środa, 17 lutego 2016

Rozdział XXIII



            Tej  nocy spałam wyjątkowo dobrze.
            Kiedy wchodziłam do komnaty, Maren wciąż nie było. Zobaczyłam ją dopiero, kiedy rankiem otworzyłam zaspane oczy. Stała nad moim łóżkiem z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy.
            - Dzień dobry, Hermiono - powitała mnie śpiewnie. Z końców jej włosów spływały krople wody, ale nie zwracała na to uwagi. Rozczesywała je właśnie palcami.
            Na moją twarz uśmiech wślizgnął się sam. Podniosłam się do pozycji siedzącej, rozprostowując ręce i przeciągając się z ziewnięciem. Miękka kołdra zasłaniała tylko moje bosy stopy.
            - Cześć, Maren.
            Zmarszczyła brwi, kiedy podniosłam się z łóżka, ale uśmiech nie zniknął jej z twarzy.
            - Spałaś w ubraniu? - zapytała z rozbawieniem.
            Spojrzałam na siebie. Wciąż ubrana byłam w czarne spodnie i bluzkę. Nawet zapomniałam w nocy się przebrać, co zupełnie nie było w moim stylu. Zbyt wiele atrakcji nawiedziło mnie tej nocy. Można powiedzieć, że uczestniczyłam w rozpoczęciu ceremonii, a potem o mało co nie zostawałam zdyskwalifikowana z konkursu przez Jordala, a potem...
            Wydałam z siebie zduszony okrzyk. Malfoy. Wspomnienia jego słów, zapewnień, obietnic. Mój oddech znowu został wstrzymany, jakby on znowu znalazł się w mojej komnacie, jakby jego usta znowu dotknęły mojego czoła, jakby jego szept znowu odczuwalny był na mojej skórze...
            Nie - usłyszałam własne myśli. - Nie możesz przyznać, że ci się to podobało, Hermiono. To Malfoy - nie wiesz, czy nie kłamie. To Ślizgon...
            Nie można kogoś nie cierpieć dla zasady.
            To nie zasada, ale jego zachowanie w ciągu ostatnich czterech lat..
            Ale wczorajszej nocy zapewnił, że się zmienił.
            - Hermiono? - Maren spojrzała na mnie z troską. - Wszystko w porządku?
            Sama nie wiedziałam, co mogę odpowiedzieć. Patrzyłam tylko bezradnie w wielkie ciemne oczy dziewczyny z Durmstrangu, myślami będąc gdzieś z Malfoyem. Gdzieś pomiędzy rumieńcem a pocałunkiem. Gdzieś pomiędzy rozkoszą a piekłem.
            - Tak - powiedziałam w końcu, mając wrażenie, że mój głos brzmi, jakby należał do kogoś innego. - Jestem tylko...
            Rozległo się krótkie pukanie. Zanim którakolwiek z nas zdążyła zareagować, drzwi komnaty otworzyły się i w progu stanęła Abella. Miała na sobie niebieską szatę i żółtą różę wplecioną w czarne włosy. W wyrazie jej twarzy nie dostrzegłam niczego, co mogłoby świadczyć, że nie spała całą noc.
            - Och, już wstałiście - powiedziała lekko zaskoczona. - Prziszłam zaprosić was na śniadanie. Poczekać na was czi same...
            - Damy sobie radę - zapewniła żwawo Maren. - Dziękujemy, że się fatygowałaś, by nas powiadomić.
            Abella skinęła głową.
            - To moje zadanie - obróciła się na pięcie i zrobiła krok do przodu, ale zaraz się zatrzymała. Obróciła głowę w naszym kierunku. - Śniadanie jest w Białej Sali. Smacznego.
            Kiedy wyszła, Maren przeniosła na mnie wzrok.
            - Smacznego? Oni nie jedzą z nami?
            Wzruszyłam ramionami.
            - Pewnie jedli wcześniej.
