Kiedy moja
babcia zachorowała, rodzice posłali mnie do szpitala. Sami nie mieli czasu,
żeby ją odwiedzić, więc wcisnęli mi do rąk banknot na autobus, a ja chętnie
wypełniłam ich prośbę. Szpital to obskurne miejsce, ale ten miał przynajmniej
nowoczesną windę, którą - jako ciekawskie dziecko - chciałam się przejechać.
Babcia leżała na oddziale chorób wewnętrznych, który znajdował się na czwartym
piętrze, więc skorzystałam z możliwości zaspokojenia swojej ciekawości i
skorzystałam z windy.
Nie było tak kolorowo. Winda miała awarię, a ja na półtora godziny uwięziona zostałam ze starszym małżeństwem, które przyszło odwiedzić swojego syna.
Sytuacja trochę podobna co do tej, z wyjątkiem takim, iż małżeństwo z windy było bardzo sympatyczne, a Malfoy zdecydowanie nie posiada takiej cechy.
Jakby posiadał jakąkolwiek pozytywną.
- Dobra, Granger - złączył swoje dłonie i wyprostował ręce. - Chcesz zacząć?
Nie byłam przekonana co do tej ,,rozmowy", ale ostatnimi czasy nie byłam przekonana co do niczego. Tyle pytań zadawałam sobie od początku roku, tyle razy chciałam wykrzyczeć Malfoyowi w twarz, by mi na nie odpowiedział, a kiedy przyszło co do czego - nie miałam pojęcia, co chcę wiedzieć.
Szybko przypomniałam sobie wszystkie sytuacje, przez które miałam mętlik w głowie, a na które Draco Mafloy znał odpowiedź. Odtwarzałam je w odwrotnej kolejności, aż w końcu doszłam do wydarzenia z Hogsmeade - wtedy, kiedy usłyszałam rozmowę Dracona z jego ojcem. Tak, to zdecydowanie najbardziej mnie interesowało Chciałam znać prawdę, o co wtedy chodziło, o jakiej misji mówili, dlaczego Draco nie wykasował mi pamięci i - pytanie skierowane do mnie samej - dlaczego ja nic z tym nie zrobiłam?
Ale nie mogłam o tym wspomnieć. Nie mogłam zadać pytania związanego właśnie z tym.
Wyrzuciłam to gdzieś w niepamięć i nie chciałam do tego powracać, Malfoy i tak nie powiedziałby mi prawdy, a ja jedynie zaryzykowałabym - bo co, jeśli już sam o tym zapomniał i moje pytanie byłoby dobrym pretekstem do zmienienia zdania?
- Długo chcesz się zastanawiać? - doszedł mnie jego głos.
Poczekam na jego ruch, zanim poruszę temat Hogsmeade.
- Chcę wiedzieć - oznajmiłam - po co ci kwiaty Andory.
Odpowiedział szybciej niż sama zdołałam pomyśleć nad tym pytaniem:
- Do eliksiru. Teraz moja kolej.
W jednej sekundzie otworzyłam usta, wytrzeszczyłam oczy, uniosłam brwi, w drugiej zamknęłam usta, zmrużyłam oczy i ściągnęłam brwi.
- To nie jest odpowiedź - zaprzeczyłam się.
Draco spojrzał na mnie z politowaniem. Siedział tak jak ja - na ziemi, oparty o drzwi. Chociaż nasze ciała sie nie stykały, czułam jakąś bliskość pomiędzy nami, prawdopodobnie spowodowaną zamkniętym pokojem i brakiem obecności innych ludzi. Albo tym, że tak dużo czasu ostatnio spędzam z nim.
- Nie sprecyzowałaś pytania, to ja nie sprecyzowałem odpowiedzi - uśmiechnął się leniwie. - Dałbym ci jeszcze jedną szansę, ale bawi mnie twoja mina, gdy się złościsz. Więc teraz moja kolej.
Na tę uwagę odwróciłam twarz, a z włosów stworzyłam kotarę dzielącą ścieżkę, na której spotkać się mogłyby nasz wzrok.
- Mów - ponagliłam go beznamiętnym tonem.
Byłam ciekawa jakie zada mi pytanie, ale jednocześnie się tego bałam. Bałam się, że zada pytanie, na które nie będę mogła mu odpowiedzieć zgodnie z prawdą, a on - jako dobry kłamca - wyczuje fałsz.
Mógł zapytać o Harry'ego, o Syriusza. Mógł chcieć się dowiedzieć wiele o swoich ,,wrogach", o działaniach Dumbledore'a, o coś, co ja wiem, a co mogłoby mu jakoś przysłużyć.
