sobota, 6 sierpnia 2016

Rozdział XXXIII


            Drugiego dnia świąt nie wytrzymałam.
            Ssące uczucie głodu samo zaprowadziło mnie na śniadanie. Wcześniej upewniłam się, że Draco nie zamierza wychodzić z Pokoju Wspólnego Ślizgonów - nie chciałam przecież, żeby dowiedział się o mojej obecności w Hogwarcie. Najwidoczniej znalazł sposób, żeby nie umrzeć z głodu.
            W Wielkiej Sali nie było już czterech stołów, tylko jeden duży, przy którym siedziało pół tuzina uczniów. Usiadłam na samym końcu, chcąc zakryć się przed spojrzeniem nauczycieli.
            - Wolne? - zapytał chłopak, który przyszedł za mną do Wielkiej Sali.
            Spojrzałam na niego z dołu. Dopiero teraz - w dobrym oświetleniu - mogłam podziwiać urodę nowego ucznia, Larcha Hornwroota. Ostre rysy twarzy, wysokie kości policzkowe, pełne usta i te dziwne oczy - jedno zielone, drugie niebieskie. Włosy chłopaka kolorem znajdowały się gdzieś na pograniczu ciemnego blondu a jasnego odcienia brązu i zdawały sie być nienaturalnie miękkie, choć nigdy ich nie dotykałam.
            Wciąż byłam zła na tego chłopaka. Przez niego wczorajszej nocy musiałam wracać do dormitorium i nie wiedziałam, co robił Malfoy, który pojawił się w zamku dopiero dwie godziny później.
            - Tak - powiedziałam niechętnie.
            Larch usiadł na przeciwko mnie.
            - Miło zjeść śniadanie z kimś znajomym - powiedział wesoło.
            Ugryzłam się w język, zanim zdążyłam przypomnieć, że wcale nie jesteśmy znajomymi, bo Larch nie znał nawet mojego imienia. Wczorajszej nocy zmyłam się tak szybko, że nawet zapomniałam się przedstawić.
            Trudnością było siedzenie na przeciwko Larcha Hornroota. Musiałam siłą woli odciągać wzrok od jego różnobarwnych tęczówek.
            - Jak ci się spało? - zagadnął, smarując tosty dżemem
            - Wspaniale - odparłam, mijając się z prawdą. - A tobie?
            - Nie spałem - wyszczerzył zęby, a w jego policzkach wydrążyły się zagłębienia. - Całą noc rozpakowywałem rzeczy.
            - Dlatego szwendałeś się po lochach o pierwszej w nocy?
            - Szukałem swojego nowego pokoju. Poza tym, ty też nie spałaś grzecznie w łóżeczku Chyba, że lunatykujesz.
            Miałam dziwne wrażenie, że drwi sobie ze mnie. A do tego jego znajomy akcent.
            - Pochodzisz ze Skandynawii? - zapytałam najbardziej uprzejmie jak mogłam, stwierdzając że nie warto wdawać się w kłótnie z nowym uczniem Hogwartu.
            - Z Norwegii - potwierdził.
            - Dobrze mówisz po angielsku.
            - Moi rodzice są Anglikami. Soku?
            Skinęłam głową. Obserwowałam, jak Larch zapełnia mój puchar sokiem dyniowym, a później to samo robi ze swoim naczyniem.
            - Więc... znalazłeś swój pokój wczoraj? - chwyciłam puchar i upiłam łyk.
            - Po jakimś czasie się udało.
            - I będziesz tam sypiał dopóki tiara przedziału nie zakwalifikuje cię do odpowiedniego domu?
            Roześmiał się.
            - Już zostałem przydzielony. I dzielę zwyczajnie dormitorium wraz z inn...
            - Panna Granger - zza Larchem wyrosła profesor McGonagall. Poprawiła okulary na nosie, z zaskoczeniem mi się przyglądając. - Nie wiedziałam, że zostałaś w Hogwarcie na święta.
            - Miałam wyjechać, ale plany się zmieniły, pani profesor.