            - Można by pomyśleć, że ci uczniowie to też duchy - stwierdziła, sięgając po szczotkę na jednej z szafek nocnych. - Chyba nikt ich jeszcze nie widział.
            Ugryzłam się w język, zanim oznajmiłam, że ja ich widziałam. Wczorajszej nocy uczestniczyli w ceremonii i byli jak najbardziej żywi. Pomyślałam, że według Malfoya Maren też zerwała noc, by zobaczyć to wydarzenie, więc musiała widzieć uczestników. Może nie chciała mi o tym mówić.
            Poszłam do łazienki. Zmyłam z siebie resztki strachu i zażenowania. Sięgając po szampon, ominęłam ten o zapachu truskawkowym. Udałam, że to zdecydowałam się na miętowy ze względu, iż stał bliżej, a prawdy nie dopuszczałam do siebie. Wcale nie chodzi o to, że Malfoy nie lubi truskawek - powtarzałam sobie, kiedy zapach mięty owładał moje włosy.
            Środek mojego czoła wciąż płonął i nawet zimna woda nie potrafiła go schłodzić.
            Pół godziny później udałyśmy się z Maren do Białej Sali. Rudowłosa żwawo opowiadała mi o kuchni hiszpańskiej, ale ja nie potrafiłam skupić się na jej słowach. Myślami błądziłam gdzieś indziej. Jeszcze nigdy nie czułam takiego zażenowania na myśl, że zaraz spotkam Malfoya. A przecież do niczego między nami nie doszło, on tylko pierwszy raz był miły. A ja zrobiłam kolejny krok bliżej niego, chociaż powinnam się cofać.
            Siedział już przy jednym z okrągłych stołów. Podniósł głowę, a kosmyki jasnych włosów opadły mu na czoło. Krew zupełnie bez powodu napłynęła mi do twarzy, a ja miałam wielką nadzieję, że kryształowy żyrandol nie podkreśla mojego zaczerwienienia.
            - Ktoś tu dobrze spał - zauważyła Maren, dosiadając się do stolika z uśmiechem przyklejonym do twarzy.
            Malfoy uśmiechnął się kpiąco.
            - Ty też nie wyglądasz na zmęczoną, mimo nocy spędzonej na nogach.
            Maren nawet się nie zmieszała. Zaczęła bawić się swoimi lokami, okręcając je na palec.
            - No tak, wiedziałam, że przed tobą nic się nie ukryje - zaszczyciła go promiennym uśmiechem. - Żałuj, że nie widziałeś, jak wznosili lampiony w górę.
            Spojrzałam na Malfoya, czekając aż zacznie opowiadać jej wszystko, ale on tylko wzruszył ramionami.
            - Podasz mi to żółtawe coś? - zapytał, wskazując palcem na miskę pełną ciastek o muszelkowatym kształcie.
            - To magdalenki - wyjaśniła Maren, podając mu miskę. Sama zaczęła nakładać sobie grzanki i smarować je masłem.
            Poczułam burczenie w żołądku, kiedy zobaczyłam te wszystkie potrawy zapełniające stół. Oprócz zwykłych śniadaniowych dań znajdowały się tu przeróżne desery i owoce. Zaczęłam nakładać sobie wszystkiego po kolei.
            - Ktoś tu chyba nie jadł cały tydzień - mruknął Malfoy z nutką rozbawienia w głosie.
            - Trzeba zdobyć energię przed testem - odpowiedziałam dumnie, sięgając po churros, które wyglądały naprawdę apetycznie.
            - Myślicie, że to już dzisiaj czeka nas część teoretyczna? - spytała Maren.
            Wymieniliśmy z Malfoyem spojrzenia. Myślałam, że tylko z przyjaciółmi potrafię porozumiewać się bez słów, a tu niespodzianka. Żadne z nas nie powiedziało, że Konstanov wczorajszej nocy zdradził nam nieświadomie termin pisania testu.