Nic mnie nigdy nie zdziwiło tak bardzo, jak słowa, które padły wtedy z jego ust.
- Jaki jest twój ulubiony kolor?
Musiałam na niego spojrzeć. Musiałam się przekonać, że wypowiedział to właśnie Draco Mafloy, a nie kto inny. No i to był on. Patrzył na mnie lekko rozbawiony, a kiedy nie kwapiłam się odpowiedzieć, ponaglił mnie:
- No dalej, Granger. To chyba nie takie trudne.
Pokręciłam głową, chowając ją w dłoniach, a potem znowu na niego spojrzałam.
- Pytasz mnie o kolor - powiedziałam powoli, upewniając się.
Wniósł oczy do nieba.
- Pytam, jaki jest twój ulubiony kolor.
Zawahałam się, otwierając i zamykając usta jak ryba.
- Czy ty...
- Na gacie Merlina, Granger!
Gwałtownie się ocuciłam.
- Nie mam ulubionego koloru - wyjaśniłam.
Teraz to on wydawał się być zdziwionym.
- Każdy ma swój ulubiony kolor. Zastanów się.
Westchnęłam ciężko. Nikt nigdy nie pytał, jaki jest mój ulubiony kolor. Ja też nie zadawałam sobie tego pytania. Ale to chyba nie takie trudne. Zielony mogłam wykluczyć. Zawsze kojarzył mi się ze Ślizgonami (kiedyś nawet miałam sen, że Wielka Sala udekorowana jest w zieleń, bo Slytherin wygrał Puchar Domów), żółty natomiast przypominał mi eliksir wielosokowy, jaki wypiłam w drugiej klasie. Szkarłat był ładnym kolorem, ale za bardzo kojarzył mi się z krwią, czerń zbyt ciemna, biel za jasna. Moja mama uwielbiała kolor kwiatów w naszym ogrodzie - były błękitne jak bezchmurne niebo, ale ja wcale nie uważałam je za najpiękniejsze. Kwiaty Andory były piękne. Miały taki rażący kolor - nie różowy, nie czerwony...
- Fioletowy - oznajmiłam cicho, jeszcze raz nad tym myśląc. - Chyba fioletowy.
Chwila ciszy, podczas której patrzyłam przed siebie na biurko McGonagall.
- Twoja kolej - powiedział Draco.
Tym razem nie zastanawiałam się nad pytaniem.
- Do jakiego eliksiru potrzebne ci są kwiaty Andory?
- Do czarnomagicznego - wyszczerzył zęby. - Mogłaś jeszcze bardziej sprecyzować. Ale niech ci będzie. Eliksir Wiecznego Snu. O co pokłóciłaś się z Weasleyem?
Zamrugałam.
- Ale... Wieczny sen? To prawie jak śmierć! Chcesz podać komuś ten eliksir?
- Teraz moja kolej - westchnął beznamiętnie. - Więc jaki był powód rozpadu świętej trójcy?
Przewróciłam oczami. Z tylu pytań wybierał te, których mógłby się dowiedzieć w jakikolwiek sposób, gdyby tylko chciał.
- Nic się nie rozpadło - zaprzeczyłam. - Mam mały konflikt z Ronem, bo nie pasuje mu, że jadę na konkurs z tobą, a on zostaje.
Malfoy zaśmiał się.
- Jest prefektem, zdaje SUM'y... Pewnie mu ciężko, że znowu ze mną przegrywa.
- Nie sądzę - ucięłam krótko.
- Od tylu lat żyje w cieniu Pottera, a teraz zaczyna żyć i w twoim, Granger. I w moim.
- To nie jest śmieszne, Malfoy!
- Wystarczy, że pozbędzie się Longbottoma, a zyska miano największego kretyna w szkole.
- Czy ty zawsze musisz być takim dupkiem?
Draco umilkł. Spojrzał na mnie z poważnym wyrazem twarzy i odczekał parę sekund.
- Nie - powiedział. - Twój ulubiony kwiat?
-Teraz moja kolej.
- Już ci odpowiedziałem.
- Co? Ale...
No tak. Żadnych reguł, więc wziął ,,pytanie" o dupka trochę za poważnie.
- To było pytanie retoryczne - zbulwersowałam się. - I wcale nie podchodziło pod grę!
Draco postukał palcem w policzek. Ten jego gest robił się już irytujący.
- Odpowiesz na moje pytanie to będziesz mogła zadać własne - oznajmił, wykrzywiając usta w uśmiechu. - Więc?