            - Widzę, że już poznałaś pana Hornroota - spojrzała na Larcha, który nagle zamilkł, wpatrując się w mnie. - Niestety, żaden Ślizgon nie został w zamku, dlatego miło by było, gdybyś to ty, jako prefekt Gryffindoru, oprowadziła go po zamku. Może panna Mahogany również skorzysta z okazji.
            Ślizgon?!
            - Oczywiście, pani profesor - wyjąkałam.
            Kiedy McGonagall oddaliła się, zwróciłam się do Larcha półszeptem:
            - Tiara przydzieliła cię do Slytherinu?!
            - Panna Granger? - zapytał w tym samym czasie. Wyglądał na tak samo zaszokowanego jak ja.
            - Słucham?
            - Nazywasz się Hermiona Granger?  - zająknął się przy wymawianiu mojego imienia, jakby było zbyt trudne do wypowiedzenia.
            - Tak - odparłam i spostrzegłam, jak na parę sekund wydaje się wytrącony z równowagi. Gapił się na mnie o wiele za długo, aż zaczęłam czuć się zażenowana intensywnością jego spojrzenia. - Larch?
            Na dźwięk swojego imienia otrząsnął się. Na jego ustach znów pojawił się uśmiech.
            - Miło  mi cię oficjalnie poznać - powiedział. - Więc zamierzasz oprowadzić mnie po zamku?
            Spojrzałam na swoją niedojedzoną owsiankę, a potem na niego. Miałam w planach pilnować Malfoya, a nie pokazywać jakiemuś nowemu zamek! Ale - na brodę Merlina - czy ja dobrze słyszałam?
            - Jesteś Ślizgonem? - zapytałam jeszcze raz.
            - Od wczorajszego wieczoru - wyszczerzył się. Na widok mojej miny spoważniał. - To źle?
            To okropne - pomyślałam, ale zamiast tego zapewniłam:
            - Nie, skądże. To nie ma znaczenia. Kim jest w ogóle Mahogany?
            Larch machnął w powietrzu ręką.
            - Moja kuzynka. Jest w Gryffindorze.
            - Nie widziałam jej.
            - Raczej nie pała się do zapoznania nowych ludzi.
            - Czyli nie proponować jej oprowadzenia po zamku?
            - I tak się raczej nie zgodzi - odchylił się na krześle. - Będziemy widywać się wspólnie na zajęciach. To znaczy tych, które Gryfoni i Ślizgoni mają razem.
            Jeszcze raz przyjrzałam się jego twarzy. Dolną linię szczęki pokrywał jednodniowy zarost, a w kącikach oczu tworzyła się ledwo widoczna sieć zmarszczek.
            - Masz szesnaście lat? - zapytałam z pewnym dystansem.
            - Osiemnaście. Skończone dwa tygodnie temu.
            - Powinieneś być w ostatniej klasie - zauważyłam.
            - W mojej szkole... byłej szkole, naukę rozpoczynamy w wieku trzynastu lat.
            W tej samej chwili drzwi Wielkiej Sali się rozwarły, a moje serce niemal zatrzymało się na widok krótkich blond włosów. Na szczęście okazała się to być jakaś Krukonka z szóstej klasy. Odetchnęłam z ulgą, nie zważając na obecność Larcha.
            - Muszę teraz iść coś załatwić - rzuciłam w jego stronę. Błękit i zieleń błysnęły mi przed oczami. - Do zobaczenia później?
            - Jasne. Znajdziesz mnie w bibliotece. To jedyne miejsce poza Pokojem Wspólnym Ślizgonów, do którego potrafię trafić.
            W drodze do dormitorium zastanawiałam się, czy Larch i Draco już się zapoznali. Czy się polubili? Czy Larch okaże się być stereotypowym Ślizgonem?
            Tyle pytań kręciło się wokół Larcha Hornroota, choć wciąż miałam wrażenie, że to Draco pozostaje dla mnie większą zagadką.



            Przez pół kolejnego dnia Draco nie ruszał się z lochów. Przesiadywał głównie w dormitorium, czasem wychodził do Pokoju Wspólnego, przechadzał się po nim i wracał do swojego pokoju.