            - W sumie to nieważne - Maren machnęła ręką i rozejrzała się po Białej Sali. - Wszyscy już są, oprócz Jordala. Ciekawe, dlaczego się spóźnia.
            Znowu mój wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem Malfoya. Tym razem oboje zmusiliśmy się do powstrzymania śmiechu.
            - Pewnie rozpacza nad swoim kretynizmem - stwierdził Malfoy. - Może wreszcie dotarło do niego, że mózg jest jednak potrzebny do prawidłowego funkcjonowania.
            Zaśmiałam się do papki kaszy na swoim talerzu. Maren omiotła nas spojrzeniem, po czym spojrzała na drzwi i westchnęła.
            - W takim razie już się pozbierał.
            Jordal podszedł do naszego stolika. Jego ciemnoblond włosy były trochę mokre, twarz świeżo ogolona, oczy wciąż zimne. Chyba nawet jeszcze zimniejsze niż wcześniej.
            Bez słowa dosiadł się do naszego stolika. Wyrazem swojej twarzy pokazywał nam, jak wiele kosztuje go, żeby tu siedzieć. Nie tknął nawet jedzenia, tylko odchylony do tyłu obserwował nas spod grubych brwi.
            - Nie wiem jak wy, ale ja właśnie straciłem apetyt - powiedział Malfoy zupełnie innym tonem, niż mówił przed chwilą. Jakby wpakowano mu do gardła kostki lodu. Patrzył na Jordala z wyraźną pogardą.
            Doskonale znałam ten wzrok. Znosiłam go przez całe cztery lata.
            Drzwi Szarej Sali otworzyły się ponownie. Do pomieszczenia wszedł Konstanov, a za nim czworo czarodziejów - dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Wszyscy mieli na sobie czarne szaty ze znakiem Wizengamotu wyszytym na piersi.
            Mównica znowu pojawiła się na środku Szarej Sali. Tym razem towarzyszyły jej cztery krzesła, na których usiadło czworo czarodziejów. Konstanov podszedł do podestu. Zastanawiałam się, czy stoi tam na jakiś stołku, bo trudno było mi uwierzyć, że z swoim wzrostem sięga do czarodziejskiego mikrofonem.
            - Dzień dobry, kochani - powiedział, odchrząkując. - Mam nadzieję, że pierwsza noc w pałacu Drezo minęła wam spokojnie.
            Skierował wzrok na nas, na co Malfoy uśmiechnął się i zerknął na Jordala, który poczerwieniał na twarzy. Mogłam się założyć, że pod stołem zaciskał pięści.
            - Chciałbym powiadomić was, że test z wiedzy praktycznej z obowiązkowych przedmiotów szkolnych: zaklęć, transmutacji, obrony przed czarną magią, zielarstwa, eliksirów, astronomii i historii magii, odbędzie się dzisiejszego popołudnia.
            Jakaś dziewczyna ze stolika obok wzięła głęboki oddech i zaczęła szeptać coś do swojego towarzysza po języku, którego nie rozumiałam. Niektórzy również wydawali się zdezorientowani słowami dyrektora, ale większość zachowała zimną krew.
            - O godzinie szesnastej, zaraz po obiedzie, macie obowiązek zjawić się w Szarej Sali, gdzie rozpoczną się przygotowania do testu. Korzystając z okazji, że jesteście tu wszyscy razem, chciałbym przedstawić wam komisję konkursową. Czterech wybranych czarodziejów z Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów zgodziło się uczestniczyć w tym wielkim wydarzeniu, jakim jest dwudziesty trzeci Konkurs Ponadstandardowych Umiejętności Magicznych, którego wygrana kończy się przyznaniem tytułu Najlepszej Szkoły Magii w Europie oraz możliwość walczenia o tytuł Najlepszej Szkoły Magii na Świecie.
            Po Szarej Sali rozległy się entuzjastyczne pomruknięcia. Oczy Maren zabłysnęły.
