaledwie parę minut. Zachowywał się, jakby sam nie wiedział czego chce, jakby toczyła się w nim jakaś walka. Byłam świadoma, że tylko jedno jego oblicze nie jest udawane - i choć miałam ogromną nadzieję, że to twarz tego czułego, dobrego Dracona jest tą prawdziwą - nie miałam co do tego stuprocentowej pewności.
Tym razem to ja zrobiłam krok w jego stronę.
- Jak mogę ufać komuś, kto nie chce wyjawić mi całej prawdy?
Postawił śnieżną kulę na szafkę. Zbliżył się, tak że dzieliła nas odległość jednego metra.
- Po prostu.
Pokręciłam głową. Smutek zawładnął moim ciałem.
- Chcę ci zaufać. Tylko ty sam mi to utrudniasz. Mówiłeś, że byłam częścią twojego planu, że mnie wykorzystałeś. A parę dni później każesz mi sobie ufać?
- Nie uwierzyłaś w to, co powiedziałem ci na Wieży Astronomicznej.
- To nie znaczy, że tego nie powiedziałeś.
Podszedł jeszcze bliżej. Mogłabym chwycić jego rękę.
- Miałem nadzieję, że zranię cię dostatecznie mocno, żebyś trzymała się ode mnie z daleka. Najwidoczniej mój plan przyniósł odwrotny skutek - wykrzywił wargi w delikatnym uśmiechu, który po chwili zamienił się w ciche westchnięcie. - Nie chcę, żebyś się w to mieszała, Granger.
- Musisz powiedzieć mi prawdę.
Zrobił jeszcze jeden krok.
- Niedługo.
Znów pokręciłam głową
- Nie mogę dłużej czekać w niepewności - odparłam. - Co jeśli teraz kłamiesz? Może próbujesz mnie odsunąć od tego wszystkiego, żeby łatwiej ci było zrealizować swój plan.
Przypatrzył mi się w ciszy.
- Właśnie w to wierzysz? - zapytał.
A ja mimo tego, że chciałam grać nieufną, odpowiedziałam:
- Nie.
I parę sekund później stałam na środku Pokoju Wspólnego Ślizgonów z czołem przyciśniętym do jego torsu, kiedy płytki oddech zastąpił niepotrzebne słowa.
- Mam przeczucie, że zbliżamy się do czegoś wielkiego - powiedział półszeptem.
Pomyślałam, że coś w tym jest. Jakby ktoś zawiesił na ścianie tabliczkę, zbyt daleko, żeby wiedzieć, co na niej jest napisane, jednak z każdym dniem krok w przód przybliżał mnie do odczytania tajemniczego napisu.
Pozostała jeszcze kwestia, dla której tu przyszłam.
Z trudem odsunęłam się od Dracona. Uniosłam głowię, wzięłam głęboki wdech i na jednym wydechu powiedziałam:
- Harry o wszystkim wie. Chce pójść z tym do Dumbledore'a.
Malfoy zamrugał, zbity z tropu. Zmarszczył brwi.
- Powiedziałaś o tunelu Potterowi?
Stwierdziłam, że właśnie ogarnia go gniew, więc spróbowałam się jakoś obronić.
- Sam kazałeś mi o tym powiedzieć, kiedy pokazywałeś mi go po raz pierwszy.
- Tak, ale to było kilka miesięcy temu - wyrzucił ręce w górę.
- Trzy i pół. Poza tym, nie sprecyzowałeś kiedy mam mu o tym powiedzieć.
Spojrzał na mnie z wyrzutem. Przynajmniej zniknął ten mechaniczny, nienawidzący ludzkości Draco. Nawet złość jest lepsza od obojętności.
- Salazarze, Granger. Wiesz co najlepszego zrobiłaś?
Teraz to ja się oburzyłam.
- Skąd mam niby wiedzieć, skoro nie chcesz mi nic powiedzieć?
Moje słowa jednak nie zadziałały. Znów chłód objął jego oczy, a ja przeklęłam w duchu, że wspomniałam o Harrym.
- Będę musiał to jakoś załatwić, a nie mam wystarczająco czasu... - zaczął mruczeć sam do siebie. - Przeklęty Potter i jego wtykanie nosa w nie swoje sprawy. Można pozbyć się Dumbledore'a, ale to za szybko, nie teraz...
- O czym ty mówisz?
Ostrość jego spojrzenia przebiłaby nawet ducha.
- O Potterze. Uważa się za Wybrańca, myśli że to on ma zbawić świat, a tak naprawdę jest zwykłą pomyłką - zdawał się być zły i poirytowany, co nie stanowiło najlepszej mieszanki. - Dobrze wiedziałaś, jak zareaguje. Od dawna o wszystkim go informujesz?
On nie był zły. On był wściekły.
- Harry Potter jest moim przyjacielem - odparowałam niezbyt miłym tonem. - Może przyjaźń to dla ciebie pojęcie obce, ale...
- Nie obchodzi mnie kim jest dla ciebie Potter - warknął. Zabolało. - Teraz mam na głowie jeszcze jego.
- Ugh! - tupnęłam nogą, jak małe dziecko i prawie natychmiast tego pożałowałam. - Przestań wszystko utrudniać, Malfoy!
Zerknął na mnie z ukosa.
- To ty wszystko utrudniasz.
Zabrzmiało to w jego ustach tak, jakbym była jego wrogiem, kimś, kogo należy zlikwidować.
Z trudem powstrzymałam łzy.
- Pokaż przedramię - nakazałam.
Zaskoczony opuścił ręce i stanął w bezruchu, jakbym go spetryfikowała.
- Co? - zapytał.
- Słyszałeś. Pokaż mi swoje lewe przedramię.
Jego szczęka drgnęła. W pokoju zrobiło się zimno, a sam Draco wyglądał jak lodowa rzeźba. Uniosłam podróbek w wojowniczym geście. Tak bardzo mocno pragnęłam, żeby podciągnął rękaw swojej koszuli, ukazując zwykły kawałek swojej jasnej skóry, nieprzypieczętowanej żadnym znakiem. Mrocznym Znakiem.
Sekundy mijały bardzo wolno. Draco dopiero po chwili wykonał jakiś ruch. Nie pokazał mi jednak przedramienia, ale zrobił krok w stronę wyjścia. Jego głos był ostry jak brzytwa, kiedy powiedział:
- Na ciebie już czas, Granger.
- Ale...
- Wyjdź.
Miałam wrażenie, że jeśli zostanę jeszcze chwilę w Pokoju Wspólnym Ślizgonów, ciężar spojrzenia Dracona mnie zgniecie. Zacisnęłam usta w wąską kreskę i wyszłam z pomieszczenia, nie zaszczycając go pożegnalnym spojrzeniem. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku zanim dotarłam do Wieży Gryffindoru.
Unikałam Harry'ego, choć ten nalegał na spotkanie ze mną. Ale co ja miałam mu powiedzieć? ,,Miałeś racje, Malfoy przemyca do zamku Śmierciożerców. Prawdopodobnie ma wypalony Mroczny Znak na lewym przedramieniu. Nie dowiedziałam się niczego dobrego i chyba jestem niezdrowa na umyśle, skoro wciąż uważam, że jest po naszej stronie"?
Hogwart napełnił się uczniami, a ja zdałam sobie sprawę, że mamy już styczeń. Nowy Rok nie zaczął się dla mnie przychylnie.
Spotkałam się z Harrym i Ronem dzień później, na wieczornej uroczystej kolacji. Wielka Sala znów wyglądała jak zawsze, a każdy stół zapełniony był po brzegi. Kątem oka dostrzegłam Dracona przy stole Ślizgonów, ale on nie spojrzał na mnie. Uśmiechał się ironicznie do Pansy Parkinson, która z zapałem opowiadała o swojej przerwie świątecznej.
- Coś mnie ominęło? - zapytałam szeptem w stronę swoich przyjaciół, kiedy zajmowałam miejsce przy samym brzegu stołu.
- Tak, Dumbledore...
- Miałaś wczoraj załatwić coś z Malfoyem - przerwał Ronowi Harry. Przyglądał mi się podejrzliwie. - I jak?
- Później ci powiem - zbyłam go. - Więc, Ron, o co chodzi z Dumbledorem?
Ale Ron nie musiał odpowiadać, bo właśnie ze stołu nauczycielskiego powstał dyrektor szkoły.