            Z kolei mała postać z napisem Larch Hornroot od dwóch godzin siedziała w bibliotece, od czasu do czasu obracając się wśród regałów. Niecałe dziesięć minut później stałam już na środku mojej małej świątyni, obserwując zza regału książek ruchy nowego ucznia Hogwartu. Trzymał w dłoniach trzy grube księgi i próbował sięgnąć po kolejną.
            - Może potrzebujesz pomocy? - zapytałam uprzejmie.
            Obrócił głowę w moim kierunku, a księgi omal nie wypadły mu z rąk. Zaklął po norwesku.
            - Myślałem, że jednak nie przyjdziesz - powiedział na wpół uśmiechnięty, prostując się i kierując w stronę stolika. Mojego stolika!
            - Mogę sobie pójść, jeśli znanie jedynie trzech pomieszczeń w tym zamku ci nie przeszkadza.
            Położył księgi na stoliku. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jesteśmy tu sami. To znaczy, nie licząc pani Pince, która siedziała za swoim biurkiem zasłonięta regałami.
            - Czterech - uśmiechnął się z satysfakcją. - W drodze do biblioteki natknąłem się na klasę transmutacji, ale zostałem niechybnie z niej wygoniony przez jednego bardzo porywczego poltergeista.
            - Tak, to Irytek. Lepiej trzymać się od niego z daleka.
            - Zauważyłem. - Na dowód wyjął swoją różdżkę - najdłuższą z wszystkich, jakie w życiu widziałam - i wskazał na plamę atramentu na jej rękojeści.
            - Następnym razem spróbuj zagrozić mu Krwawym Baronem. To duch-rezydent Slytherinu.
            Ominęłam go i spojrzałam na księgi, które wziął z półek. Magiczne wzory i napoje, a tuż pod nimi Eliksiry dla zaawansowanych. Tytuły dwóch pozostałych zostały zasłonięte, ale byłam niemal pewna, że również dotyczą eliksirów.
            - Dzięki za radę - mruknął.
            Pochwyciłam jego spojrzenie i nie potrafiłam odciągnąć wzroku. Próbowałam zgadnąć, jakim typem człowieka jest Lach Hornroot, ale miałam wrażenie, jakby oddzielała nas niewidzialna bariera. Nie mogłam oprzeć się jednak wrażeniu, że może być całkiem dobrym aktorem, tak samo jak Draco.
            - Idziemy? - zapytałam, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się czegoś nowego o Larchu.
            - Tylko spakuję rzeczy.
            Pięć minut później wyszliśmy z biblioteki. Miałam wielką ochotę wyjąć z kieszeni mapę Huncwotów i sprawdzić, czy Malfoy nadal jest w zamku. Musiałam zająć głowę czymś innym.
            - Ten korytarz prowadzi do łazienki prefektów - zaczęłam oprowadzanie. Przypomniałam sobie, kogo widziałam niedawno w tym pomieszczeniu. - Niestety, teraz łazienka jest zajęta. Przez Jęczącą Martę.
            - Jęczącą Martę? - niemal parsknął. - Każdemu prefektowi nadajecie przydomki?
            - Jęcząca Marta nie jest prefektem. To duch.
            - Rozumiem - mruknął w zadumie. - W mojej szkole nie mieliśmy tylu duchów.
            W tym momencie wyczułam swoją szansę.
            - W Durmstrangu? - zapytałam.
            Nie wiedząc czemu, wolałabym żeby Larch zaprzeczyć, iż jest byłym uczniem Durmstrangu.
            - Tak - przyznał, marszcząc brwi. - Wyczytałaś to w moich aktach?
            Jego pytanie sprawiło, że się zaśmiałam. A mój śmiech spotęgował jego uśmiech.
            - Domyśliłam się. Większość czarodziejów z Norwegii uczęszcza do Durmstrangu.
            Pomyślałam o Wiktorze i Maren. Dwójka uczniów z Durmstrangu, która okazała mi sympatię.
            - Masz rację - zgodził się Larch. - Ale na południu państwa jest jeszcze jedna szkoła.