            - Po śniadaniu macie czas wolny. Nie spóźnijcie się na rozpoczęcie testu. Życzę wam smacznego.
             Wyszedł w otoczeniu czterech czarodziejów odprowadzony przez oklaski. Kiedy tylko drzwi Białej Sali się za nimi zamknęły, w pomieszczeniu wybuchł gwar. Uczestniczy konkursu zaczęli mówić między sobą w ojczystych językach. Maren podniosła się z krzesła.
            - Kurczę, a ja wciąż sobie niczego nie przypomniałam! O ja cię, znaczy Merlinie, muszę poczytać notatki - i wybiegła z Białej Sali, a za nią zrobiła to reszta uczniów, w tym Jordal, który posępnie wyszedł, by nie zostać z nami sam na sam.
            Malfoy odprowadzał ich wszystkim wzrokiem.
            - A oni wszyscy co? Sądzą, że nauczą się wszystkiego w ciągu pięciu godzin?
            - Warto przypomnieć sobie najważniejsze rzeczy - powiedziałam, odkładając talerz z niedojedzonym jedzeniem. Znowu minął mi apetyt. - My też powinniśmy.
            - Tylko nie kolejna wspólna nauka - jęknął.
            Uśmiechnęłam się kpiąco na widok jego miny.
            - Weź swoje podręczniki. Spotkamy się za dziesięć minut przed schodami.
            Nie czekając na jego reakcję, pobiegłam do komnaty.
            Spodziewałam się spotkać tam w końcu jakiś uczniów, ale zastałam tylko Maren. Siedziała na swoim łóżku, wertując jakiś podręcznik. Pół tuzina książek leżało wokół niej. Nie zwróciła uwagi na moją obecność, tylko mruczała ciągle do siebie.
            - Tentakule a wnykopieńki... Nie, to raptuśniki były zielone. A może jednak niebieskie? - cisnęła podręcznik na poduszkę i zaraz wzięła w ręce kolejny. - Wyjątki w prawach Gampa to: różdżka, duchy i osoby, uczucia...
            Zabrałam do torby stos książek, które zostawiłam na nocnej szafce i na palcach wyszłam z komnaty. Czułam narastające podekscytowanie, które nawet przysłoniło strach i obawę. Przecież znałam wszystkie podręczniki na pamięć, zagłębiałam się w lektury z Działu Ksiąg Zakazanych, uczyłam się wszystkich definicji słowo w słowo          |          
            I tak naprawdę jedyną rzeczą, która mnie martwiła był Malfoy. Musiałam przyznać, że do głupich nie należał, ale czy na pewno da sobie radę z tak ogromnym testem? Na wspólnej nauce zawsze wydawał się niewzruszony, jakby go to nie obchodziło, ale wczoraj... wczoraj był innym Malfoyem.
            - Szara Sala jest zajęta - powiedział Malfoy na powitanie. Stał już przy schodach z trzema książkami w dłoniach. - Bliźniacy Jewdokim ją zajmują. A Białej Sali Konstanov nie chce udostępnić do nauki.
            - Gdzie reszta twoich podręczników? - spytałam, ignorując jego słowa.
            Spojrzał na książki. Rozpoznałam podręcznik z eliksirów, transmutacji i zaklęć.
            - Powinnaś się cieszyć, że przynajmniej te zabrałem - oznajmił, udając obrażony ton. - Tak naprawdę zupełnie przypadkiem Goyle zrzucił je do mojej walizki, a ja byłem zbyt leniwy, żeby to wyjąć.
            Przewróciłam oczami i policzyłam do pięciu. Stanęłam obok niego, nie zwracając uwagi na to dziwne uczucie gdzieś w środku mnie.
            - Powinniśmy znaleźć jakieś miejsce - przed oczami stanął mi obraz pięknego ogrodu. - Chyba nawet wiem gdzie.