Nie widziałam żadnych przeciwności, żeby odpowiedzieć na jego pytanie. Fakt, wydawało mi się to dziwne. Ale niby do czego złego mogłaby mu posłużyć taka informacja?
- Białe róże - mruknęłam.
- Białe róże - przeciągnął te dwa wyrazy, jakby się nad nimi zastanawiał - ale jednak to fiolet jest twoim ulubionym kolorem.
- I co z tego? - przewróciłam oczami, a kiedy Malfoy już otwierał usta, dodałam: - Nie! Nie odpowiadaj. Cofam to pytanie.
Po raz kolejny się zaśmiał, a ja miałam ochotę go udusić. Patrzyłam na niego wzrokiem pełnym wrogości, dopóki nie wziął się w garść.
- Dobra, niech ci będzie - oznajmił, jakby to on decydował o wszystkich zasadach.
Zawahałam się.
- Więc... komu chcesz podać Eliksir Wiecznego Snu?
Wciągnęłam powietrza. Moja wyobraźnia zaczęła tworzyć w tle cichą muzykę z filmów grozy. Draco nie wydawał się zaskoczonym tym pytaniem, ale nie odpowiedział od razu.
- Ciągle drążysz jeden temat - stwierdził, błądząc wzrokiem po pustej klasie. - Mógłbym naprawdę pomyśleć, że to jedyny temat, który cię interesuje. Ale przecież sama wiesz, że to nie prawda.
Kiedy na mnie spojrzał, ogarnęło mnie zimno. Wizja snu powróciła na ułamek chwili. Czarny wąż na jego przedramieniu i ten mężczyzna z blizną.
To był tylko sen.
Malfoy jest zły.
Tylko sen.
- Masz rację - przyznałam beznamiętnie, wysuwając podróbek w wojowniczym geście. - Ale w tym momencie chcę, żebyś odpowiedział na to pytanie.
Mierzyliśmy się spojrzeniami.
- Jak chcesz - Draco wzruszył ramionami - ale moja odpowiedź cię zawiedzie. Nie zamierzam podawać tego żadnej żywej osobie.
- To znaczy?
Miałam wrażenie, że Malfoy bije się z myślami.
To jest na dwóch...
- Nie jestem taki zły, za jakiego mnie masz, Granger - oznajmił tonem, od którego Pansy Parkinson zmiękłyby kolana. Ja jednak nie byłam tak bardzo naiwna. - Moje pytanie: o czym rozmawiasz z Nottem?
Założyłam ręce i spojrzałam na niego z ukosa. Najchętniej zaśmiałabym mu się w twarz.
- Czemu cię to interesuje?
Przekręcił głowę.
- Jestem z natury bardzo ciekawski.
- Mam z nim korepetycję - wyjaśniłam, czując, że mogę tego żałować - więc rozmawiamy głównie o nauce.
- A konkretniej?
- A konkretniej - wypuściłam głośno powietrze - o prawach Felicitiusa, o transmutacji scalającej, o...
- Dobra, zrozumiałem - podniósł rękę, bym się uciszyła. - Ale do wioski trytonów chyba nie przyszliście rozmawiając o transmutacji?
- Nie miałam głowy, żeby zająć się wtedy korepetycjami, więc poszliśmy się... przejść - powiedziałam oschle. - Czemu cię to tak interesuje?
- Jesteś pewna, że chcesz, żebym na to odpowiedział?
Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Och, nikt mi nie działam na nerwy tak jak Malfoy.
- Chcę wiedzieć, co miało oznaczać twoje stwierdzenie, że wcale nie jesteś taki zły.
Tu go miałam. Próbował ukryć, że go nie zaskoczyłam, ale na ułamek sekundy w jego oczach pojawił się ten błysk zdumienia.
Prychnął.
- Masz mnie za nic nie wartego egoistę - powiedział, a ja nie zaprzeczyłam. - Nie wierzysz w takie bajki, że ludzie się zmieniają. Ja też nie. Uważam, że człowiek rodzi się dobry albo zły, nie wybiera.
Wtedy jeszcze nie rozumiałam, co miał na myśli.
- Każdy ma wybór - sprostowałam, lekko urażona jego brakiem empatii. - I wierzę, że człowiek może się zmienić.
Patrzył na mnie z zaciekawieniem, świdrował mnie wzrokiem, jakby próbował ujrzeć moje myśli.
- W takim razie to nas różni - stwierdził.
- Wiele rzeczy nas różni, Malfoy.
- Wcale nie tak wiele, jak ci się wydaje.
Po trzech głębokim oddechach, zdołałam z siebie wydusić:
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Draco oparł swoją głowę o drzwi. Włosy opadły mu na czoło.
- Sklej to co powiedziałem, a dostaniesz odpowiedź - zanim zdołałam nad tym pomyśleć, dodał: - Ale zrób to później. Teraz moje pytanie.
- Pytaj - mruknęłam. Chciałam szybko mu odpowiedzieć i zadać kolejne pytanie.
Odwrócił twarz w moją stronę, wciąż opierając się o drzwi.
- Boisz się mnie? - zapytał po chwili.
Zamrugałam kilkakrotnie. Patrzył na mnie oczekująco.
Czy sie go bałam? Trudno było mi stwierdzić. Na pewno nie bałam się go, gdy zamknięto nas samych w klasie albo wtedy, gdy towarzyszyłam mu w Zakazanym Lesie. Wtedy w Hogsmeade jednak miałam wrażenie, że może zrobić mi coś złego, użyć różdżki przeciwko mnie. Sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie.
Los na szczęście uratował mnie przed odpowiedzią.
Zza drzwi doszły nas głosy rozchichotanych dziewczyn, pędzących korytarzem, by zdążyć wrócić do wieży przed godziną policyjną. Były dwie i oba głosy doskonale znałam. Ze wszystkich osób, musiały to być akurat one.
Stanęłam gwałtownie na nogi.
- Mówię ci, ona na pewno się w nim podkochuje! - zawołał entuzjastyczny głos.
- No nie wiem, Lav. Wydaje mi się, że ona jeszcze nie interesuje się chłopcami.
- Każda dziewczyna w tym wieku kocha się w jakimś chłopaku, to normalne.
- Lavender? - zapukałam w drzwi, czując jak krew odpływa mi z twarzy.
Draco stanął obok mnie i westchnął ciężko.
- Lavender? - zapytał bezgłośnie i uderzył pięścią w drzwi.
Chichoty ustały. Dziewczyny musiały podejść do drzwi.
- Słyszałaś coś? - pisnęła Lavender.
Zanim Parvati zdołała jej odpowiedzieć, wyręczyłam ją:
- Lavender, to ja, Hermiona - powiedziałam do drzwi. - Filch zamknął nas omyłkowo w klasie. Mogłabyś przekręcić klucz?
- Nas? - spytała natychmiast.
No pięknie...
Zawsze lepiej ona, niż Ron.
Wymieniliśmy z Malfoyem spojrzenia.
- Cześć, Brown - przywitał ją.
- Kto mówi? - klepnęła w drzwi po drugiej stronie.
- Draco Malfoy. Przekręć klucz.
Lavender potrzebowała dwudziestu sekund, zanim opanowała śmiech i wykonała polecenie.
- No proszę, proszę. Raz jeden, raz drugi - zaśmiała się.
Parvati stała za nią i marszczyła brwi. Kiedy nasz wzrok się spotkał, pokręciła głową z dezaprobatą.
Cieszyłam się, że wyszłam. Cieszyłam się, że nie musiałam spędzać nocy w ciemnej klasie. Cieszyłam się, że zostałam uratowana przed odpowiedzią na pytanie Malfoya.
Nie cieszyłam się, kiedy następnego dnia cała szkoła wiedziała o całym incydencie.
Nie cieszyłam się, kiedy Ron spojrzał na mnie w taki sposób, jak jeszcze nigdy na mnie nie patrzył.
Jakbym była jego wrogiem.
Harry i Ginny nie
zadawali pytań, kiedy wytłumaczyłam im całe zajście. Harry był trochę
zawiedziony, że nie dowiedziałam się niczego więcej, ale mnie całkowicie to nie
obchodziło. Moje myśli zaprzątała tylko jedna osoba.Nie było tak kolorowo. Winda miała awarię, a ja na półtora godziny uwięziona zostałam ze starszym małżeństwem, które przyszło odwiedzić swojego syna.
Sytuacja trochę podobna co do tej, z wyjątkiem takim, iż małżeństwo z windy było bardzo sympatyczne, a Malfoy zdecydowanie nie posiada takiej cechy.
Jakby posiadał jakąkolwiek pozytywną.
- Dobra, Granger - złączył swoje dłonie i wyprostował ręce. - Chcesz zacząć?
Nie byłam przekonana co do tej ,,rozmowy", ale ostatnimi czasy nie byłam przekonana co do niczego. Tyle pytań zadawałam sobie od początku roku, tyle razy chciałam wykrzyczeć Malfoyowi w twarz, by mi na nie odpowiedział, a kiedy przyszło co do czego - nie miałam pojęcia, co chcę wiedzieć.
Szybko przypomniałam sobie wszystkie sytuacje, przez które miałam mętlik w głowie, a na które Draco Mafloy znał odpowiedź. Odtwarzałam je w odwrotnej kolejności, aż w końcu doszłam do wydarzenia z Hogsmeade - wtedy, kiedy usłyszałam rozmowę Dracona z jego ojcem. Tak, to zdecydowanie najbardziej mnie interesowało Chciałam znać prawdę, o co wtedy chodziło, o jakiej misji mówili, dlaczego Draco nie wykasował mi pamięci i - pytanie skierowane do mnie samej - dlaczego ja nic z tym nie zrobiłam?
Ale nie mogłam o tym wspomnieć. Nie mogłam zadać pytania związanego właśnie z tym.
Wyrzuciłam to gdzieś w niepamięć i nie chciałam do tego powracać, Malfoy i tak nie powiedziałby mi prawdy, a ja jedynie zaryzykowałabym - bo co, jeśli już sam o tym zapomniał i moje pytanie byłoby dobrym pretekstem do zmienienia zdania?
- Długo chcesz się zastanawiać? - doszedł mnie jego głos.
Poczekam na jego ruch, zanim poruszę temat Hogsmeade.
- Chcę wiedzieć - oznajmiłam - po co ci kwiaty Andory.
Odpowiedział szybciej niż sama zdołałam pomyśleć nad tym pytaniem:
- Do eliksiru. Teraz moja kolej.
W jednej sekundzie otworzyłam usta, wytrzeszczyłam oczy, uniosłam brwi, w drugiej zamknęłam usta, zmrużyłam oczy i ściągnęłam brwi.
- To nie jest odpowiedź - zaprzeczyłam się.
Draco spojrzał na mnie z politowaniem. Siedział tak jak ja - na ziemi, oparty o drzwi. Chociaż nasze ciała sie nie stykały, czułam jakąś bliskość pomiędzy nami, prawdopodobnie spowodowaną zamkniętym pokojem i brakiem obecności innych ludzi. Albo tym, że tak dużo czasu ostatnio spędzam z nim.
- Nie sprecyzowałaś pytania, to ja nie sprecyzowałem odpowiedzi - uśmiechnął się leniwie. - Dałbym ci jeszcze jedną szansę, ale bawi mnie twoja mina, gdy się złościsz. Więc teraz moja kolej.
Na tę uwagę odwróciłam twarz, a z włosów stworzyłam kotarę dzielącą ścieżkę, na której spotkać się mogłyby nasz wzrok.
- Mów - ponagliłam go beznamiętnym tonem.
Byłam ciekawa jakie zada mi pytanie, ale jednocześnie się tego bałam. Bałam się, że zada pytanie, na które nie będę mogła mu odpowiedzieć zgodnie z prawdą, a on - jako dobry kłamca - wyczuje fałsz.
Mógł zapytać o Harry'ego, o Syriusza. Mógł chcieć się dowiedzieć wiele o swoich ,,wrogach", o działaniach Dumbledore'a, o coś, co ja wiem, a co mogłoby mu jakoś przysłużyć.
Nic mnie nigdy nie zdziwiło tak bardzo, jak słowa, które padły wtedy z jego ust.
- Jaki jest twój ulubiony kolor?
Musiałam na niego spojrzeć. Musiałam się przekonać, że wypowiedział to właśnie Draco Mafloy, a nie kto inny. No i to był on. Patrzył na mnie lekko rozbawiony, a kiedy nie kwapiłam się odpowiedzieć, ponaglił mnie:
- No dalej, Granger. To chyba nie takie trudne.
Pokręciłam głową, chowając ją w dłoniach, a potem znowu na niego spojrzałam.
- Pytasz mnie o kolor - powiedziałam powoli, upewniając się.
Wniósł oczy do nieba.
- Pytam, jaki jest twój ulubiony kolor.
Zawahałam się, otwierając i zamykając usta jak ryba.
- Czy ty...
- Na gacie Merlina, Granger!
Gwałtownie się ocuciłam.
- Nie mam ulubionego koloru - wyjaśniłam.
Teraz to on wydawał się być zdziwionym.
- Każdy ma swój ulubiony kolor. Zastanów się.