- Ach, miło mi widzieć was wszystkich w Hogwarcie po przerwie świątecznej - złożył ręce w piramidkę. - Rozumiem, że po podróży jesteście na pewno głodni, dlatego nie zajmę wam dużo czasu. Chciałbym poinformować was oficjalnie, że dwoje nowych uczniów rozpocznie od jutra naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
W Wielkiej Sali zapanowała cisza. Ron niezbyt zainteresowany zaczął nakładać sobie na talerz czekoladowy budyń.
- Pierwszaki o których wspomniała McGonagall - mruknął.
- To nie pierwszaki - zaoponowałam.
Harry spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale nie zdążyłam tego wyjaśnić, bo właśnie w tej chwili Dumbledore ponownie zabrał głos.
- Mam nadzieję, że powitacie naszych nowych uczniów przyjaźnie i pomożecie im zaklimatyzować się w nowej szkole.
Hagrid zaczął bić brawo. Niemal natychmiast dołączyli do niego nauczyciele, a po chwili i uczniowie. Aplauz nie był jednak zbyt entuzjastyczny.
Na środek, gdzieś zza stołu nauczycielskiego, wyszedł Larch. Wyglądał tak jak zawsze, tyle że ubraną miał na sobie Ślizgońską szatę, co wzbudziło pomruki przy każdym stole. Wyglądał na zakłopotanego, jakby tysiące skierowanych na niego oczu go onieśmielały.
- O Merlinie - zawołała Lavender. - On jest... on jest... cudowny!
Komentarz potoczył się po całej Wielkiej Sali. Larch spojrzał w kierunku Lavender, ale jego wzrok zatrzymał się na mnie. Uśmiechnął się.
- Uśmiecha się do mnie - szepnęła Lavender, chyba niedowidząc na kogo Larch się w tej chwili gapił. Wyglądała jakby miała zaraz dostać palpitacji serca. - Święty Godryku, zakochał się we mnie!
- Czy on ma na sobie szatę Slytherinu? - łyżka z budyniem zastygła przy ustach Rona.
- Nie powinna przydzielić go tiara? - zapytał Harry.
Dumbledore uśmiechnął się.
- Panna Willis zapewnie niedługo się zjawi - powiedział, najwidoczniej nie przejmując się nieobecnością nowej uczennicy. - No cóż, nie możemy dłużej czekać! Zacznijmy ucztę.
Dyrektor odszedł do stołu nauczycielskiego, a Larch usiadł przy stole Ślizgonów. Wyczułam na sobie jego wzrok.
- Czemu ten nowy się na ciebie gapi? - Ron oskarżycielsko zmrużył oczy.
- Masz budyń na brodzie - zignorowałam jego pytanie. - Harry, mógłbyś podać mi ziemniaki?
Niemal cała kolacja minęła spokojnie. Jedyne co mi przeszkadzało, to podejrzliwy wzrok Harry'ego, oskarżycielskie spojrzenie Rona i nieustanne zerknięcia Larcha. Bolało, że jedyna para oczu, której wzrok chciałam na sobie czuć, zupełnie mnie ignorowała, zajęta wpatrywaniem się w Pansy Parkinson.
- On tu idzie! - zawołała Lavender i zwróciła się do Parvati. - Mam resztki jedzenia między zębami?
Przeklęłam w duchu, kiedy Larch pojawił się tuż obok mnie. Oparł się rękami o stół.
- Można? - zapytał wesoło, korzystając z faktu, że miejsce obok mnie było wolne.
- Ej, March - Ron wyciągnął widelec, jakby groził mu mieczem. - Ślizgoni nie siadają przy stole Gryfonów.
Larch uniósł brwi. Jego uśmiech się poszerzył.
- Mam na imię Larch - przechylił głowę. - Ty pewnie jesteś Harry?
Uszy Rona poczerwieniały.
- Jeśli oczekujesz autografu to trafiłeś pod zły adres - warknął. - To jest Harry Potter - i wskazał na swojego przyjaciela.
Na Larchu najwidoczniej nazwisko Harry'ego nie zrobiło żadnego wrażenia. Skinął mu uprzejmie głową i znów zwrócił się do Rona:
- W takim razie ty musisz być Ron. Herm mi o was mówiła.
Ronowi opadła szczęka. Wyglądał jak wtedy, gdy zobaczył mnie z Wiktorem na Balu Bożonarodzeniowym.
- Mówiłaś mu o nas?!
Kopnęłam Ronem pod stołem. Skrzywił się i spojrzał na Harry'ego, jakby oczekiwał poparcia, ale ten milczał.
- Uhm, tak - Larch uśmiechnął się przepraszająco. - Chyba już pójdę. Do zobaczenia, Herm. A i - zwrócił się do Rona, dotykając jednocześnie miejsca pod ustami - masz budyń na brodzie.
Ron otarł rękawem twarz, odprowadzając Larcha nienawistnym spojrzeniem.
- Herm? - zapytał z wyrzutem, celując widelec w moją stronę. - To brzmi, jakbyś była facetem!
- A według mnie jest urocze - wtrąciła Parvati, ale natychmiast zreflektowała się pod oburzonym spojrzeniem Lavender: - To znaczy... Hermiona to takie długie i trudne imię, że na pewno ma problem z jego zapamiętaniem...
- Nie podoba mi się ten koleś - mruknął Ron. Odsunął od siebie talerz z budyniem, na znak, że przeszedł mu apetyt. - Jest jakiś dziwny.
- Znasz go pięć minut - powiedziałam i od razu zrozumiałam swoją hipokryzję. Przecież sama ledwo go znam, a już przypisałam do czarnej listy.
- Potrafię przejrzeć takich jak on, Herm - zironizował. - Jest starszy, mówi z dziwnym akcentem i jest Ślizgonem! A poza tym, widziałaś jego oczy? Są dwukolorowe, jak u husky'iego ciotki Muriel!
- To się nazywa heterochromia, Ronaldzie. Różnobarwność tęczówki. Zwykła wada, która czasem... dość rzadko, występuje u ludzi. I nie możesz go nie lubić za to, że jest Ślizgonem! Nawet nie wiesz, jaki jest naprawdę.
- Jest bezczelny - stwierdził natychmiast Ron, wpatrując się w stół Ślizgonów. - Jest arogancki, przebiegły, niezbyt bystry. Na pewno wysłano go tu jako młodocianego przestępcę na wychowanie.
- Nie zauważyłam u niego żadnej z tych cech - powiedziałam, czując nagłą potrzebę bronienia go przed przyjacielem. - I może cię zaskoczę, ale Larch czyta bardzo wiele książek, jest błyskotliwy i sympatyczny.
- Och, tak? Widziałaś jak wygląda? Ktoś taki nigdy nie sięga po książki z własnej woli!
- Masz na myśli, że jest przystojny?
- Przystojny? - Ron prychnął. - Miałem na myśli to, że wygląda jak tępy osiłek, który nie potrafi nawet czytać.
- Co w ciebie wstąpiło, Ron? Dyskryminujesz go, bo został przydzielony do Slytherinu!
- Z kolei ty nie masz nic przeciwko temu. Chyba ostatnio odczuwasz pociąg do Ślizgonów, co?
- Przestańcie! - Harry z hukiem postawił swój puchar na stół, że ten aż zadrżał. Przeskakiwał wzrokiem ze mnie na Rona i z powrotem.
Oprzytomniałam. Lavender, Parvati, Dean i Seamus przysłuchiwali się naszej wymianie zdań. Lavender uśmiechała się do siebie, jakby to wszystko ją bawiło.
- O tak, kolejny Ślizgon - zachichotała. - To już trzeci od rozpoczęcia piątej klasy.
Odruchowo chciałam zaoponować. Nott? Widujemy się bardzo rzadko i nigdy nie myślałam nad tym, czy go w ogóle lubię. Larch? Znam go od paru dni i jestem pewna, że coś ukrywa, ale mimo wszystko komentarze Rona na jego temat mnie rozłościły. A Draco? Tak, on skradł swoimi pocałunkami moje racjonalne myślenie.
- Nie jestem głodna - powiedziałam bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. - Pójdę do biblioteki.
Przechodząc przez Wielką Salę, nie mogłam się oprzeć, by spojrzeć w kierunku stołu Ślizgonów. Draco wyczuł, że ktoś się na niego gapi, bo zerknął na mnie. Tylko na krótką chwilę, bo niemal natychmiast odwrócił wzrok z powrotem na Pansy, ale ta sekunda wystarczyła, by moje serce zabiło mocniej.
Tylko jeden Ślizgon, Lavender - pomyślałam. Tylko jeden Ślizgon zawrócił mi w głowie tak, jak jeszcze nikt inny.
Kiedy wspinałam się na schody dogonił mnie Harry.