            - Dla mugolaków?
            - Mugolaków?
            - Mugolacy, tacy jak ja, nie mogą zostać przyjęci do Durmstrangu - wypaliłam, sama nie wiedząc czemu tak bardzo chcę zobaczyć reakcję Lacha na wieść, że w mojej rodzinie nie było żadnego czarodzieja. Może spodziewałam się, że nagle nie będzie chciał mieć ze mną niczego wspólnego?
            Ale Larch tylko wzruszył ramionami, a uśmiech na jego twarzy prawie zaniknął.
            - Od kiedy Karkarow został mianowany dyrektorem, Durmstrang już nie jest taką samą szkołą jak kiedyś. Co to za sala? - wskazał drzwi na końcu korytarzu.
            Czułam, że chciał zmienić temat.
            - Jest pusta - wyjaśniłam. - Zejdźmy niżej, na tym piętrze nie ma zbyt wielu ciekawych miejsc. Chyba że odkryjesz jakieś po czasie.
            Pokazałam Larchowi skrzydło szpitalne, Izbę Pamięci i klasę zaklęć, a potem zeszliśmy na drugie piętro, gdzie nie było nic ciekawego, prócz biura profesora Vennera.
            - Profesor Venner uczy obrony przed czarną magią - wyjaśniłam.
            Później otoczyliśmy pierwsze piętro i parter. Przy wejściu do lochów zatrzymałam się.
            - Już wiesz, gdzie znajduje się Pokój Wspólny Ślizgonów - stwierdziłam, nie chcąc przechodzić tak blisko Malfoya. - Możemy wrócić na siódme piętro. Pokażę ci Wieżę Gryffindoru.
            Larch nie stawiał oporu, kiedy wchodziliśmy po schodach.
            - Więc...  Masz teraz całe dormitorium dla siebie, prawda? - zagadnęłam. - Profesor McGonagall wspominała, że żaden Ślizgon nie został w Hogwarcie na czas przerwy świątecznej.
            - Tak.
            Odwróciłam twarz w stronę ściany, żeby Larch nie mógł dostrzec mojego zawodu. Jakim cudem Draco pozostał niezauważony?
            - Ale i tak nie spędzam tam zbyt wiele czasu - kontynuował. - Właściwie tylko śpię. Wolę przebywać na świeżym powietrzu albo w bibliotece.
            - W bibliotece - powtórzyłam cicho. To tak jakby ktoś powiedział, że bardziej odpowiada mu przebywanie w moim pokoju, aniżeli w swoim. - O, klasa transmutacji. Chyba Irytka już nie ma.
            Powoli uchyliliśmy drzwi klasy. Natychmiast wspomnienia spotkań z Draco i korepetycji z Nottem odmalowały mi się przed oczami.
            - To animag? - zapytał Larch, kiedy za nami pojawiła się bura kotka, groźnie łypiąc na nas żółtymi ślepiami.
            - Nie. To pani Norris. Zaraz zjawi się tu nasz woźny, pan Filch, więc lepiej może już chodźmy...
            Ruszyliśmy dalej. Pokazywałam Larchowi kolejne pomieszczenia i odpowiadałam na wszystkie pytania związane z przedmiotami szkolnymi, w zamian za co dowiedziałam się, że w Durmstrangu znaczną uwagę przykładają nauce pojedynków i magii wojennej.
            Kiedy byliśmy już bardzo blisko Wieży Gryffindoru zdobyłam się na odwagę.
            - Dlaczego przeniosłeś się do Hogwartu? - zapytałam, siląc się na obojętny ton, ale wyszło jak zawsze.
            - Przeprowadziłem się do Londynu - Larch odpowiedział automatycznie, zbyt szybko, bym mogła w to uwierzyć.
            - Mam nadzieję, że ci się tu spodoba.
            Wyczułam na sobie jego wzrok.
            - Tak. Ja też mam taką nadzieję.