Westchnęłam ciężko. Nikt nigdy nie pytał, jaki jest mój ulubiony kolor. Ja też nie zadawałam sobie tego pytania. Ale to chyba nie takie trudne. Zielony mogłam wykluczyć. Zawsze kojarzył mi się ze Ślizgonami (kiedyś nawet miałam sen, że Wielka Sala udekorowana jest w zieleń, bo Slytherin wygrał Puchar Domów), żółty natomiast przypominał mi eliksir wielosokowy, jaki wypiłam w drugiej klasie. Szkarłat był ładnym kolorem, ale za bardzo kojarzył mi się z krwią, czerń zbyt ciemna, biel za jasna. Moja mama uwielbiała kolor kwiatów w naszym ogrodzie - były błękitne jak bezchmurne niebo, ale ja wcale nie uważałam je za najpiękniejsze. Kwiaty Andory były piękne. Miały taki rażący kolor - nie różowy, nie czerwony...
- Fioletowy - oznajmiłam cicho, jeszcze raz nad tym myśląc. - Chyba fioletowy.
Chwila ciszy, podczas której patrzyłam przed siebie na biurko McGonagall.
- Twoja kolej - powiedział Draco.
Tym razem nie zastanawiałam się nad pytaniem.
- Do jakiego eliksiru potrzebne ci są kwiaty Andory?
- Do czarnomagicznego - wyszczerzył zęby. - Mogłaś jeszcze bardziej sprecyzować. Ale niech ci będzie. Eliksir Wiecznego Snu. O co pokłóciłaś się z Weasleyem?
Zamrugałam.
- Ale... Wieczny sen? To prawie jak śmierć! Chcesz podać komuś ten eliksir?
- Teraz moja kolej - westchnął beznamiętnie. - Więc jaki był powód rozpadu świętej trójcy?
Przewróciłam oczami. Z tylu pytań wybierał te, których mógłby się dowiedzieć w jakikolwiek sposób, gdyby tylko chciał.
- Nic się nie rozpadło - zaprzeczyłam. - Mam mały konflikt z Ronem, bo nie pasuje mu, że jadę na konkurs z tobą, a on zostaje.
Malfoy zaśmiał się.
- Jest prefektem, zdaje SUM'y... Pewnie mu ciężko, że znowu ze mną przegrywa.
- Nie sądzę - ucięłam krótko.
- Od tylu lat żyje w cieniu Pottera, a teraz zaczyna żyć i w twoim, Granger. I w moim.
- To nie jest śmieszne, Malfoy!
- Wystarczy, że pozbędzie się Longbottoma, a zyska miano największego kretyna w szkole.
- Czy ty zawsze musisz być takim dupkiem?
Draco umilkł. Spojrzał na mnie z poważnym wyrazem twarzy i odczekał parę sekund.
- Nie - powiedział. - Twój ulubiony kwiat?
-Teraz moja kolej.
- Już ci odpowiedziałem.
- Co? Ale...
No tak. Żadnych reguł, więc wziął ,,pytanie" o dupka trochę za poważnie.
- To było pytanie retoryczne - zbulwersowałam się. - I wcale nie podchodziło pod grę!
Draco postukał palcem w policzek. Ten jego gest robił się już irytujący.
- Odpowiesz na moje pytanie to będziesz mogła zadać własne - oznajmił, wykrzywiając usta w uśmiechu. - Więc?
Nie widziałam żadnych przeciwności, żeby odpowiedzieć na jego pytanie. Fakt, wydawało mi się to dziwne. Ale niby do czego złego mogłaby mu posłużyć taka informacja?
- Białe róże - mruknęłam.
- Białe róże - przeciągnął te dwa wyrazy, jakby się nad nimi zastanawiał - ale jednak to fiolet jest twoim ulubionym kolorem.
- I co z tego? - przewróciłam oczami, a kiedy Malfoy już otwierał usta, dodałam: - Nie! Nie odpowiadaj. Cofam to pytanie.
Po raz kolejny się zaśmiał, a ja miałam ochotę go udusić. Patrzyłam na niego wzrokiem pełnym wrogości, dopóki nie wziął się w garść.
- Dobra, niech ci będzie - oznajmił, jakby to on decydował o wszystkich zasadach.
Zawahałam się.
- Więc... komu chcesz podać Eliksir Wiecznego Snu?
Wciągnęłam powietrza. Moja wyobraźnia zaczęła tworzyć w tle cichą muzykę z filmów grozy. Draco nie wydawał się zaskoczonym tym pytaniem, ale nie odpowiedział od razu.
- Ciągle drążysz jeden temat - stwierdził, błądząc wzrokiem po pustej klasie. - Mógłbym naprawdę pomyśleć, że to jedyny temat, który cię interesuje. Ale przecież sama wiesz, że to nie prawda.
Kiedy na mnie spojrzał, ogarnęło mnie zimno. Wizja snu powróciła na ułamek chwili. Czarny wąż na jego przedramieniu i ten mężczyzna z blizną.
To był tylko sen.
Malfoy jest zły.
Tylko sen.
- Masz rację - przyznałam beznamiętnie, wysuwając podróbek w wojowniczym geście. - Ale w tym momencie chcę, żebyś odpowiedział na to pytanie.
Mierzyliśmy się spojrzeniami.
- Jak chcesz - Draco wzruszył ramionami - ale moja odpowiedź cię zawiedzie. Nie zamierzam podawać tego żadnej żywej osobie.
- To znaczy?
Miałam wrażenie, że Malfoy bije się z myślami.
To jest na dwóch...
- Nie jestem taki zły, za jakiego mnie masz, Granger - oznajmił tonem, od którego Pansy Parkinson zmiękłyby kolana. Ja jednak nie byłam tak bardzo naiwna. - Moje pytanie: o czym rozmawiasz z Nottem?
Założyłam ręce i spojrzałam na niego z ukosa. Najchętniej zaśmiałabym mu się w twarz.
- Czemu cię to interesuje?
Przekręcił głowę.
- Jestem z natury bardzo ciekawski.
- Mam z nim korepetycję - wyjaśniłam, czując, że mogę tego żałować - więc rozmawiamy głównie o nauce.
- A konkretniej?
- A konkretniej - wypuściłam głośno powietrze - o prawach Felicitiusa, o transmutacji scalającej, o...
- Dobra, zrozumiałem - podniósł rękę, bym się uciszyła. - Ale do wioski trytonów chyba nie przyszliście rozmawiając o transmutacji?
- Nie miałam głowy, żeby zająć się wtedy korepetycjami, więc poszliśmy się... przejść - powiedziałam oschle. - Czemu cię to tak interesuje?
- Jesteś pewna, że chcesz, żebym na to odpowiedział?
Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Och, nikt mi nie działam na nerwy tak jak Malfoy.
- Chcę wiedzieć, co miało oznaczać twoje stwierdzenie, że wcale nie jesteś taki zły.
Tu go miałam. Próbował ukryć, że go nie zaskoczyłam, ale na ułamek sekundy w jego oczach pojawił się ten błysk zdumienia.
Prychnął.
- Masz mnie za nic nie wartego egoistę - powiedział, a ja nie zaprzeczyłam. - Nie wierzysz w takie bajki, że ludzie się zmieniają. Ja też nie. Uważam, że człowiek rodzi się dobry albo zły, nie wybiera.
Wtedy jeszcze nie rozumiałam, co miał na myśli.
- Każdy ma wybór - sprostowałam, lekko urażona jego brakiem empatii. - I wierzę, że człowiek może się zmienić.
Patrzył na mnie z zaciekawieniem, świdrował mnie wzrokiem, jakby próbował ujrzeć moje myśli.
- W takim razie to nas różni - stwierdził.
- Wiele rzeczy nas różni, Malfoy.
- Wcale nie tak wiele, jak ci się wydaje.
Po trzech głębokim oddechach, zdołałam z siebie wydusić:
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Draco oparł swoją głowę o drzwi. Włosy opadły mu na czoło.
- Sklej to co powiedziałem, a dostaniesz odpowiedź - zanim zdołałam nad tym pomyśleć, dodał: - Ale zrób to później. Teraz moje pytanie.
- Pytaj - mruknęłam. Chciałam szybko mu odpowiedzieć i zadać kolejne pytanie.
Odwrócił twarz w moją stronę, wciąż opierając się o drzwi.
- Boisz się mnie? - zapytał po chwili.
Zamrugałam kilkakrotnie. Patrzył na mnie oczekująco.
Czy sie go bałam? Trudno było mi stwierdzić. Na pewno nie bałam się go, gdy zamknięto nas samych w klasie albo wtedy, gdy towarzyszyłam mu w Zakazanym Lesie. Wtedy w Hogsmeade jednak miałam wrażenie, że może zrobić mi coś złego, użyć różdżki przeciwko mnie. Sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie.
Los na szczęście uratował mnie przed odpowiedzią.
Zza drzwi doszły nas głosy rozchichotanych dziewczyn, pędzących korytarzem, by zdążyć wrócić do wieży przed godziną policyjną. Były dwie i oba głosy doskonale znałam. Ze wszystkich osób, musiały to być akurat one.
Stanęłam gwałtownie na nogi.
- Mówię ci, ona na pewno się w nim podkochuje! - zawołał entuzjastyczny głos.
- No nie wiem, Lav. Wydaje mi się, że ona jeszcze nie interesuje się chłopcami.
- Każda dziewczyna w tym wieku kocha się w jakimś chłopaku, to normalne.
- Lavender? - zapukałam w drzwi, czując jak krew odpływa mi z twarzy.
Draco stanął obok mnie i westchnął ciężko.
- Lavender? - zapytał bezgłośnie i uderzył pięścią w drzwi.
Chichoty ustały. Dziewczyny musiały podejść do drzwi.
- Słyszałaś coś? - pisnęła Lavender.
Zanim Parvati zdołała jej odpowiedzieć, wyręczyłam ją:
- Lavender, to ja, Hermiona - powiedziałam do drzwi. - Filch zamknął nas omyłkowo w klasie. Mogłabyś przekręcić klucz?
- Nas? - spytała natychmiast.
No pięknie...
Zawsze lepiej ona, niż Ron.
Wymieniliśmy z Malfoyem spojrzenia.
- Cześć, Brown - przywitał ją.
- Kto mówi? - klepnęła w drzwi po drugiej stronie.
- Draco Malfoy. Przekręć klucz.
Lavender potrzebowała dwudziestu sekund, zanim opanowała śmiech i wykonała polecenie.
- No proszę, proszę. Raz jeden, raz drugi - zaśmiała się.
Parvati stała za nią i marszczyła brwi. Kiedy nasz wzrok się spotkał, pokręciła głową z dezaprobatą.
Cieszyłam się, że wyszłam. Cieszyłam się, że nie musiałam spędzać nocy w ciemnej klasie. Cieszyłam się, że zostałam uratowana przed odpowiedzią na pytanie Malfoya.
Nie cieszyłam się, kiedy następnego dnia cała szkoła wiedziała o całym incydencie.
Nie cieszyłam się, kiedy Ron spojrzał na mnie w taki sposób, jak jeszcze nigdy na mnie nie patrzył.
Jakbym była jego wrogiem.
- Myślisz, że mnie nienawidzi? - zapytałam po raz setny.
To nie było w moim stylu, ale potrzebowałam tego zapewnienia Harry'ego, że moja przyjaźń z Ronem nie dobiegła końca.
- Niedługo mu przejdzie, zobaczysz.
Tak bardzo chciałam w to wierzyć.
Przez cały kolejny tydzień Harry ostro ćwiczył do meczu Quidditcha, a ja codziennie spotykałam się z Malfoyem na wspólnej nauce, tym razem wyciągając klucz z zamka, żeby nikt nie mógł nas zamknąć. Ron wciąż się nie odzywał.
Nie mogłam uwierzyć, że zostało jedynie siedem dni. Siedem dni do konkursu, a następnie siedem dni w Andorze.
A później miałam mieć całoroczny spokój od Malfoya.
Miałam.
___________________-
Rozdział króciutki i totalnie mi się nie podoba. Były Święta, miałam pisać i pisać, a tymczasem utknęłam w dołku i ostatnie dni roku 2015 były dla mnie trochę ciężkie - sprawy osobiste.
Nie będę się Wam tu żalić, mam tylko nadzieję, że ten rozdział Was nie zrazi.
Szczęśliwego Nowego Roku ;)
uwielbiam to opowiadanie !!! codziennie wchodzę kilka razy dziennie żeby zobaczyć czy jest rozdzial(chociaż zawsze jest w niedziele). Swietnie piszesz i kocham te postacie :D
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podoba. Może nie za bardzo rozumiem tego wątku z pytaniem o kwiatki i kolor, ale spodobało mi się jak Draco się spytał Hermiony czy się go boi. I to, że nie uzyskał odpowiedzi, gdyż na tym etapie każda by była zła, no może z wyjątkiem "nie wiem", ale to by chyba go nie uszczesliwilo. Lavender to taka straszna zdzira w twoim opowiadaniu. Nie ma życia, że w każdym momencie, w którym się pojawia mówi o dramione/myśli o dramione/ myśli jak skombinowac informacje o dramione? Coś sądzę, że Draco bedzie chciał uzyskać odpowiedzi na pytanie. A gdzie podziała się super inteligencja hermiony? Powiala wraz z pojawieniem sie Draco? Okey, życzę weny :)
OdpowiedzUsuńJak każdy rozdział... cudowny... po prostu brak słów! Tylko zastanawia mnie ciągle kto dał Hermionie amortencje?
OdpowiedzUsuń