            Ruszyłam w stronę wyjścia, a Malfoy po chwili zrobił to samo. Dogonił mnie.
            - Wzięłaś różdżkę?
            - Nie - przyznałam. Przyzwyczaiłam się już, że zabierałam ją tylko w czasie lekcji i obchodów korytarzy.
            - Powinnaś zawsze nosić ją przy sobie.
            Zerknęłam na niego, ale on patrzył przed siebie. W duchu przyznałam mu rację. Brak różdżki na Balu Integracyjnym skończyło się prawie katastrofą, a wczoraj - gdyby nie Malfoy - nie miałabym się jak obronić przed Jordalem, który raczej za mną nie przepadał. Ciekawe jak to jest, że Maren nie zwraca uwagi na mój status krwi - pomyślałam. W mojej głowie pojawił się obraz Wiktora Kruma, który również nie zwracał na to uwagi, mimo swojej przynależności do Durmstrangu. Nie powinnam tak pochopnie wszystkich oceniać.
            Wyszliśmy na zewnątrz. W Hogwarcie tak ciepła pogoda w listopadzie to prawdziwa rzadkość. Zdążyłam zatęsknić już za promieniami słońca i porannym śpiewem ptaków. Intensywna zieleń kłuła w oczy. Gdzieś przed nami rozległ się trąbiący dźwięk, przypominający odgłos gęsi. Kiedy podniosłam wzrok, mrużąc oczy przed słońcem, dostrzegłam różowego ptaka.
            - Flaming - powiedziałam zaskoczona.
            - Pawie, flamingi... Ciekawe, czy mają tu kury.
            Obok flaminga przeszły dwa kolorowe pawie. Zatopiły dzioby w ziemi w poszukiwaniu pokarmu.
            - Bardzo zabawne - skomentowałam jego słowa, skręcając zgodnie z kierunkiem ciągnącej się przed nami dróżki.
            - Wiesz dokąd idziemy czy improwizujesz? - zapytał po chwili.
            Stanęłam i podniosłam rękę, palcem wskazującym pokazując widok za nim.
            - Tutaj.
            Było to jezioro, przy którym wczoraj odbywała się ceremonia. Woda miała niebieski kolor. Na powierzchni pływały lilie, na których rechotały żaby. Przy brzegu rosło parę wysokich drzew.
            - Planujesz mnie utopić? - wyszczerzył zęby.
            Zaczęłam iść w kierunku jednego z drzew.
            - Jeśli mnie zmusisz.
            Usiadłam w cieniu korony drzewa, plecami opierając się o jego pień. Malfoy zrobił to samo, rozprostowując nogi i kładąc podręczniki na kolanach.
            - Całkiem romantyczne miejsce, wybrałaś je specjalnie? - zapytał, powstrzymując śmiech.
            Zacisnęłam szczękę, znów czując te gorąco na czole. Starając się zupełnie o tym nie myśleć, otworzyłam torbę i wyjęłam pierwszy podręcznik. Transmutacja.
            - Wymień wyjątki w prawie Gampa - nakazałam, pamiętając o monologu Maren w komnacie.
            Odwrócił twarz w moim kierunku, ale dzielnie wpatrywałam się w książkę, nie chcąc spojrzeć mu w oczy. W końcu się poddał i założył ręce za głową.
            - Duchy - powiedział.
            Przeczekałam dziesięć sekund, mając nadzieję, że bardziej rozwinie swoją wypowiedź. On jednak milczał. Zacisnęłam palce na kartkach.
            - A dalej? - ponagliłam go, nie wiedząc, czy udaje czy naprawdę nie wie o reszcie wyjątków.
            - Czy to takie ważne?
            Nie wytrzymałam i spojrzałam na niego, marszcząc brwi. Walczyłam, żeby nie wybuchnąć.
            - Tak, jeśli nie chcesz się skompromitować.