           
                       Siedziałam na łóżku, w jednej ręce trzymając mapę Huncwotów, w drugiej kanapkę, którą zabrałam z Wielkiej Sali w czasie kolacji w razie nagłego napadu głodu. Dochodziła pierwsza w nocy, a wszystko było na swoim miejscu. Larch spał w dormitorium, najwidoczniej wciąż nieświadomy obecności Malfoya, który siedział w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Jedyną ruchomą postacią była Mahogany Sewell, tajemnicza kuzynka Larcha, której jeszcze nigdy nie widziałam, spędzająca noc włócząc się po zamku. Jako prefekt powinnam się tym zająć, ale tym razem miałam większy problem niż upominanie nowej uczennicy.
            Kiedy już po raz kolejny chciałam się poddać, Draco wyszedł z Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Adrenalina natychmiast mnie rozbudziła. Narzuciłam na siebie pelerynę-niewidkę i zaczęłam biec w stronę lochów. Moje serce waliło, a umysł jak mantrę powtarzał, że tym razem się uda.
            I udało się. Zdążyłam, zanim Draco zamknął tajemne przejście. Widziałam na ułamek sekundy jego postać wchodzącą do ściany, i - niewiele myśląc - zrobiłam to samo, omal na niego nie wpadając. Udało mi się zapanować nad oddechem i nie zdradzić swojej obecności. Upewniłam się, że peleryna nie odkrywa mnie w żadnym miejscu.
            Przejście wyglądało tak jak je zapamiętałam. Woda ściekała z sufitu, ciemność i zimno opanowały tunel. Trudno było mi uwierzyć, że wreszcie go widzę. Draco stał dwa metry przede mną, trzymając w rękach różdżkę, którą oświetlał sobie drogę.
            Nagle zewsząd rozległ się krótki, ale głośny dźwięk, jakby alarm przeciwpożarowy. Kiedy zamilkł, Draco odwrócił się w moją stronę, różdżką oświetlając miejsce, w którym stałam.
            - Kto tu jest? - zapytał zdezorientowany, rozglądając się po kątach.
            A niech to - pomyślałam. - Przejście Złodzieja. Alarm, który uaktywniał się, kiedy przez wejście weszła więcej niż jedna osoba.
            Chciałam się cofnąć, ale przejście już się zamknęło.
            - Potter - wyszeptał Draco, zbliżając się w moją stronę z wyciągniętą ręką. - Matka nie nauczyła cię, że...
            Jedyne co mogłam zrobić, to szybko przystawić mu różdżkę do gardła, gdy chwycił pelerynę i rzucił ją na ziemię. Rozdziawił usta, kiedy zdał sobie sprawę, kto przed nim stoi. Jego blade tęczówki odzyskały  intensywność spojrzenia.
            - Granger?
            Moje ciało i mój umysł wariowały. Staliśmy w tajnym przejściu, celując w siebie różdżkami. Wciąż czułam się bezpiecznie, mimo że nie powinnam.
            - Draco - powiedziałam, przełykając ślinę.
            Drżącą ręką opuściłam różdżkę. Malfoy chwycił mnie za ramiona i przywarł do ściany.
            - Jasna cholera, Granger! Zwariowałaś?! - krzyczał szeptem.
            - Ja zwariowałam? - zapytałam obruszona. - To ty chciałeś wymknąć się w środku nocy do Hogsmeade!
            - Miałaś stąd wyjechać!
            - Tak samo jak ty!
            Mierzyliśmy się spojrzeniami. Przez chwilę było słychać jedynie nasze urwane oddechy.
            - Jesteś jeszcze większą idiotką niż myślałem - warknął nagle, odsuwając się ode mnie. - Kazałem ci trzymać się ode mnie z daleka. Nic do ciebie nie dociera?
            - Gdybyś mnie nie okłamywał wszystko byłoby prostsze - odparowałam, łapiąc go za szatę. - Masz mi powiedzieć prawdę, Draco.
            Przejechał otwartą dłonią po twarzy. Wyglądał na rozdrażnionego.
            - Powiedziałem ci już prawdę na Wieży Astronomicznej.
            - Nie wierzę w nią.
            - Nie obchodzi mnie w co wierzysz.
            Skrzyżowałam ręce na ramionach.