- Musisz to skończyć - powiedział twardo, idąc ramię w ramię ze mną, lekko dysząc.
- Kłótnie z Ronem? - zapytałam, w głębi duszy wiedząc, że chodzi o coś innego.
- Znajomość z Malfoyem.
Nie odpowiadałam przez długi czas. Gdyby to było takie proste, już dawno urwałabym z nim kontakt. Ale nie potrafiłam odciąć się od niego. Tak samo jak nie potrafiłabym odciąć się od Harry'ego czy Rona.
- Nie możesz mnie o to prosić - oznajmiłam, patrząc przed siebie.
Harry pokręcił głową.
- Nie wiem, ile was łączy, ale widzę, że już dawno przestałaś traktować go jako swojego wroga. Zapomniałaś, że przez tyle lat byłaś dla niego nikim, musiałaś znosić jego obelgi, a teraz doskonale wiesz, co planuje, a mimo wszystko wciąż ci na nim zależy. Martwię się o ciebie, Hermiono. Chcę twojego szczęścia, ale oboje wiemy, że on nie może ci go dać.
- Wydaje ci się, że go znasz - powiedziałam wyniośle. - Ale widzisz tylko to, co on chce żeby ludzie widzieli. Draco nie jest taki, jak wam wszystkim się wydaje.
Bo gdyby taki był - ciągnęłam dalej w myślach - nie siedziałby przy mnie, kiedy nieprzytomna leżałam w skrzydle szpitalnym, po tym jak Jordal podał mi eliksir osłabienia. Nie uratowałby mnie przed centaurami, swoim ojcem czy Ronem. Nie oglądałby ze mną komety Halleya, nie mówiłby tych wszystkich uroczych rzeczy, nie całowałby mnie z takim pożądaniem i nie patrzyłby na mnie w ten sposób.
- Nie sądziłem, że tak łatwo dasz się mu omamić - mruknął.
Stanęłam jak wryta. Poczułam przypływ gniewu, ale jak najspokojniej odpowiedziałam:
- Przykro mi, że tak to odbierasz.
Harry również się zatrzymał.
- Pójdę do Dumbledore'a zaraz po kolacji - oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Powiem mu o swoich podejrzeniach; o tunelu, którego używa Malfoy.
- Nie powinieneś tego robić.
- Nie będę ryzykował życia kogokolwiek w zamku.
- To bardzo szlachetne, Potter - powiedział ktoś za mną. Spojrzałam na Dracona Malfoya, wyłaniającego się z cienia, ale jego wzrok utkwiony był w Harrym.
Harry wyciągnął różdżkę.
- Znam twoje plany, Malfoy.
- Nic o nich nie wiesz.
- Długo już służysz Voldemortowi?
Draco wydawał się być nieporuszony zarzutami Harry'ego. Stanął obok mnie, wciąż na mnie nie patrząc, ale sama jego obecność wywołała u mnie mieszane uczucia.
- Nie jestem niewolnikiem - odparł ze stoickim spokojem. - Nikomu nie służę. Za to ty świetnie się bawisz, jako marionetka Dumby'iego. Jak to leciało? Chłopiec, Który Musi Umrzeć. Wciąż nie możesz pogodzić się z przepowiednią, czyż nie?
Nie zrozumiałam, co Draco miał na myśli, ale jego słowa wywarły duże wrażenie na Harrym, trafiły w jego czuły punkt. Uniósł wyżej różdżkę, ale nie odezwał się.
- Jaka przepowiednia? - zapytałam, przypominając sobie pieśń tiary, ale jak najprędzej odpędziłam od siebie tę myśl.
- Ta, o której twój przyjaciel ci nie powiedział - Draco wciąż na mnie nie patrzył. - Może chcesz o niej opowiedzieć, Potter?
Harry skrzywił się. Zrobił krok do przodu.
- Dość tego - nakazał. Ręka mu drżała. - Nie wywiniesz się z tego, Malfoy. Dumbledore dowie się, co kombinujesz i zapobiegnie temu. A Ministerstwo Magii zajmie się tobą i twoimi bliskimi znajomymi z Azkabanu.
- Dumbledore - powiedział wolno Draco, jakby próbował sobie coś przypomnieć. - Och, obawiam się, że tym razem ci nie pomoże. No chyba, że się pospieszysz... choć nie, nie. To i tak nic nie da.
Harry zawahał się.
- Co masz na myśli?
- Tylko tyle, że dyrektora już nie ma. Ktoś z ministerstwa wysłał mu pilną wiadomość, że ma natychmiast pojawić się na posiedzeniu w Paryżu. Biedak, musiał przerwać kolacje i zostawić szkołę na łasce McGonagall. Ale przecież Ministrowi Magii się nie odmawia.
- Nie wierzę ci...
- Więc biegnij, Wybawicielu Ludzkości - zakpił Draco. - Biegnij do swojego mentora i uratuj nas wszystkich.
Harry chyba zapomniał o mojej obecności, bo bez żadnego słowa pobiegł w kierunku Wielkiej Sali. Chyba spodziewał się, że Draco go okłamuje. Ja byłam pewna, że Dumbledore'a naprawdę nie ma już w szkole.
- To twoja sprawka? - zapytałam za znużeniem, zakładając ręce na piersi.
Draco odetchnął z ulgą, kiedy Harry zniknął nam z pola widzenia.
Podszedł do mnie i zupełnie niespodziewanie ujął moją twarz w swoje dłonie, dzięki czemu cała ogarniająca mnie złość znikła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Nie chciałem, żebyś się w to mieszała - powiedział cicho i łagodnie, opierając swoje czoło o moje. Jego oddech muskał moją skórę. - Wciąż tego nie chcę.
Moje ciało rozpadało się pod jego dotykiem, a serce rozpływało się przez jego słowa.
- Draco... - nie potrafiłam skleić żadnego sensownego zdania.
- Gdybyś mnie znienawidziła wszystko byłoby prostsze.
Zacisnęłam powieki. Otaczała mnie ciemność i ten charakterystyczny zapach wanilii. Zaplotłam ręce na jego szyi.
- Nie potrafię cię nienawidzić - wyznałam, otwierając oczy. - Nie chcę cię nienawidzić.
- Nie mam zbyt wiele czasu - odchylił głowę, patrząc na mnie z góry. - Chcę, żebyś na siebie uważała. Gdziekolwiek pójdziesz, zawsze mniej przy sobie kogoś zaufanego. Może być Potter albo Weasley. Nie przepadam za tą dwójką, ale z nimi będziesz bezpieczna.
Zmarszczyłam brwi.
- Dlaczego mnie o to prosisz?
- Nie chcę żeby coś ci się stało. Obiecaj mi, że będziesz ostrożna.
- Draco, to brzmi jak jakieś poże...
Na dole rozległ się dźwięk otwieranych drzwi Wielkiej Sali. Kolacja dobiegła końca.
- Obiecaj - nalegał półgłosem.
Miałam tyle pytań, ale czas nie był nam przychylny.
Kiwnęłam głową.
- Obiecuję.
Przyciągnął mnie do siebie, jego ręce zawędrowały do moich włosów. Złożył pocałunek na moim czole.
Zacisnęłam powieki.
Kiedy otworzyłam oczy, Dracona już nie było. Jakby rozpłynął się w moich objęciach.
Wróciłam do dormitorium z dziesiątką pytań w swojej głowie. Nie mogłam ukryć uśmiechu, który wpełzł na moje usta i za nic nie chciał się zmyć.
Następnego dnia rozpoczęły się zajęcia, ale na żadnym nie było Dracona. Przed kolacją wstąpiłam do swojego dormitorium, gdzie czekała na mnie śnieżnobiała sowa, trzymająca w dziobie zapieczętowany list.
Na kawałku pergaminu zapisane zostało raptem parę słów.
Wrócę. Pamiętaj o
obietnicy.- Już piąty rok wam powtarzam, że to idiota - powtarzał jak mantrę, kiedy schodziliśmy na jego temat.
- Uratował mi życie - oponował za każdym razem. Z każdym kolejnym zaprzeczeniem brzmiało to coraz mniej przekonująco.
W końcu udało mi się zakończyć swoje wyjaśnienia bez żadnej puenty ani znaczących przeprosin. Jedyne co powiedziałam to:
- I słyszałeś Harry'ego. Muszę znaleźć Dracona i dowiedzieć się wszystkiego, bo inaczej...
- Tak wiem: bo Harry pójdzie do Dumbledore'a. Ale nie uważasz, że to lepsze rozwiązanie? Skoro Malfoy próbuje przedostać Śmierciożerców do zamku, ktoś powinien się tym zająć.