            - Nie możemy porozmawiać o czymś innym? - spytał swobodnie. - Zauważyłaś, że w tym ogrodzie nie ma róż?
            Odchyliłam głowę do tyłu. Musiałam przez cały miesiąc znosić jego negatywne nastawienie  do nauki, a on potrafił mnie irytować nawet w sam dzień testu.
            - To nie jest ważne - powiedziałam sucho.
            - Białe róże to twoje ulubione kwiaty, a w tym ogrodzie nie rosną. Nie powinien ci się  w takim razie aż tak podobać.
            Zamurowało mnie, kiedy okazało się, że Malfoy pamięta, jakie są moje ulubione kwiaty. Tymbardziej, że ja sama nie zwróciłam uwagi, że tu nie rosną. A czułam, że czegoś brakuje mi w tym ogrodzie.
            - Duchy, osoby, różdżki, jedzenie i picie, próżnia, uczucia, metale szlachetne i pieniądze - wymieniłam, ignorując go. - Jedzenia i picia nie da się stworzyć, ale można w coś zmienić.
            - Fascynujące - mruknął. - Co sądzisz o wydawanych Balach Integracyjnych?  
            Automatycznie pomyślałam o Cho w tej pięknej sukni, o Ronie skazanym na Pansy, o Nottcie, który nie brzydził się podać mi ręki. Ten bal był taki bezsensowny, nie łączył, a jeszcze bardziej rozdzielał.
            - Wymień prawa Grampa - rozkazałam, po raz kolejny ignorując jego pytanie.
            - Przetransmutować można każde ciało stałe, ciecz, plazmę i gaz oraz materię i niematerię - wyrecytował. - Ja ogólnie byłam przeciw ostatniemu balowi, ale widząc minę Weasleya i Parki....
            - Są dwa prawa - przerwałam mu, nie mając ochoty wysłuchiwać o Ronie i Pansy oraz ich tańcu, zwłaszcza, że Malfoya wcale nie było wtedy w Wielkiej Sali, więc nie mam pojęcia jak mógł ich widzieć.
            - Dlaczego to ty ustalasz warunki? - założył ręce na klatce piersiowej w geście protestu.
            - To nie są przelewki, Malfoy - powiedziałam ostro, odkładając książkę na bok.  - Ten test może zadecydować, czy wygramy. Pomyśl ile Dumbledore przyzna Ślizgonom punktów za to zwycięstwo.
            Tak naprawdę wymyśliłam to na poczekaniu, chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby dyrektor postanowił nagrodzić nas w zamian za wygraną. Po wygranym przez Harry'ego Turnieju Trójmagicznego, wygranie tego konkursu jeszcze bardziej wypromowałoby Hogwart.
            - Nie zależy mi na Pucharu Domu - skrzywił się, rozluźniając ręce. Zaczął skubać palcami trawę. - Tylko na Pucharu Quidditcha. Ale go mam już prawie zapewniony.
            Nie chciałam znowu zdawać się z nim w dyskusję na temat Harry'ego i Quidditcha.
            - Drugie prawo brzmi: Każdy obiekt można dowolnie poddawać działaniu transmutacji. Zajmijmy się teraz zaklęciem znikania. To, że nie potrzebujemy dzisiaj wykazać się wiedzą praktyczną, nie znaczy, że nie musimy znać zaklęć. Także Evanesco sprawia, że przedmiot...
            - Granger - przerwał mi Malfoy, zasłaniając sobą otwartą książką twarz - mój mózg eksploduje. Wiesz, że nie powinno się uczyć w dzień testu, bo to i tak nic nie da?
            - My się nie uczymy, tylko przypominamy. A przynajmniej tak to wygląda z mojej strony - warknęłam. - Gdybyś przez ostatni miesiąc poświęcał więcej czasu na naukę...
            - Granger....