            - Więc dlaczego jeszcze tu stoję? - zapytałam, unosząc głowę. - Dlaczego mnie nie zabijesz?
            Parsknął.
            - Zwariowałaś? Nie jestem mordercą.
            - Przecież ci na mnie nie zależy.
            - To nie ma nic wspólnego.
            - A właśnie, że ma! - upierałam się. - Nie jestem ci już potrzebna, a próbuję cię na czymś przyłapać. Wiem o tym przejściu, mogę pójść do Dumbledore'a i o wszystkim mu powiedzieć. Powinieneś chcieć się mnie pozbyć.
            - Nie wiesz o czym mówisz...
            - Nikt nie wie, że tu jestem - drążyłam. - Nikt nie wie, że ten tunel istnieje. Nikt nawet nie wie, że nie wyjechałeś do domu na święta. Lepszej okazji nie znajdziesz.
            - Przestań namawiać mnie do tego, bym cię zabił! - wrzasnął, najwidoczniej nie wytrzymując już mojej paplaniny. Jego głos potoczył się echem po tunelu. - Do jasnej cholery, dobrze wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił.
            - Dlaczego? - zapytałam cicho.
            Zaczął kręcić głową, zaciskają usta w wąską kreskę, jakby bał się, że pod wpływem emocji powie mi zbyt dużo. Chwyciłam go za rękę, czując jak po moim ciele momentalnie rozchodzi się ciepło.
            - Dlaczego? - spróbowałam jeszcze raz.
            Draco odwrócił się do mnie plecami, wyrywając swoją dłoń z mojego uścisku. Chwilę później - jak w przyśpieszonym tempie - przycisnął mnie z powrotem do ściany, usadawiając swoje ręce po obu stronach mojej głowy. Następnie gwałtownie wbił swoje wargi w moje, aż eksplodowała euforia, żal i pożądanie, a ja zapomniałam o całym świecie, bo liczył się dla mnie jedynie smak jego ust. Gdyby pocałunki miały nazwy, ten nazywałby się Pocałunkiem Rozpaczy.
            Oderwał się ode mnie równie szybko i niespodziewanie.
            - Znasz odpowiedź - powiedział półszeptem z ustami przy moich.
            - Chcę ją usłyszeć. - wyjąkałam jeszcze otumaniona tym, co właśnie się wydarzyło.
            Nagle w głębi tunelu rozległ się jakiś hałas.
            - Draco? - zapytał stamtąd trzeci głos.
            Malfoy zaklął i odskoczył do ściany. Zaczął szeptać w pośpiechu jakieś formułki zaklęć, aż ukazało się wejście tunelu, wpuszczając trochę światła w to obskurne miejsce.
            Chwycił mnie za ramiona. Jego usta znalazły się przy moim uchu.
            - Zapomnij o tym - wyszeptał.
            - Ale...
            Nim zdążyłam jakkolwiek zaprotestować, wypchnął mnie z tajemnego przejścia. Zarejestrowałam ból na jego twarzy, a później wejście do tunelu znów było zwykłą ścianą na korytarzu przy Pokoju Wspólnym Ślizgonów.
           
           
           Następnego dnia nie potrafiłam myśleć o niczym innym, jak o tym, co miało miejsce w tunelu. Cały czas też zastanawiałam się, czyj głos wołał Malfoya. Wysoki, kobiecy... choć może zdeformowany przez pogłos panujący w podziemiach.
            Harry i Ron postanowili wrócić dzień wcześniej niż pozostali. Zaskoczyli mnie swoją obecnością, ale byłam niezmiernie wdzięczna, że postanowili sprawdzić, czy wszystko u mnie w porządku.
            Kiedy Ron się rozpakowywał, opowiedziałam Harry'emu o wczorajszej nocy, pomijając mój ulubiony fragment pocałunku.
            - Kobiecy głos? - zdziwił się Harry. - Może Malfoy szedł na randkę do Hogmeade, a że się spóźniał...
            - To był starszy kobiecy głos - przerwałam mu, nie chcąc słuchać insynuacji o rzekomej dziewczynie Malfoya. - Może jego matki?