- Nic nie wiadomo o żadnym przemyceniu Śmierciożerców, Ron - odparłam sucho, podnosząc się z fotela. - Znasz moje zdanie na ten temat.
- Ty w niego wierzysz - stwierdził oskarżycielsko. - I chyba sama nie zdajesz sobie sprawy, że za bardzo mu ufasz.
Jedyne co mogłam, to spróbować zmiażdżyć go spojrzeniem i wyjść bez słowa z Pokoju Wspólnego, zabierając ze sobą mapę Huncwotów. Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie, a na moich ustach spoczęła niewypowiedziana odpowiedź: Wiem, że mu za bardzo ufam. Wiem też, że mogłabym powierzyć mu swoje życie. A co najgorsze - wiem, że najprawdopodobniej byłaby to ostatnia rzecz jaką zrobiłabym przed śmiercią.
Na szczęście uczniowie wracali dopiero jutro, więc nie trudno było znaleźć kropeczkę z napisem Draco Malfoy na mapie Huncwotów. Siedział jak zawsze w Pokoju Wspólnym Ślizgonów, ale co było najdziwniejsze - na przeciwko niego widniała druga kropeczka. Larch Hornroot. Od razu wszystko stało się jasne: jeśli Draco nie posiadał żadnej peleryny niewidki ani niczego podobnego - Larch musiał właśnie w tej chwili z nim rozmawiać.
Szłam pustym korytarzem w stronę lochów, zupełnie nie wiedząc, co zamierzam zrobić. Swoją szansę dostrzegłam, kiedy kropeczka z napisem Larch Hornroot zaczęła poruszać się w kierunku wyjścia z Pokoju Wspólnego Ślizgonów. W mojej głowie szybko zrodził się plan. Zaczęłam biec w tamtym kierunku.
Tuż przed wejściem do lochów zatrzymałam się. Poprawiłam włosy, uspokoiłam oddech i schowałam mapę Huncwotów. Odczekałam paręnaście sekund, a kiedy usłyszałam kroki, jak gdyby nigdy nic ruszyłam przed siebie, patrząc w podłogę.
Uderzyłam w Larcha, tak jak planowałam. Straciłam równowagę i omal nie upadłam, gdyby chłopak nie przytrzymał mnie w pasie.
- Woho, uważaj - powiedział, ukazując rządek białych zębów. - Chyba lubisz na mnie wpadać, Herm.
- Herm?
Larch usunął swoją rękę z mojej talii.
- Czy uczniowie już wrócili z przerwy świątecznej? - zapytał. - Widziałem jakiś dwóch Gryfonów, których wcześniej tu nie było. Z drugiej strony zdawało mi się, że dopiero jutro mija czas ferii.
Powiedz mi lepiej, że nie dzielisz już sam dormitorium, pomyślałam. Na głos wypowiedziałam:
- Ci dwaj to pewnie Harry i Ron, moi przyjaciele. Wrócili dzień wcześniej niż pozostali.
- Dobrze wiedzieć.
` Utkwiłam wzrok w księdze, którą trzymał.
- Idziesz do biblioteki?
- Co? - podążył za moim wzrokiem. - Och, no tak.
Odczytałam tytuł. Najsilniejsze eliksiry.
- Skąd ją masz? Ta księga jest zakazana.
- Uhm - podrapał się wolną ręką po głowie, robiąc zmieszaną minę. - Właśnie dlatego muszę ją oddać dzisiaj.
- Ukradłeś ją?
- Wypożyczyłem - zaprotestował. Wyglądał, jakbym go uraziła. - Pani Pince mi ją wypożyczyła, ale raczej nie powinienem nikomu o tym mówić. Nie jestem złodziejem.
- Tak, przepraszam - mruknęłam. Nie bardzo uwierzyłam, by pani Pince mogła wypożyczyć komuś książkę z Działu Ksiąg Zakazanych bez zezwolenia jakiegokolwiek nauczyciela.
- A co z tobą?
- Słucham?
- Chyba nie wybrałaś się na spacer po lochach - odparł w miarę wesoło.
-Ja... Tak właściwie to muszę dostać się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów - wymyśliłam na poczekaniu. - Wiesz, jutro wracają uczniowie, a prefektów Slytherinu nie ma w zamku, więc zostałam poproszona przez profesor McGonagall żeby ich wyręczyć.
- Rozumiem.
- Tyle że jest mały problem - zmusiłam się na uśmiech, mając nadzieję, że to jakoś pomoże. - McGonagall nie zna hasła do waszego Pokoju Wspólnego, więc nie mam jak się tam dostać.
- Wysłała cię tu, nie podając uprzednio hasła?
- Oczywiście, że nie - mój uśmiech się poszerzył, ale w głębi duszy bałam się, że Larch mnie przejrzy. - Obiecała załatwić mi je za godzinę. Musi pójść do Snape'a i mu wszystko wyjaśnić, a wiesz jaki on... och, to znaczy jeszcze nie wiesz. W każdym razie, jak już zauważyłeś, moi przyjaciele wrócili wcześniej i chciałabym spędzić z nimi więcej czasu, dlatego wolałabym wypełnić obowiązki prefekta teraz.
Larch uniósł brwi. Miałam dziwne wrażenie, że wyczuwa moje kłamstwa.
- Rozumiem - powtórzył mimo moich podejrzeń. - Hasło to: chwała i potęga.
- Dziękuję - powiedziałam z ulgą. - A, i Larch. Nie wszystkim Ślizgonom spodobałoby się to, że weszłam na ich terytorium. Gdybyś mógł nikomu o tym nie mówić... - spojrzałam ostentacyjnie na jego książkę, chcąc dać mu do zrozumienia, że kosztem milczenia jest milczenie.
- Nie ma sprawy, Herm. Miłego, uhm, wypełniania swoich obowiązków - podkreślił ostatnie trzy słowa, unosząc przy tym ostentacyjnie brwi i uśmiechając się przeciągle. Byłam już stuprocentowo przekonana, że wykrył moje kłamstwo.
- Tak, dzięki. Miłego oddawania wypożyczonej książki pani Pince - nie pozostałam mu dłużona.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Parę sekund później zniknął mi z pola widzenia.
Ruszyłam w głąb lochów. Czułam dziwny spokój i opanowanie. Nie bałam się Dracona, nie bałam się rozmowy z nim. Obawiałam się jedynie, że może być to nasza ostatnia rozmowa; że wszystko co między nami było zostanie wciągnięte przez wir wzajemnego niezrozumienia i kłamstw. Byłam taka samolubna.
- Chwała i potęga - powiedziałam. Niemal natychmiast moim oczom ukazało się wejście.
Nigdy przedtem nie byłam w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Na pierwszy rzut oka nie oceniłabym tego miejsca pozytywnie, ale nie miałam nastroju przyglądać się każdemu szczegółowi. Było po prostu skaliście i zielono.
- Draco?
Cisza. Gdyby nie mapa Huncwotów, byłabym niemal pewna, że w promieniu parunastu metrów nikogo nie ma.
- Wiem, że tu jesteś, Draco - powiedziałam do powietrza. - Nie możesz mnie unikać. Czy tego chcesz czy nie, wiem o twoim sekrecie. Teraz to jest problem nas obojga.
Cisza. Założyłam ręce na piersi i zaczęłam odliczać w myślach do dziesięciu. Odezwał się po siódmej sekundzie.
- Problem - przeciągnął sylaby w tym słowie jeszcze bardziej niż robił to normalnie. - Ja bym nie nazwał tego problemem. A już na pewno nie naszym problemem.
Zwróciłam twarz w stronę, z której dobiegał głos. Draco siedział w zielonym fotelu w kącie pokoju. Prawą kostkę nogi opierał na lewym kolanie, a ręką luźno obejmował oparcie. Jego twarz przysłonięta została cieniem mebli stojących obok. Wcale nie wyglądał na zaskoczonego. Nawet - mogłabym śmiało powiedzieć - zdawał się być czekać na mnie.
Kiedy go zobaczyłam cała pewność siebie uszła ze mnie jak powietrze z przebitego balonu.
- Witaj w moich Ślizgońskich progach - rozłożył ręce. Jego głos był jakby wyprany z emocji, dziwnie mechaniczny. - Co cię tu sprowadza? Ciekawość? Koszmary? Czy może twoja głupia chęć niesienia pomocy komuś, kto nigdy o nią nie prosił?