            - Jesteś taki irytujący - wstałam, nie kontrolując już swojego wybuchu złości. - Nie potrafisz poświęcić nawet godziny na... Ugh! - wrzuciłam podręcznik do torby. - Jeśli nic nam nie wyjdzie to będzie twoja wina.
            Zaczęłam iść w stronę pałacu. Malfoy wydawał się być zaskoczony moim zachowaniem.
            - A ty dokąd? - zawołał za mną.
            - Z dala od ciebie.
            Usiadłam drzewo dalej, przodem do niego. Wyciągnęłam z powrotem podręcznik i przytknęłam go sobie pod oczy. Zniżyłam trochę okładkę i spojrzałam na Malfoya. Uśmiechał się rozbawiony moim zachowaniem, a kiedy zobaczył, że na niego patrzę, jeszcze bardziej wyszczerzył zęby.
            Dosiadł się do mnie po parunastu minutach, bez słowa otwierając swój podręcznik i zagłębiając się w lekturze. A przynajmniej udawał, że czytał. Co chwilę na mnie zerkał, ale ignorowałam jego wzrok. W jego obecności nie zawsze mogłam się skupić i zdarzyło się, że musiałam drugi raz czytać tę samą stronę, żeby sens zdań do mnie doszedł.
            Tak długo w ciszy nie przesiedziałam jeszcze z nikim. Jego waniliowy zapach towarzyszył mi także w drodze na obiad, na którym nie zjawiła się połowa uczestników, w tym Maren i Jordal. Przed szesnastą weszliśmy do Szarej Sali. Moje nogi jeszcze nigdy nie były takie sztywne.
            Szara Sala była teraz wielkim pomieszczeniem z pojedynczymi ławkami ustawionymi za sobą w dwóch rzędach. Na środku stał olbrzymi zegar, a obok niego cztery fotele. Wszyscy uczestniczy zebrali się przy drzwiach. Malfoy stał obok mnie. Maren gdzieś z boku. Była blada i podenerwowana, ale odwzajemniła mój delikatny uśmiech. Konstanov stał na środku komnaty w towarzystwie czarodziejów z komisji. Uśmiechał się nerwowo.
            - Widzę, że wszyscy już jesteście - powiedział, rozkładając ręce. - Po wylosowaniu numerku zajmijcie miejsce.
            Zegar wskazywał piętnastą pięćdziesiąt pięć.
            - Jeszcze dzisiaj się dowiemy, która szkoła jest najlepszą szkołą pod względem wiedzy teoretycznej. Życzę wam wszystkim powodzenia, pamiętajcie o oddychaniu.
            Wydawało mi się, że nikt nie oddychał.
            Podwójne klaśnięcie dłoni ze strony Konstanova zwiastowało rozpoczęcie testu.



____________
Jest równo północ, nie zdążyłam! xD

4 komentarze:

  1. Szczerze mówiąc to bałam się że ich zachowanie będzie niezręczne, ale muszę ci przyznać że dobrze z tego wybrnęłaś i wyszło niesamowicie.
    I kocham Malfoya za jego teksty, no uśmiałam się do łez. Hermiona trochę mnie wkurzyła tym że nie chciała gadać z nim ale chyba ją trochę rozumiem... albo i nie?
    W każdym razie gratuluję za ten rozdział i... no po prostu kocham Malfoja za jego żarciki hihi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholercia to Konto mojej siostry więc nie bier mnie za Genowefe.
    W ogóle co ona za imię wymyśliła?

    OdpowiedzUsuń
  3. Między tą dwójka wytworzyła się taka luźna relacja :d. Milo się to czyta. Hermiona trochę ostatnio się napalila na Draco. Ciągle jej myśli zaprząta ten blondyn. Życzę im powodzenia w tych testach, znając ich umiejętności wierzę, że dobrze im pójdzie. Podoba mi się częstotliwość dodawania rozdzialów :p.

    OdpowiedzUsuń
  4. Będzie dzisiaj rozdział? :c

    OdpowiedzUsuń