            - Co jego matka miałaby robić w przejściu pomiędzy Hogsmeade a Hogwartem?
            - Nie wiem - odparłam z frustracją. - A według ciebie, po co miałby w nocy spotykać się z jakąś starszą kobietą?
            - Może woli starsze kobiety?
            - Och, zamknij się.
            - Hej, widzieliście to? - z dormitorium wyszedł Ron, rzucając na stół wtorkowe wydanie Proroka Codziennego.
            Harry zebrał gazetę i zmarszczył brwi.
            - Masowa ucieczka z Azkabanu - przeczytał głośno. - Ministerstwo Magii poinformowało, że ubiegłej nocy, tj. z 28 na 29 grudnia, doszło do masowej ucieczki z Azkabanu. Korneliusz Knot potwierdza, iż dziecięciu więźniom będącym pod specjalnym nadzorem udało się uciec z największego czarodziejskiego więzienia. ,,Nie mamy pewności, jak do tego doszło", powiedział Minister Magii. ,,Jesteśmy natomiast pewni, że więźniowie korzystali z pomocy z zewnątrz. Najprawdopodobniej pomógł im znany nam wszystkim przestępna Syriusz Black, któremu jako pierwszemu udało się uciec z Azkabanu dwa lata temu, a który nie został jeszcze złapany. Wśród więźniów znajdowała się kuzynka Blacka, Bellatriks Lestrange, co stawia go w świetle pierwszego podejrzanego". Ministerstwo pod rządzą Korneliusz Knota prosi o zachowanie czujności i ostrożności oraz obiecuje jak najszybciej wytropić przestępców.
            - Kuzynka Blacka? - zapytał Ron, kiedy Harry skończył czytać. - To znaczy... Syriusz został wydziedziczony, prawda? Nie utrzymuje kontaktów ze swoją rodziną.
            - Ale Knota to nie obchodzi - wyjaśniłam, biorąc do ręki gazetę. - Musi podać prasie nazwisko najbardziej wiarygodne, żeby ludzie nie zaczęli łączyć faktów.
            - A jakie są fakty?
            - Voldemort wypuścił swoich sprzymierzeńców - powiedział Harry, a jego głos brzmiał jakby pochodził z innego wymiaru. - Buduje armię.
            Wstał i rzucił mi wyzywające spojrzenie. Pokazał mi zdjęcie przy artykule - ciemnowłosa kobieta z szaleńczym śmiechem, patrzyła chłodno w obiektyw kamery. Bellatriks Lestange.
            - Chyba już wiemy, czyj głos słyszałaś - dodał sucho.
            - Harry, chyba nie myślisz... - zaczęłam, ale przerwał mi Ron.
            - Jakie głosy? Słyszysz głosy?
            - Trzeba powiedzieć Dumbledore'owi - zadecydował Harry, ręką zbywając moje protesty. - Malfoy spotyka się ze Śmierciożercami!
            - Skąd możesz to wiedzieć? - spytałam zrozpaczona. - To mógł być każdy!
            - Malfoy? - spojrzenie Rona skakało z Harry'ego na mnie. - O czym wy mówicie?
            - Poczekaj, Harry - powiedziałam błagalnie, ignorując drugiego przyjaciela. - Daj mi to z nim załatwić, zanim pójdziesz do dyrektora.
            - Mówiłaś, że ktoś oprócz was był w tunelu. Malfoy próbuje wpuścić Śmierciożerców do zamku! Jutro zjawią się tu wszyscy uczniowie wracający z przerwy świątecznej. O czym właściwie chcesz z nim rozmawiać?!
            - Nie wiesz tego - zaoponowałam, czując jak żal przeradza się w gniew. - Nie masz pojęcia, czy Draco stoi po stronie Sam... Voldemorta.
            Ron drgnął na dźwięk tego imienia.
            - Draco? - zapytał oskarżycielsko, jakby to bardziej go interesowało. - Od dawna zwracacie się do sobie po imieniu?
            Spojrzałam na Harry'ego, szukając wsparcia, ale przyjaciel tylko pokręcił głową. Był zły... albo zawiedziony moją postawą.