- Głos - odpowiedziałam bez namysłu. - A konkretniej głos twojej ciotki dochodzący z tunelu prowadzącego do zamku. Zdaje mi się, czy powinna ona teraz siedzieć zamknięta w celi w Azkabanie?
Wcale nie byłam pewna, czy tamten głos należał do Bellatrix Lestrange, ale ta cisza, która zawładnęła Pokojem Wspólnym... Tak, to była chyba wystarczająca odpowiedź.
Zrobiłam krok w jego stronę. Chciałam coś dodać, wylać z siebie potok słów, skończyć wreszcie tę głupią gierkę i być w końcu szczera wobec siebie oraz moich uczuć. Ale Draco znowu mnie ubiegł.
- Sprytne. Wiedziałem, że jesteś inteligentna. Mimo tego, jak bardzo cię nie znosiłem, zawsze to wiedziałem. - Wstał i ruszył w moją stronę płynnym krokiem, jakby unosił się nad ziemią. - Mówiłem im, że sobie poradzisz.
Dreszcz przeszedł przez całe moje ciało.
Nie bałam się go. Przysięgam, że wciąż czułam się bezpiecznie.
- Im? - zapytałam. - Masz na myśli Śmierciożerców?
Zgarnął ze stołu małą kulę śnieżną i zaczął przerzucać ją sobie z ręki do ręki.
- To wszystko jest zbyt trudne, Hermiono. Czasem chciałbym ci wszystko wytłumaczyć, ale nie mogę.
Dźwięk mojego imienia w jego ustach zadziałał na mnie rozczulająco. Mimo wszystko mu uwierzyłam.
- Nie chcesz powiedzieć mi całej prawdy, ale ja znam jej część - powiedziałam przytłoczona. - Nie musisz pomagać Śmierciożercom, Draco. Wcale nie musisz...
- Pomagać Śmierciożercom? - zaśmiał się zimno. - Znasz tylko złą część prawdy. - Spojrzał na mnie, a w jego bladych oczach dostrzegłam smutek. - Są jeszcze dwie. Jedna w miarę dobra. Druga o wiele gorsza niż Śmierciożercy próbujący wtargnąć do zamku.
Śnieżna kula obracała się między jego długimi palcami. Szedł powoli w moim kierunku.
- Muszę wiedzieć, co sie dzieje - wyjąkałam.
- Jedyne co w tej chwili musisz... to zaufać mi.
Nie mogłam uwierzyć, jak Draco potrafi się zmienić w zaledwie parę minut. Zachowywał się, jakby sam nie wiedział czego chce, jakby toczyła się w nim jakaś walka. Byłam świadoma, że tylko jedno jego oblicze nie jest udawane - i choć miałam ogromną nadzieję, że to twarz tego czułego, dobrego Dracona jest tą prawdziwą - nie miałam co do tego stuprocentowej pewności.
Tym razem to ja zrobiłam krok w jego stronę.
- Jak mogę ufać komuś, kto nie chce wyjawić mi całej prawdy?
Postawił śnieżną kulę na szafkę. Zbliżył się, tak że dzieliła nas odległość jednego metra.
- Po prostu.
Pokręciłam głową. Smutek zawładnął moim ciałem.
- Chcę ci zaufać. Tylko ty sam mi to utrudniasz. Mówiłeś, że byłam częścią twojego planu, że mnie wykorzystałeś. A parę dni później każesz mi sobie ufać?
- Nie uwierzyłaś w to, co powiedziałem ci na Wieży Astronomicznej.
- To nie znaczy, że tego nie powiedziałeś.
Podszedł jeszcze bliżej. Mogłabym chwycić jego rękę.
- Miałem nadzieję, że zranię cię dostatecznie mocno, żebyś trzymała się ode mnie z daleka. Najwidoczniej mój plan przyniósł odwrotny skutek - wykrzywił wargi w delikatnym uśmiechu, który po chwili zamienił się w ciche westchnięcie. - Nie chcę, żebyś się w to mieszała, Granger.
- Musisz powiedzieć mi prawdę.
Zrobił jeszcze jeden krok.
- Niedługo.
Znów pokręciłam głową
- Nie mogę dłużej czekać w niepewności - odparłam. - Co jeśli teraz kłamiesz? Może próbujesz mnie odsunąć od tego wszystkiego, żeby łatwiej ci było zrealizować swój plan.
Przypatrzył mi się w ciszy.
- Właśnie w to wierzysz? - zapytał.
A ja mimo tego, że chciałam grać nieufną, odpowiedziałam:
- Nie.
I parę sekund później stałam na środku Pokoju Wspólnego Ślizgonów z czołem przyciśniętym do jego torsu, kiedy płytki oddech zastąpił niepotrzebne słowa.
- Mam przeczucie, że zbliżamy się do czegoś wielkiego - powiedział półszeptem.
Pomyślałam, że coś w tym jest. Jakby ktoś zawiesił na ścianie tabliczkę, zbyt daleko, żeby wiedzieć, co na niej jest napisane, jednak z każdym dniem krok w przód przybliżał mnie do odczytania tajemniczego napisu.
Pozostała jeszcze kwestia, dla której tu przyszłam.
Z trudem odsunęłam się od Dracona. Uniosłam głowię, wzięłam głęboki wdech i na jednym wydechu powiedziałam:
- Harry o wszystkim wie. Chce pójść z tym do Dumbledore'a.
Malfoy zamrugał, zbity z tropu. Zmarszczył brwi.
- Powiedziałaś o tunelu Potterowi?
Stwierdziłam, że właśnie ogarnia go gniew, więc spróbowałam się jakoś obronić.
- Sam kazałeś mi o tym powiedzieć, kiedy pokazywałeś mi go po raz pierwszy.
- Tak, ale to było kilka miesięcy temu - wyrzucił ręce w górę.
- Trzy i pół. Poza tym, nie sprecyzowałeś kiedy mam mu o tym powiedzieć.
Spojrzał na mnie z wyrzutem. Przynajmniej zniknął ten mechaniczny, nienawidzący ludzkości Draco. Nawet złość jest lepsza od obojętności.
- Salazarze, Granger. Wiesz co najlepszego zrobiłaś?
Teraz to ja się oburzyłam.
- Skąd mam niby wiedzieć, skoro nie chcesz mi nic powiedzieć?
Moje słowa jednak nie zadziałały. Znów chłód objął jego oczy, a ja przeklęłam w duchu, że wspomniałam o Harrym.
- Będę musiał to jakoś załatwić, a nie mam wystarczająco czasu... - zaczął mruczeć sam do siebie. - Przeklęty Potter i jego wtykanie nosa w nie swoje sprawy. Można pozbyć się Dumbledore'a, ale to za szybko, nie teraz...
- O czym ty mówisz?
Ostrość jego spojrzenia przebiłaby nawet ducha.
- O Potterze. Uważa się za Wybrańca, myśli że to on ma zbawić świat, a tak naprawdę jest zwykłą pomyłką - zdawał się być zły i poirytowany, co nie stanowiło najlepszej mieszanki. - Dobrze wiedziałaś, jak zareaguje. Od dawna o wszystkim go informujesz?
On nie był zły. On był wściekły.
- Harry Potter jest moim przyjacielem - odparowałam niezbyt miłym tonem. - Może przyjaźń to dla ciebie pojęcie obce, ale...
- Nie obchodzi mnie kim jest dla ciebie Potter - warknął. Zabolało. - Teraz mam na głowie jeszcze jego.
- Ugh! - tupnęłam nogą, jak małe dziecko i prawie natychmiast tego pożałowałam. - Przestań wszystko utrudniać, Malfoy!
Zerknął na mnie z ukosa.
- To ty wszystko utrudniasz.
Zabrzmiało to w jego ustach tak, jakbym była jego wrogiem, kimś, kogo należy zlikwidować.
Z trudem powstrzymałam łzy.
- Pokaż przedramię - nakazałam.
Zaskoczony opuścił ręce i stanął w bezruchu, jakbym go spetryfikowała.
- Co? - zapytał.
- Słyszałeś. Pokaż mi swoje lewe przedramię.
Jego szczęka drgnęła. W pokoju zrobiło się zimno, a sam Draco wyglądał jak lodowa rzeźba. Uniosłam podróbek w wojowniczym geście. Tak bardzo mocno pragnęłam, żeby podciągnął rękaw swojej koszuli, ukazując zwykły kawałek swojej jasnej skóry, nieprzypieczętowanej żadnym znakiem. Mrocznym Znakiem.
Sekundy mijały bardzo wolno. Draco dopiero po chwili wykonał jakiś ruch. Nie pokazał mi jednak przedramienia, ale zrobił krok w stronę wyjścia. Jego głos był ostry jak brzytwa, kiedy powiedział:
- Na ciebie już czas, Granger.
- Ale...
- Wyjdź.
Miałam wrażenie, że jeśli zostanę jeszcze chwilę w Pokoju Wspólnym Ślizgonów, ciężar spojrzenia Dracona mnie zgniecie. Zacisnęłam usta w wąską kreskę i wyszłam z pomieszczenia, nie zaszczycając go pożegnalnym spojrzeniem. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku zanim dotarłam do Wieży Gryffindoru.
Unikałam Harry'ego, choć ten nalegał na spotkanie ze mną. Ale co ja miałam mu powiedzieć? ,,Miałeś racje, Malfoy przemyca do zamku Śmierciożerców. Prawdopodobnie ma wypalony Mroczny Znak na lewym przedramieniu. Nie dowiedziałam się niczego dobrego i chyba jestem niezdrowa na umyśle, skoro wciąż uważam, że jest po naszej stronie"?
Hogwart napełnił się uczniami, a ja zdałam sobie sprawę, że mamy już styczeń. Nowy Rok nie zaczął się dla mnie przychylnie.
Spotkałam się z Harrym i Ronem dzień później, na wieczornej uroczystej kolacji. Wielka Sala znów wyglądała jak zawsze, a każdy stół zapełniony był po brzegi. Kątem oka dostrzegłam Dracona przy stole Ślizgonów, ale on nie spojrzał na mnie. Uśmiechał się ironicznie do Pansy Parkinson, która z zapałem opowiadała o swojej przerwie świątecznej.
- Coś mnie ominęło? - zapytałam szeptem w stronę swoich przyjaciół, kiedy zajmowałam miejsce przy samym brzegu stołu.
- Tak, Dumbledore...
- Miałaś wczoraj załatwić coś z Malfoyem - przerwał Ronowi Harry. Przyglądał mi się podejrzliwie. - I jak?
- Później ci powiem - zbyłam go. - Więc, Ron, o co chodzi z Dumbledorem?
Ale Ron nie musiał odpowiadać, bo właśnie ze stołu nauczycielskiego powstał dyrektor szkoły.
- Ach, miło mi widzieć was wszystkich w Hogwarcie po przerwie świątecznej - złożył ręce w piramidkę. - Rozumiem, że po podróży jesteście na pewno głodni, dlatego nie zajmę wam dużo czasu. Chciałbym poinformować was oficjalnie, że dwoje nowych uczniów rozpocznie od jutra naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
W Wielkiej Sali zapanowała cisza. Ron niezbyt zainteresowany zaczął nakładać sobie na talerz czekoladowy budyń.
- Pierwszaki o których wspomniała McGonagall - mruknął.
- To nie pierwszaki - zaoponowałam.
Harry spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale nie zdążyłam tego wyjaśnić, bo właśnie w tej chwili Dumbledore ponownie zabrał głos.
- Mam nadzieję, że powitacie naszych nowych uczniów przyjaźnie i pomożecie im zaklimatyzować się w nowej szkole.
Hagrid zaczął bić brawo. Niemal natychmiast dołączyli do niego nauczyciele, a po chwili i uczniowie. Aplauz nie był jednak zbyt entuzjastyczny.
Na środek, gdzieś zza stołu nauczycielskiego, wyszedł Larch. Wyglądał tak jak zawsze, tyle że ubraną miał na sobie Ślizgońską szatę, co wzbudziło pomruki przy każdym stole. Wyglądał na zakłopotanego, jakby tysiące skierowanych na niego oczu go onieśmielały.
- O Merlinie - zawołała Lavender. - On jest... on jest... cudowny!
Komentarz potoczył się po całej Wielkiej Sali. Larch spojrzał w kierunku Lavender, ale jego wzrok zatrzymał się na mnie. Uśmiechnął się.
- Uśmiecha się do mnie - szepnęła Lavender, chyba niedowidząc na kogo Larch się w tej chwili gapił. Wyglądała jakby miała zaraz dostać palpitacji serca. - Święty Godryku, zakochał się we mnie!
- Czy on ma na sobie szatę Slytherinu? - łyżka z budyniem zastygła przy ustach Rona.
- Nie powinna przydzielić go tiara? - zapytał Harry.
Dumbledore uśmiechnął się.
- Panna Willis zapewnie niedługo się zjawi - powiedział, najwidoczniej nie przejmując się nieobecnością nowej uczennicy. - No cóż, nie możemy dłużej czekać! Zacznijmy ucztę.
Dyrektor odszedł do stołu nauczycielskiego, a Larch usiadł przy stole Ślizgonów. Wyczułam na sobie jego wzrok.
- Czemu ten nowy się na ciebie gapi? - Ron oskarżycielsko zmrużył oczy.
- Masz budyń na brodzie - zignorowałam jego pytanie. - Harry, mógłbyś podać mi ziemniaki?
Niemal cała kolacja minęła spokojnie. Jedyne co mi przeszkadzało, to podejrzliwy wzrok Harry'ego, oskarżycielskie spojrzenie Rona i nieustanne zerknięcia Larcha. Bolało, że jedyna para oczu, której wzrok chciałam na sobie czuć, zupełnie mnie ignorowała, zajęta wpatrywaniem się w Pansy Parkinson.
- On tu idzie! - zawołała Lavender i zwróciła się do Parvati. - Mam resztki jedzenia między zębami?
Przeklęłam w duchu, kiedy Larch pojawił się tuż obok mnie. Oparł się rękami o stół.
- Można? - zapytał wesoło, korzystając z faktu, że miejsce obok mnie było wolne.
- Ej, March - Ron wyciągnął widelec, jakby groził mu mieczem. - Ślizgoni nie siadają przy stole Gryfonów.
Larch uniósł brwi. Jego uśmiech się poszerzył.
- Mam na imię Larch - przechylił głowę. - Ty pewnie jesteś Harry?
Uszy Rona poczerwieniały.
- Jeśli oczekujesz autografu to trafiłeś pod zły adres - warknął. - To jest Harry Potter - i wskazał na swojego przyjaciela.
Na Larchu najwidoczniej nazwisko Harry'ego nie zrobiło żadnego wrażenia. Skinął mu uprzejmie głową i znów zwrócił się do Rona:
- W takim razie ty musisz być Ron. Herm mi o was mówiła.
Ronowi opadła szczęka. Wyglądał jak wtedy, gdy zobaczył mnie z Wiktorem na Balu Bożonarodzeniowym.
- Mówiłaś mu o nas?!
Kopnęłam Ronem pod stołem. Skrzywił się i spojrzał na Harry'ego, jakby oczekiwał poparcia, ale ten milczał.
- Uhm, tak - Larch uśmiechnął się przepraszająco. - Chyba już pójdę. Do zobaczenia, Herm. A i - zwrócił się do Rona, dotykając jednocześnie miejsca pod ustami - masz budyń na brodzie.
Ron otarł rękawem twarz, odprowadzając Larcha nienawistnym spojrzeniem.
- Herm? - zapytał z wyrzutem, celując widelec w moją stronę. - To brzmi, jakbyś była facetem!
- A według mnie jest urocze - wtrąciła Parvati, ale natychmiast zreflektowała się pod oburzonym spojrzeniem Lavender: - To znaczy... Hermiona to takie długie i trudne imię, że na pewno ma problem z jego zapamiętaniem...
- Nie podoba mi się ten koleś - mruknął Ron. Odsunął od siebie talerz z budyniem, na znak, że przeszedł mu apetyt. - Jest jakiś dziwny.
- Znasz go pięć minut - powiedziałam i od razu zrozumiałam swoją hipokryzję. Przecież sama ledwo go znam, a już przypisałam do czarnej listy.
- Potrafię przejrzeć takich jak on, Herm - zironizował. - Jest starszy, mówi z dziwnym akcentem i jest Ślizgonem! A poza tym, widziałaś jego oczy? Są dwukolorowe, jak u husky'iego ciotki Muriel!
- To się nazywa heterochromia, Ronaldzie. Różnobarwność tęczówki. Zwykła wada, która czasem... dość rzadko, występuje u ludzi. I nie możesz go nie lubić za to, że jest Ślizgonem! Nawet nie wiesz, jaki jest naprawdę.
- Jest bezczelny - stwierdził natychmiast Ron, wpatrując się w stół Ślizgonów. - Jest arogancki, przebiegły, niezbyt bystry. Na pewno wysłano go tu jako młodocianego przestępcę na wychowanie.
- Nie zauważyłam u niego żadnej z tych cech - powiedziałam, czując nagłą potrzebę bronienia go przed przyjacielem. - I może cię zaskoczę, ale Larch czyta bardzo wiele książek, jest błyskotliwy i sympatyczny.
- Och, tak? Widziałaś jak wygląda? Ktoś taki nigdy nie sięga po książki z własnej woli!
- Masz na myśli, że jest przystojny?
- Przystojny? - Ron prychnął. - Miałem na myśli to, że wygląda jak tępy osiłek, który nie potrafi nawet czytać.
- Co w ciebie wstąpiło, Ron? Dyskryminujesz go, bo został przydzielony do Slytherinu!
- Z kolei ty nie masz nic przeciwko temu. Chyba ostatnio odczuwasz pociąg do Ślizgonów, co?
- Przestańcie! - Harry z hukiem postawił swój puchar na stół, że ten aż zadrżał. Przeskakiwał wzrokiem ze mnie na Rona i z powrotem.
Oprzytomniałam. Lavender, Parvati, Dean i Seamus przysłuchiwali się naszej wymianie zdań. Lavender uśmiechała się do siebie, jakby to wszystko ją bawiło.
- O tak, kolejny Ślizgon - zachichotała. - To już trzeci od rozpoczęcia piątej klasy.
Odruchowo chciałam zaoponować. Nott? Widujemy się bardzo rzadko i nigdy nie myślałam nad tym, czy go w ogóle lubię. Larch? Znam go od paru dni i jestem pewna, że coś ukrywa, ale mimo wszystko komentarze Rona na jego temat mnie rozłościły. A Draco? Tak, on skradł swoimi pocałunkami moje racjonalne myślenie.
- Nie jestem głodna - powiedziałam bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. - Pójdę do biblioteki.
Przechodząc przez Wielką Salę, nie mogłam się oprzeć, by spojrzeć w kierunku stołu Ślizgonów. Draco wyczuł, że ktoś się na niego gapi, bo zerknął na mnie. Tylko na krótką chwilę, bo niemal natychmiast odwrócił wzrok z powrotem na Pansy, ale ta sekunda wystarczyła, by moje serce zabiło mocniej.
Tylko jeden Ślizgon, Lavender - pomyślałam. Tylko jeden Ślizgon zawrócił mi w głowie tak, jak jeszcze nikt inny.
Kiedy wspinałam się na schody dogonił mnie Harry.
- Musisz to skończyć - powiedział twardo, idąc ramię w ramię ze mną, lekko dysząc.
- Kłótnie z Ronem? - zapytałam, w głębi duszy wiedząc, że chodzi o coś innego.
- Znajomość z Malfoyem.
Nie odpowiadałam przez długi czas. Gdyby to było takie proste, już dawno urwałabym z nim kontakt. Ale nie potrafiłam odciąć się od niego. Tak samo jak nie potrafiłabym odciąć się od Harry'ego czy Rona.
- Nie możesz mnie o to prosić - oznajmiłam, patrząc przed siebie.
Harry pokręcił głową.
- Nie wiem, ile was łączy, ale widzę, że już dawno przestałaś traktować go jako swojego wroga. Zapomniałaś, że przez tyle lat byłaś dla niego nikim, musiałaś znosić jego obelgi, a teraz doskonale wiesz, co planuje, a mimo wszystko wciąż ci na nim zależy. Martwię się o ciebie, Hermiono. Chcę twojego szczęścia, ale oboje wiemy, że on nie może ci go dać.
- Wydaje ci się, że go znasz - powiedziałam wyniośle. - Ale widzisz tylko to, co on chce żeby ludzie widzieli. Draco nie jest taki, jak wam wszystkim się wydaje.
Bo gdyby taki był - ciągnęłam dalej w myślach - nie siedziałby przy mnie, kiedy nieprzytomna leżałam w skrzydle szpitalnym, po tym jak Jordal podał mi eliksir osłabienia. Nie uratowałby mnie przed centaurami, swoim ojcem czy Ronem. Nie oglądałby ze mną komety Halleya, nie mówiłby tych wszystkich uroczych rzeczy, nie całowałby mnie z takim pożądaniem i nie patrzyłby na mnie w ten sposób.
- Nie sądziłem, że tak łatwo dasz się mu omamić - mruknął.
Stanęłam jak wryta. Poczułam przypływ gniewu, ale jak najspokojniej odpowiedziałam:
- Przykro mi, że tak to odbierasz.
Harry również się zatrzymał.
- Pójdę do Dumbledore'a zaraz po kolacji - oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Powiem mu o swoich podejrzeniach; o tunelu, którego używa Malfoy.
- Nie powinieneś tego robić.
- Nie będę ryzykował życia kogokolwiek w zamku.
- To bardzo szlachetne, Potter - powiedział ktoś za mną. Spojrzałam na Dracona Malfoya, wyłaniającego się z cienia, ale jego wzrok utkwiony był w Harrym.
Harry wyciągnął różdżkę.
- Znam twoje plany, Malfoy.
- Nic o nich nie wiesz.
- Długo już służysz Voldemortowi?
Draco wydawał się być nieporuszony zarzutami Harry'ego. Stanął obok mnie, wciąż na mnie nie patrząc, ale sama jego obecność wywołała u mnie mieszane uczucia.
- Nie jestem niewolnikiem - odparł ze stoickim spokojem. - Nikomu nie służę. Za to ty świetnie się bawisz, jako marionetka Dumby'iego. Jak to leciało? Chłopiec, Który Musi Umrzeć. Wciąż nie możesz pogodzić się z przepowiednią, czyż nie?
Nie zrozumiałam, co Draco miał na myśli, ale jego słowa wywarły duże wrażenie na Harrym, trafiły w jego czuły punkt. Uniósł wyżej różdżkę, ale nie odezwał się.
- Jaka przepowiednia? - zapytałam, przypominając sobie pieśń tiary, ale jak najprędzej odpędziłam od siebie tę myśl.
- Ta, o której twój przyjaciel ci nie powiedział - Draco wciąż na mnie nie patrzył. - Może chcesz o niej opowiedzieć, Potter?
Harry skrzywił się. Zrobił krok do przodu.
- Dość tego - nakazał. Ręka mu drżała. - Nie wywiniesz się z tego, Malfoy. Dumbledore dowie się, co kombinujesz i zapobiegnie temu. A Ministerstwo Magii zajmie się tobą i twoimi bliskimi znajomymi z Azkabanu.
- Dumbledore - powiedział wolno Draco, jakby próbował sobie coś przypomnieć. - Och, obawiam się, że tym razem ci nie pomoże. No chyba, że się pospieszysz... choć nie, nie. To i tak nic nie da.
Harry zawahał się.
- Co masz na myśli?
- Tylko tyle, że dyrektora już nie ma. Ktoś z ministerstwa wysłał mu pilną wiadomość, że ma natychmiast pojawić się na posiedzeniu w Paryżu. Biedak, musiał przerwać kolacje i zostawić szkołę na łasce McGonagall. Ale przecież Ministrowi Magii się nie odmawia.
- Nie wierzę ci...
- Więc biegnij, Wybawicielu Ludzkości - zakpił Draco. - Biegnij do swojego mentora i uratuj nas wszystkich.
Harry chyba zapomniał o mojej obecności, bo bez żadnego słowa pobiegł w kierunku Wielkiej Sali. Chyba spodziewał się, że Draco go okłamuje. Ja byłam pewna, że Dumbledore'a naprawdę nie ma już w szkole.
- To twoja sprawka? - zapytałam za znużeniem, zakładając ręce na piersi.
Draco odetchnął z ulgą, kiedy Harry zniknął nam z pola widzenia.
Podszedł do mnie i zupełnie niespodziewanie ujął moją twarz w swoje dłonie, dzięki czemu cała ogarniająca mnie złość znikła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Nie chciałem, żebyś się w to mieszała - powiedział cicho i łagodnie, opierając swoje czoło o moje. Jego oddech muskał moją skórę. - Wciąż tego nie chcę.
Moje ciało rozpadało się pod jego dotykiem, a serce rozpływało się przez jego słowa.
- Draco... - nie potrafiłam skleić żadnego sensownego zdania.
- Gdybyś mnie znienawidziła wszystko byłoby prostsze.
Zacisnęłam powieki. Otaczała mnie ciemność i ten charakterystyczny zapach wanilii. Zaplotłam ręce na jego szyi.
- Nie potrafię cię nienawidzić - wyznałam, otwierając oczy. - Nie chcę cię nienawidzić.
- Nie mam zbyt wiele czasu - odchylił głowę, patrząc na mnie z góry. - Chcę, żebyś na siebie uważała. Gdziekolwiek pójdziesz, zawsze mniej przy sobie kogoś zaufanego. Może być Potter albo Weasley. Nie przepadam za tą dwójką, ale z nimi będziesz bezpieczna.
Zmarszczyłam brwi.
- Dlaczego mnie o to prosisz?
- Nie chcę żeby coś ci się stało. Obiecaj mi, że będziesz ostrożna.
- Draco, to brzmi jak jakieś poże...
Na dole rozległ się dźwięk otwieranych drzwi Wielkiej Sali. Kolacja dobiegła końca.
- Obiecaj - nalegał półgłosem.
Miałam tyle pytań, ale czas nie był nam przychylny.
Kiwnęłam głową.
- Obiecuję.
Przyciągnął mnie do siebie, jego ręce zawędrowały do moich włosów. Złożył pocałunek na moim czole.
Zacisnęłam powieki.
Kiedy otworzyłam oczy, Dracona już nie było. Jakby rozpłynął się w moich objęciach.
Wróciłam do dormitorium z dziesiątką pytań w swojej głowie. Nie mogłam ukryć uśmiechu, który wpełzł na moje usta i za nic nie chciał się zmyć.
Następnego dnia rozpoczęły się zajęcia, ale na żadnym nie było Dracona. Przed kolacją wstąpiłam do swojego dormitorium, gdzie czekała na mnie śnieżnobiała sowa, trzymająca w dziobie zapieczętowany list.
Na kawałku pergaminu zapisane zostało raptem parę słów.
D.
______________
Tak, wiem, że Draco zachowuje się jak nastolatka z PMS, ale niedługo wszystko się wyjaśni, bo do końca Zatrzymać w pamięci pozostało około trzech rozdziałów (nie zapominajmy, że będzie jeszcze 2ga część tego ff, znacznie krótsza, ale jednak!).I - mając na uwadze to, że za 40 minut mamy 1wszego września - chciałabym życzyć Wam powodzenia w nowym roku szkolnym, samym dobrych ocen i może znalezienia jakiegoś Dracona ^.^
A co do bonusa z okazji rocznicy bloga - pojawi się po kolejnym rozdziale.
Rozdział jest cudowny! Świetnie piszesz i nie mogę sobie wyobrazić końca tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńHejo hejooo :D
OdpowiedzUsuńTak jak obiecałam pod którymś rozdziałem, skończyłam czytać i biorę się za ocenę. Mam nadzieję, że tym razem uda mi się naskrobać jakiś dłuższy komentarz.
Na początku muszę się przyznać, że gdyby nie Twoja nominacja w Dramione Awards, raczej nigdy nie znalazłabym Twojego bloga :/ Cóż na to poradzę, że nie umiem wyszukać perełek? Twoje opowiadanie absolutnie i niezaprzeczalnie mnie powaliło. Zauroczyłam się, zafascynowałam, zakochałam - nazywaj to jak chcesz, prawda jest taka, że zostanę tu na zawsze :p
Doskonała fabuła, wprowadzająca nutkę niepewności, świetnie wykreowani bohaterowie i zachowany kanon to nie jedyne perełki, które zdobią to opowiadanie. Masz cudowny styl, sprawia wrażenie, jakby pisanie nie sprawiało Ci żadnej trudności. Czyta sie z przyjemnością i sama już nie wiem ile nocy zarwałam, pochłaniając jeden rozdział za drugim. Takie Dramione lubię najbardziej, nic wymuszonego, nie wpadając sobie w ramiona już w trzecim rozdziale, a ich uczucie nie zalewa nas toną słodkości, przez co zaczynają boleć nas zęby.
Twoja Hermiona jest GENIALNA. Jej przemyślenia, emocje, wewnętrzne rozterki i zawahania - nie mam słów, by opisać mój zachwyt. Podoba mi się także to, iż do tej pory nie wyszła z przeświadczenia, że z Draconem łączy ją coś więcej, niż przyjaźń.
Draco - gdybym chciała go teraz scharakteryzować pewnie nie zmieściłabym się w 10 komentarzach. Kocham! I tyle w temacie. Nie wyszłaś przed kanon choćby ociupinkę, przez co mamy go takiego, jaki powinien być: sarkastyczny, cyniczny, oziębły, ironiczny, zaradny, tajemniczy, nieprzystępny i zmieniający swoje oblicze po miesiącach, a nie z dnia na dzień.
Wszystko jest klasyczne, naturalne, niewymuszone. Z radością naciskałam klawisz, który przenosił mnie na następny rozdział, z dziką satysfakcją odnotowując, jak dużo ich jest.
Mam tylko jedną, malutką sugestię - czy w Hogwarcie była godzina policyjna? Sama nie wiem jak to nazwać, ale wiesz o co mi chodzi :D Cisza nocna zaczynała się o wyznaczonym czasie, chyba, że po prostu użyłaś tej nazwy z sarkazmem i przymrużeniem oka, więc już się zamykam :D
Opowiadanie chwyciło mnie za serducho i niemal dostałam zawału, gdy przeczytałam, że to już koniec. Proszę Cię, nie rób mi tego :/ Jeśli mogłabyś mi zdradzić, to ile rozdziałów planujesz w drugiej części? Oczywiści dla mojego zdrowia psychicznego najlepiej byłoby, gdybyś poniżej 40 nie schodziła :P
Nawet nie wiesz ile radości sprawiły mi ostatnie dni, w których mogłam bez ograniczeń czytać Twoją historię. Już nie wspominając ileż to razy wchodziła, by sprawdzić, czy dodałaś nowy rozdział. Dziwię się tylko, dlaczego masz tak mało komentarzy.Takie perełki w świecie Dramione, powinny tonąć w pochwałach! Spokojnie, ode mnie Ci ich nie zabraknie :D
Kończę te rozkminy. Mam nadzieję, że nie poszły na marne :D
Pozdrawiam i życzę weny, Iva Nerda
kiedyjestesprzymniedramione.blogspot
Wow, zatkało mnie!
UsuńNaprawdę dziękuję z całego serducha za tak długi komentarz. Bardzo się cieszę, że spodobało Ci się moje opowiadanie. Załadowałaś mnie tym odpowiednią dawką motywacji, by wziąć się za pisanie kolejnego rozdziału natychmiast :)
Do końca ,,Zatrzymać w pamięci" - jak nazwałam pierwszą część mojego "fanfika" - pozostały jeszcze 2-3 rozdziały. Druga część, której tytułu jeszcze nie zdradzę, będzie niestety o wiele krótsza. Nie jestem w stanie na ten moment stwierdzić, ile rozdziałów mi zajmie, ale jestem pewna, że nie tak dużo jak ZWP.
W każdym razie mogę na pocieszenie dodać, że nie przestanę pisać i po zakończeniu mojego debiutu, jakim jest ten blog, zabieram się za pisanie następnego Dramione. Ale ne razie spokojnie - jeszcze nie rozstaje się z tym opowiadaniem!
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam,
Kathleen Smith ♥
Jakoś nie mogę sobie wyobrazić końca tego opowiadania. Takiego ogólnego końca Bo gdzieś tam w środku czuję że nawet jak już na prawdę sie to skończy to ja nadal będę czekać na kolejny rozdział i pewnie za każdym razem będę musiała sobie uświadamiać że to na prawdę koniec. A i tak mimo to będę czekać dalej.
OdpowiedzUsuńTak bardzo przyzwyczaiłam sie do czekania na nowy rozdział że ciężko będzie mi szło przyzwyczajenie sie do uczucia zawodu kiedy za każdym razem zobaczę tom samą datę dodania epiloga ze świadomością że jest ona bardzie odległa. Dziwne uczucie. Chyba to strach, a może pustka.
Tak bardzo spodobała mi sie postawa Draco i to z jakim uczuciem rozmawia, chroni, i parzy na Hermionę że aż zaczęłam jej zazdrościć.
Ej a tak właściwie to on jej kiedykolwiek powiedział co do niej czuje tak żadnych domysłów? Powiedział jej że ją kocha i że będzie ją chronić choćby nie wiem co? Bo przecież czy tego właśnie nie robi?
O ją chroni jak swój najcenniejszy skarb, z narażeniem własnego życia. On ją kocha.
PS tak w ogóle to powodzenia w następnych rozdziałach i obyś miała tyle weny co mój kot sierści.
Kiedy Next???
OdpowiedzUsuńSobota lub niedziela. Przepraszam za opóźnienia c;
Usuń