            - Czas wszystko mu opowiedzieć - powiedział, wskazując różdżką na Rona. - A co do Malfoya... Jeśli do wieczora tego nie załatwisz, pójdę do Dumbledore'a.
            Wyszedł z Pokoju Wspólnego na sztywnych nogach. Zostałam sam na sam z Ronem, który wpatrywał się we mnie wyczekując wyjaśnień.
            - To będzie długa rozmowa - mruknęłam, walcząc ze łzami.
            Opowiedziałam Ronowi wszystko, co powiedziałam Harry'emu. Przez cały czas trwania swojego monologu zastanawiałam się, jak uda mi wyciągnąć Malfoya z lochów, żeby z nim poważnie porozmawiać. I jak - w ostateczności - przekonać Harry'ego, żeby nie mówił nic Dumbledore'owi.
            Nie wierzyłam, że Draco mógłby współpracować ze Śmierciożercami.


_____________
Jutro przypada rocznica bloga, ale niestety w tym czasie będę na urlopie w górach. Mam jednak przygotowaną niespodziankę z tej okazji, ale dodam ją troszeczkę później :D Do zobaczenia za 1.5 tygodnia ^^

3 komentarze:

  1. AAAA... akcja! Intrygi! Tajemnice! Boże kocham ten rozdział!
    Coś mi się wydaje że ten cały Larch śmierdzi jakimś spiskiem, i może to być nawet spisek przeciwko Hermionie. Choć jak dla mnie to wszystkie nowe postacie, które są... tajemnicze są podejrzane. No ale zobaczy sie co z tego będzie (oby dużo).
    I nie wiem jak inni, ale dla mnie Draco nawet jak jest "chamski" dla Hermiony to i tak jest przy tym uroczy. Bo zaraz jak powie coś nie miłego to następna rzeczą jaką zrobi będzie albo następna rzecz jaką powie która nie wiadomo czy odebrać jako miłą czy jako dis, albo po prostu ja pocałuje (Hermione w sensie). I to jest moim zdaniem urocze że zawsze zrobi coś co go rehabilituje.
    I O Mój Boże on znowu ja pocałował. To było takie piękne i tak desperackie że aż piękne.
    A i jeszcze jedno... HARRY TY IDIOTO!! JEŚLI SIĘ WYGADASZ TO DRACO SIE DOWIE ŻE HERMIONA MIAŁA GO SZPIEGOWAĆ I ZNISZCZYSZ SZANSE NA NAJLEPSZY ROMANS W HOGWARCIE!! Przecież oni muszą być razem a Harry chce to zepsuć.
    To nie fer.
    O matko to już rocznica (nie mam pojęcia czego) wow!!
    I będzie niespodziewajka! Uwielbiam rocznice!




    PS Wcale nie mam nadziei że tą niespodzianka będzie kolejny długi rozdział.

    Wcale...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, jednak nie polubilam nowego ucznia, wydaje się byc podejrzany i strasznie dziwnie zareagował na nazwisko Hermiony. Coś czuję, że on może być czarnym charakterem w tym opowiadaniu. A jeśli mowa o badboyach to Draco po prostu mega. Zawsze tak genialnie opisujesz jego postać, że całą akcje odtwarzam sobie w głowie i nie mogę wyjść z podziwu. Hermiona bardzo dobrze też się zachowała. Zamiast uzalac się nad sobą wzięła się w garść i spróbowała rozgrysc całą sytuację. Miłego pobytu w górach ;)! Nie mogę doczekać się niespodzianki :D.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejo hejooo :D
    Właśnie trafiłam na Twojego bloga i jestem oczarowana! Cudowna historia, taka naturalna bo zupełnie nieodbiegająca od kanonu. Uwielbiam!
    No i oczywiście scena w tunelu- cud, miód, malina :D
    Mam nadzieję, że szybciutko dodasz nowy rozdział. Już nie mogę się doczekać. I coś mi się wydaję, że zostanę tutaj na dłużej:D
    Pozdrawiam, Iva Nerda
    kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń