Musiałam
poczekać parę minut, zanim Ron wepchał sobie do ust ostatni kawałek tostu,
otarł rękawem twarz i wyszedł z Wielkiej Sali, nie zaszczycając mnie nawet
jednym spojrzeniem. Nie wiedziałam, czy
Harry poinformował go o swoim genialnym planie. A nawet jeśli tak, to
przekonana byłam, że nie spodobał się on Ronowi i sama moja obecność mogłaby go
zrazić. Kiedy tylko znalazł się poza zasięgiem mojego wzroku, szybko
podreptałam w stronę Harry'ego i usiadłam na przeciw niego, w miejscu, gdzie
jeszcze przed chwilą siedział Ron.
- Zrobiłam to - powiedziałam, nachylając się do niego, by Lavender, która penetrowała nas ciekawskim spojrzeniem, nie mogła mnie usłyszeć.- Umówiłam się z Malfoyem na wasz mecz.
Harry odstawił kubek z sokiem dyniowym trochę za gwałtownie, a część jego zawartości rozlała się na stół.
- Tak szybko? - zapytał, wytrzeszczając oczy.
Kątem oka zauważyłam, jak Lavender przesuwa się bliżej nas, chcąc wychwycić każdy szczegół naszej rozmowy i - po wcześniejszym oddaniu go obróbce - rozpowiedzieć po całej szkole. Kiedy na nią spojrzałam wymownym wzrokiem, odchrząknęła głośno i obróciła twarz w stronę swojego talerza.
- To on mnie zaprosił - wyjaśniłam. Oczywiście nie wspomniałam o Teodorze, dawnej wiosce trytonów i podstępnym kłamstwie Dracona, ale w tamtej chwili wydało mi się to nie istotne.
Wydawało mi się, że szczęka Harry'ego opadła do ziemi.
- On cię zaprosił? Malfoy cię zaprosił na mecz?!
- Shh! - kopnęłam go pod stołem, na co wydał z siebie głośne ,,ał!". Spojrzałam surowo na Lavender, która tym razem nie trudziła się nawet odwróceniem głowy, zajęta obserwowaniem zachowania Harry'ego.
Harry pochylił się, żeby wymasować swoją kostkę. Grymas bólu na jego twarzy zastąpiła skupiona mina.
- Nie uważasz, że to dziwne? - zapytał, na co wywróciłam oczami.
- Oczywiście, że to nie jest normalne - westchnęłam ciężko. - Nie mam pojęcia o co mu chodzi, ale na razie działa to tylko na naszą korzyść. Im więcej czasu mu poświęcę, tym większe prawdopodobieństwo, że coś z niego wyciągnę.
Harry odsunął swój talerz z niedokończoną owsianką na bok i ułożył na stole łokcie, by po chwili podeprzeć na rękach swoją brodę.
- On coś knuje - stwierdził.
Kiwnęłam głową.
- Na pewno.
- Może chce mieć cię po swojej stronie i wykorzystać przeciwko mnie?
- Może - zgodziłam się. - Prowadzimy grę.
- Nie brzmi zbyt optymistycznie.
Wzruszyłam ramionami.
- Ale jak to w grze, ktoś musi wygrać.
Harry wyprostował się, wytrzymując mój uparty wzrok.
- Uważaj na siebie, Hermiono.
- Zawsze uważam - w chwili wypowiedzenia tych słów przed oczami mignęły mi sceny z Hogsmeade, Zakazanego Lasu, wioski trytonów. Ostatnio rozsądek tracił na swojej wartości. - Nie musisz się o mnie martwić, Harry. Nie wiem tylko, ile czasu dam radę udawać. Przy nim naprawdę ciężko wytrzymać.
Harry odwrócił głowę w stronę Ślizgonów, ale ja wiedziałam, że nie zobaczy tam Dracona. Od ostatniej lekcji eliksirów, kiedy zgodziłam się na jego propozycję wspólnego wyjścia na mecz, starannie starałam się ograniczyć nasze spotkania do minimum. Przed każdym wejściem do Wielkiej Sali czy jakiegokolwiek pomieszczenia, upewniałam się, że go tam nie ma.
- Wczoraj w nocy nie było go w Hogwarcie - powiedział Harry, ale zanim zdołałam zareagować, dodał: - Wiem, że uważasz to za niemożliwe, ale mapa Huncwotów nie kłamie.
Po ostatnich wydarzeniach, wcale nie uważałam, że to niemożliwe.
- Postaram się zrobić wszystko co w mojej mocy, żeby ci pomóc - przyrzekłam.
Harry po raz pierwszy od bardzo dawna uśmiechnął się. Uśmiech nie rozświetlił jednak jego twarzy jak niegdyś, wręcz przeciwnie - wyostrzył zmarszczki wokół oczu, podkreślił cienie przy nasadzie nosa, a do mnie dotarło, jak bardzo tym wszystkim jest zmęczony.
- Dziękuję ci, Hermiono, jesteś wspaniała.
Mimo jego zapewnienia, nie potrafiłam wybaczyć sobie tego, że tak wiele przed nim ukrywałam.
- Zrobiłam to - powiedziałam, nachylając się do niego, by Lavender, która penetrowała nas ciekawskim spojrzeniem, nie mogła mnie usłyszeć.- Umówiłam się z Malfoyem na wasz mecz.
Harry odstawił kubek z sokiem dyniowym trochę za gwałtownie, a część jego zawartości rozlała się na stół.
- Tak szybko? - zapytał, wytrzeszczając oczy.
Kątem oka zauważyłam, jak Lavender przesuwa się bliżej nas, chcąc wychwycić każdy szczegół naszej rozmowy i - po wcześniejszym oddaniu go obróbce - rozpowiedzieć po całej szkole. Kiedy na nią spojrzałam wymownym wzrokiem, odchrząknęła głośno i obróciła twarz w stronę swojego talerza.
- To on mnie zaprosił - wyjaśniłam. Oczywiście nie wspomniałam o Teodorze, dawnej wiosce trytonów i podstępnym kłamstwie Dracona, ale w tamtej chwili wydało mi się to nie istotne.
Wydawało mi się, że szczęka Harry'ego opadła do ziemi.
- On cię zaprosił? Malfoy cię zaprosił na mecz?!
- Shh! - kopnęłam go pod stołem, na co wydał z siebie głośne ,,ał!". Spojrzałam surowo na Lavender, która tym razem nie trudziła się nawet odwróceniem głowy, zajęta obserwowaniem zachowania Harry'ego.
Harry pochylił się, żeby wymasować swoją kostkę. Grymas bólu na jego twarzy zastąpiła skupiona mina.
- Nie uważasz, że to dziwne? - zapytał, na co wywróciłam oczami.
- Oczywiście, że to nie jest normalne - westchnęłam ciężko. - Nie mam pojęcia o co mu chodzi, ale na razie działa to tylko na naszą korzyść. Im więcej czasu mu poświęcę, tym większe prawdopodobieństwo, że coś z niego wyciągnę.
Harry odsunął swój talerz z niedokończoną owsianką na bok i ułożył na stole łokcie, by po chwili podeprzeć na rękach swoją brodę.
- On coś knuje - stwierdził.
Kiwnęłam głową.
- Na pewno.
- Może chce mieć cię po swojej stronie i wykorzystać przeciwko mnie?
- Może - zgodziłam się. - Prowadzimy grę.
- Nie brzmi zbyt optymistycznie.
Wzruszyłam ramionami.
- Ale jak to w grze, ktoś musi wygrać.
Harry wyprostował się, wytrzymując mój uparty wzrok.
- Uważaj na siebie, Hermiono.
- Zawsze uważam - w chwili wypowiedzenia tych słów przed oczami mignęły mi sceny z Hogsmeade, Zakazanego Lasu, wioski trytonów. Ostatnio rozsądek tracił na swojej wartości. - Nie musisz się o mnie martwić, Harry. Nie wiem tylko, ile czasu dam radę udawać. Przy nim naprawdę ciężko wytrzymać.
Harry odwrócił głowę w stronę Ślizgonów, ale ja wiedziałam, że nie zobaczy tam Dracona. Od ostatniej lekcji eliksirów, kiedy zgodziłam się na jego propozycję wspólnego wyjścia na mecz, starannie starałam się ograniczyć nasze spotkania do minimum. Przed każdym wejściem do Wielkiej Sali czy jakiegokolwiek pomieszczenia, upewniałam się, że go tam nie ma.
- Wczoraj w nocy nie było go w Hogwarcie - powiedział Harry, ale zanim zdołałam zareagować, dodał: - Wiem, że uważasz to za niemożliwe, ale mapa Huncwotów nie kłamie.
Po ostatnich wydarzeniach, wcale nie uważałam, że to niemożliwe.
- Postaram się zrobić wszystko co w mojej mocy, żeby ci pomóc - przyrzekłam.
Harry po raz pierwszy od bardzo dawna uśmiechnął się. Uśmiech nie rozświetlił jednak jego twarzy jak niegdyś, wręcz przeciwnie - wyostrzył zmarszczki wokół oczu, podkreślił cienie przy nasadzie nosa, a do mnie dotarło, jak bardzo tym wszystkim jest zmęczony.
- Dziękuję ci, Hermiono, jesteś wspaniała.
Mimo jego zapewnienia, nie potrafiłam wybaczyć sobie tego, że tak wiele przed nim ukrywałam.
Po południu, wracając z obrony przed
czarną magią dopadł mnie Draco. Uśmiech na jego twarzy nie zwiastował niczego
dobrego.
- Granger - powitał mnie.
- Malfoy.
- Szukałem cię.
Szliśmy w przeciwnym kierunku niż reszta uczniów. Wiele z nich patrzyło na nas podejrzliwie, niektórzy szeptali, jakby zobaczenie nas razem budziło jakąś sensację.
- Porozmawiamy później - powiedziałam mu. - Właśnie niszczysz sobie reputację.
Ale on nadal szedł koło mnie.
- Ty ją za to zyskujesz, moją obecnością.
Prychnęłam, choć pierwszy raz nie było to całkowicie spowodowane irytacją.
- Czego chcesz?
Draco pomachał mi przed oczami kawałkiem pergaminu. Przyspieszyłam kroku.
- Hej, Granger! - ponownie pomachał pergaminem. - Nie jesteś ciekawa co dla ciebie mam?
- Śpieszę się - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, przeciskając się przez tłum uczniów zmierzających na kolejną lekcję.
Zacisnęłam palce na książkach, które trzymałam w rękach. Powtarzałam ,,przepraszam" za każdym razem, kiedy kogoś przypadkowo popchnęłam. Kątem oka wdziałam, jak za mną kroczy Malfoy i w jakimś stopniu zaczęło mnie to irytować.
Kiedy wyszłam już z okręgu tłumu, przy moim boku ponownie pojawił się Draco.
- Nie rozumiem cię - powiedział, marszcząc brwi. - Wczoraj byłaś milsza.
Nie nazwałabym tego byciu miłą, ale jakoś musiałam udać, że perspektywa spędzenia meczu w jego towarzystwie mi odpowiada. Zwolniłam trochę i uśmiechnęłam się jak najbardziej sztucznie potrafiłam.
- Jestem miła. Śpieszę się na historię magii, więc...
- Nie musisz się śpieszyć, nie idziesz na historię magii - oznajmił, ponownie machając kawałkiem pergaminu.
Tym razem powstrzymałam się od prychnięcia. Zamiast tego zatrzymałam się. Miałam szczęście, że akurat w tej części zamku nie było już zbyt wielu uczniów.
- A to niby dlaczego?
Draco również się zatrzymał i oparł o ścianę. Podniósł rękę z dwoma kawałkami pergaminu i powachlował sobie nimi twarz.
- Chyba masz spotkanie z dyrektorem.
Przycisnęłam książki do piersi i pokręciłam głową.
- Tym razem nie dam się nabrać, Malfoy.
Draco uniósł kąciki ust do góry.
- Naucz się widzieć, Granger.
W pierwszej chwili, kiedy podszedł bliżej mnie, miałam ochotę cofnąć się o krok, jednak powstrzymałam się. Przestań się go bać, Hermiono. Uniosłam wyżej głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Chyba powinnam przyzwyczaić się już do tych zimnych tęczówek, jakby skutych lodem. Każdy kontakt wzrokowy przyprawiał mnie o dreszcze i tak samo było tym razem. Zwłaszcza, że znajdował się tak blisko.
Podniósł jeden z kawałków pergaminu, wciąż patrząc mi w oczy. Jak najszybciej wbiłam wzrok w jego rękę i odebrałam skrawek papieru.
- No dalej - ponaglił.
Nieufnie rozwinęłam pergamin. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to podpis Dumbledore'a. Szybko przeczytałam treść wiadomości, parę razy, w ekspresowym tempie. Wydawało mi się, jakby była to ta sama wiadomość co ostatnio, ubrana tylko w inne słowa i o innym postscriptum.
- Ty też zostałeś poproszony o spotkanie z nim? - zapytałam, rzucając ukradkowe spojrzenie w stronę drugiego skrawka pergaminu, który Draco trzymał w ręce.
W krótkim liście Dumbledore poprosił mnie o przyjście do swojego gabinetu.
- Też chętnie skorzystam z legalnego opuszczenia lekcji. Mam zielarstwo z Krukonami. Oszczędzę sobie widok tego palanta Cornera.
Nie skomentowałam tego nijak - nie chciałam zaczynać kłótni z Malfoyem o to, że Michael Corner wcale nie jest palantem. W końcu obiecałam coś nie tylko Harry'emu, ale i sobie.
- To idziemy? - zapytałam dziwnie wysokim tonem, na co Draco ściągnął brwi w geście zastanowienia. Penetrował mnie przez dłuższą chwilę wzrokiem i zdawało mi się, że chciałby coś powiedzieć, ale zrezygnował. Zamiast tego gestem przepuścił mnie przed siebie i ruszyliśmy w stronę gabinetu dyrektora Hogwartu.
- Dzisiejsza nauka nadal aktualna? - zapytał po chwili, gdy znowu szliśmy ramię w ramię.
Gdyby ktoś ostatniego dnia czwartej klasy powiedziałby mi, że jeszcze tego samego roku będę przemierzać szkolne korytarze z Draconem Malfoyem, a na dodatek w miarę normalnie z nim rozmawiać - nie uwierzyłabym. Mimo, że nie darzyłam go żadną sympatią i zaufaniem, ostatnim czasem przebywanie z nim wcale nie należało do najgorszych, chociaż chętnie zamieniłabym jego obecność na towarzystwo Harry'ego i Rona.
Jak na ironie spędzałam z nimi teraz mniej czasu niż z Draconem.
- Jeśli raczysz się zjawić - powiedziałam spokojnie.
- Przyjdę.
Miałam zamiar spojrzeć na niego z politowaniem i bezgłośnie powiedzieć: ,,akurat", ale mój wzrok zatrzymał się na Pansy, która minęła cały tłum i stanęła jak wryta na mój widok. Jej twarz zastygła, oczy prawie wyszły z orbit, zupełnie jakby zobaczyła jakiegoś ducha zamiast mnie. Nawet zdawała się nie zauważać obecności Malfoya. Zakręciła się w miejscu, szukając jakiegoś miejsca ucieczki i po chwili zmieszała się z grupą jakiś starszych Puchonów. Zachowała się, jakby bała się, że mogę jej coś zrobić.
Korytarze stopniowo pustoszały. Mijało nas coraz mniej uczniów, spóźnionych już na lekcje. Zobaczyłam nawet Rona, który nie śpieszył sie za bardzo na historię magii. Rozmawiał z Deanem Thomasem i naprawdę mogłabym uwierzyć, że mnie nie widzi, gdyby nie jego zaciśnięte pięści i mocno zaciśnięta szczęka, kiedy przechodziliśmy obok, a Draco ,,przypadkiem" szturchnął go ramieniem.
- To było niepotrzebne - skarciłam go, kiedy upewniłam się, że Ron tego nie usłyszy.
Malfoy spojrzał na mnie z ukosa.
- Myślałem, że macie ostatnio ze sobą na pieńku.
Nie wiedziałam skąd o tym wiedział, choć chyba nie trudno było się domyśleć, skoro przestaliśmy wspólnie jeść posiłki, a spotkanie nas razem w czasie przerw było już niemożliwe.
- To nie ma nic do rzeczy - zaperzyłam się, przyśpieszając kroku. Im szybciej dojdziemy do Dumbledore'a i dowiemy się, czego od nas chce, tym lepiej.
- Więc o co wam poszło? - zapytał, doganiając mnie.
Musiałam powstrzymać się od wygłoszenia niezbyt miłej odpowiedzi.
- Nie chcę o tym rozmawiać - powiedziałam tylko. Nie chciałam mu nic mówić, a nawet nie mogłam. Raczej i tak by nie uwierzył, że to po części on jest winowajcą mojej kłótni z Ronem.
- Dziwne. Ostatnio wasza święta trójca przechodzi kryzys.
Nie mogłam się z nim nie zgodzić.
- To chwilowe - zapewniłam, unosząc głowę, by spojrzeć mu w oczy.
- Nie jesteś co do tego przekonana - stwierdził, przechylając głowę.
- Jestem.
Zaśmiał się i pokręcił głową.
- Nie jesteś dobrym kłamcą, Granger.
- Za to ty jesteś wspaniałym.
- I tu się zgodzę - wypiął pierś, jakby był to powód do dumy.
Przez myśl mi przeszło, że dobrym kłamcom ponoć łatwiej wyczuć fałsz, ale mimo to wciąż miałam nadzieję, że Malfoy nie zorientuje się, iż chcę wyciągnąć od niego informacje na temat Voldemorta.
Musiałam zachować pozory.
- Więc możesz kłamać, twierdząc, że nie jestem dobrym kłamcą - stwierdziłam.
- Masz rację - przyznał. - Jednak nie jesteś taka głupia, Granger.
Zamrugałam.
- Czy to komplement?
Odpowiedzią był jego śmiech.
Chwilę później doszliśmy do posągu chimery. Pamiętałam, kiedy pierwszy raz stałam w tym miejscu, cała zestresowana i zalana zimnym potem, bojąca się o swoją przyszłość w Hogwarcie. Teraz nie miałam żadnych złych przeczuć. Wręcz przeciwnie - byłam szczęśliwa, że dyrektor wrócił do szkoły. Poczułam się bezpieczniej.
- Cytrynowy sorbet - powiedział Draco.
Chimera odskoczyła na bok. Weszliśmy na schody, które zaczęły wić się ku górze. Następnie Malfoy chwycił za mosiężną kołatkę i zastukał w drzwi.
Tym razem profesor Dumbedore był w środku. Powitał nas wesołym uśmiechem i łagodnym wzrokiem zza swoich okularów-połówek.
- Dzień dobry, profesorze - przywitałam się, siadając na krześle. Draco zajął miejsce obok mnie.
Dumbledore odłożył stertę zapisanych pergaminów i złączył swoje długie palce w piramidkę. Od razu stało się dla mnie jasne, że zamierza przejść szybko do rzeczy. Przyjrzał mi się.
- Profesor McGonagall poinformowała mnie o wydarzeniu, które miało miejsce w Hogsmeade w ubiegłą sobotę - zaczął, a w jego jasnych oczach dostrzegłam błysk.
- Panie profesorze, co z Katie? - zapytałam niemal automatycznie.
Od czasu kiedy przewieźli ją do Świętego Munga nie dostałam żadnych informacji o jej stanie zdrowia.
- Z panną Bell coraz lepiej. Wyliże się z tego - zapewnił, odchylając się do tyłu. - Chciałbym usłyszeć od was, co się wtedy stało.
Spojrzałam na Malfoya, który jednak nie zdawał się być skory do opowiedzenia całej historii. Rozejrzałam się po gabinecie, szukając jeszcze jednego wolnego krzesła. Ale nie znalazłam. Oznaczało to, że Cho nie została wezwana, choć to ona poprzednim razem wszystko opowiedziała.
Wzięłam oddech i jeszcze raz upewniłam się, że Draco nie chce zabrać głosu.
- To się stało po południu, panie profesorze. Szliśmy wtedy w stronę zamku: ja, Draco i Cho Chang. Przed nami kroczyła Katie. Była sama i nie zachowywała się jakoś... podejrzanie. Choć w sumie zaskoczyło mnie, że odwiedziła Hogsmeade, skoro cała drużyna Gryffindoru miała wtedy całodzienny trening z Quidditcha....
Potok słów wylewał się z moich ust. Nie odrywałam wzroku od twarzy Dumbledore'a, jakby oczekując jakiegoś zrozumienia. Dyrektor postanowił jednak założyć maskę. Jego twarz wyrażała skupienie, parę razu kiwnął głową na zachętę, żebym mówił dalej. Opowiedziałam mu o wszystkim, aż do momentu, kiedy pojawiliśmy się w gabinecie McGonagall.
- Ten naszyjnik.... Co pan o tym sądzi, profesorze? - zapytałam na zakończenie.
Dumbledore po raz pierwszy sprawiał wrażenie bezradnego starca.
- Nie wiemy, kto dał naszyjnik pannie Bell. Możemy jednak przypuszczać, zgodnie z twoimi słowami, kto był adresatem paczki. Domyślasz się, kto mógłby chcieć dać ci taki przedmiot?
Zawahałam się. Nie, nie miałam pojęcia, kto chciałby mnie zabić, ale wszystko ostatnio było dziwne. Może ta sama osoba, która podesłała mi ujawniacz i dolała amortencji, chciała mnie unicestwić? Może powinnam powiedzieć o tym wszystkim Dumbledore'owi? Może powinnam mu powiedzieć także o Malfoyu i o rozmowie, którą podsłuchałam pomiędzy nim, a jego ojcem....
Nie, nie mogłam. To nie dotyczyło Dracona, byłam o tym przekonana, choć sama nie wiedziałam skąd tak nagle ogarnęło mnie takie zaufanie do niego. Tyle dowodów wskazywało na to, że służy Voldemortowi, że jest zły. Ale wiedziałam, że wie coś, co mogłoby nam pomóc. Coś, co pomogło by Harry'emu. Dlatego bez żadnego zawahania w głosie, odpowiedziałam:
- Niestety nie. Nie mam pojęcia, kto chciałby mnie...
Zabić. To słowo nie potrafiło przedostać się przez moje gardło. Nie docierało do mnie jeszcze wtedy, jak bardzo moje życie jest zagrożone. To zawsze Harry był tym, na kogo polowano, to zawsze on powinien zachowywać ostrożność. Po co ktoś miałby chcieć dopaść mnie?
Oczy Dumbledore'a nie były już jasne i wesołe, ale jakby przyćmione; zniknęły te radosne iskierki, które przywitały nas, gdy weszliśmy do jego gabinetu. Zdawało mi się, jakby na chwilę się wyłączył i bezgłośnie analizował wszystko, czego się dowiedział.
- Nie jest pewne, komu Katie miała dać ten naszyjnik - odezwał się Draco sucho, obojętnie.
Nawet na niego nie spojrzałam, ani tego nie skomentowałam. Był tam, słyszał, co Katie powiedziała.
Chciałabym porozmawiać o tym z Ronem...
Nie, Hermiono, Rona to nie obchodzi...
Ron to mój przyjaciel....
Ron to twój były przyjaciel...
Ale..
- Masz rację, Draco - zgodził się z nim Dumbledore. - Nic nie jest pewne i niczego nie możemy wykluczyć - przejechał długimi palcami po pergaminach. - Ze swojej strony mogę obiecać, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by taka sytuacja się nie powtórzyła.
Hogwart już nie jest bezpieczny...
Oczywiście, że jest.
Był.
Jest.
Ktoś chciał cię zabić, Hermiono...
Wewnętrzny konflikt w mojej głowie prowadzący przez dwa ciche głosiki nie dawał mi spokoju. Dlaczego wszystko musiało być takie trudne?
- Nie ściągnął nas profesor tylko po to - stwierdził śmiało Malfoy.
Oczy Dumbledore'a ponownie się rozjaśniły. Wyglądał teraz jak służący pomocą dobry dziadek, jakiego amerykanie uwielbiali przedstawiać na ekranie mugolskiej telewizji.
- Nie tylko - przytaknął. - Chciałem dowiedzieć się, jak idą wam przygotowania do konkursu.
Świetnie.
Okropnie, z Malfoy'em się nie da współpracować...
Przerobiliśmy już astronomie, eliksiry...
Okropnie, Hermiono. Przyznaj to.
- Zostały wam jeszcze dwa tygodnie - ciągnął Dumbledore. - Nie słyszałem o żadnych konfliktach, a nauczyciele w większości twierdzili, że dobrze się dogadujecie.
- Tak właściwie to... - zaczęłam.
- Dogadujemy się znakomicie - przerwał mi Draco. Jego głos zabrzmiał szczerze i poważnie, aż mnie to zaskoczyło. Spojrzałam na niego z ukosa. Siedział wyprostowany jak struna, ręce miał splecione na kolanach, głowę dumnie uniesioną. Światło wlewające się szerokimi strugami przez okno, zamieniło jego włosy w czyste srebro. Policzki zakryte miał cieniem długich rzęs.
Dostojny, poważny, arystokrata...
Śmierciożerca.
Nie.
Tak.
Och, zamknijcie się!
Chyba wariowałam.
Dumbledore spojrzał na mnie, jakby czekając na moje potwierdzenie. Nie zastanawiałam się nad tym długo, po prostu skinęłam głową.
- Tak, nie ma między nami żadnego konfliktu.
Sama nie wiedziałam, czy skłamałam czy powiedziałam prawdę.
Dumbledore rozłączył swoje ręce i uniósł je w górę, jak kapłan wznoszący dłonie w stronę nieba. Potem klasnął żwawo, łącząc je ponownie.
- Cieszę się ogromnie, że współpracujecie. To pierwszy krok do sukcesu.
W takim razie nie zrobiliśmy nic, by wygrać.
Jesteśmy bardzo blisko sukcesu.
Oszukujesz się, Hermiono. Cały czas.
- To wszystko z mojej strony - powiedział dyrektor - Wybaczcie, że zająłem wam czas. Chciałem upewnić się, że wszystko w porządku. Możecie wracać na lekcje.
Standardowo pożegnaliśmy dyrektora, wyszliśmy z jego gabinetu, a mnie bez powodu zaczęło bić szybciej serce, jakbym właśnie uniknęła jakieś kary. Przecież nie zrobiłam niczego złego...
- Dwa tygodnie, Granger. Musimy się przyłożyć - oznajmił Malfoy po dwóch minutach ciszy, kiedy szliśmy korytarzem skazani jedynie na swoje towarzystwo.
Ile jeszcze razy będę szła tędy z Malfoyem...
Uniosłam brwi.
- Myślałam, że nie obchodzi cię konkurs.
Draco wywrócił oczami, ale udałam, że tego nie widzę.
- Mnie nie obchodzi - przyznał. - Ale ciebie tak.
Z wrażenia o mało co nie potknęłam się na prostej drodze.
- Od kiedy bierzesz pod uwagę to, czego ja chcę?
Spojrzał na mnie, jakbym zadała to pytanie w innym języku. A potem powiedział tonem, jakby oznajmiał jakąś dobrą nowinę:
- Przecież nie jesteśmy już wrogami. Do zobaczenia wieczorem - i pchnął drzwi wyjściowe, za którymi po chwili zniknął, zostawiając mnie stojącą jak słup soli i zastanawiającą się, czy ta krótka rozmowa przypadkiem mi się nie przyśniła.
Cały dzień unikałam wszystkich.
Harry'ego, bo za każdym razem, gdy go widziałam, był w towarzystwie Rona. Ginny, bo nie miałam ochoty mówić jej o czymś, czego sama nie rozumiałam. Teodora,bo był Ślizgonem bo postanowiłam skupić się na konkursie, a nie
na korepetycjach. Dracona, bo i tak - zgodnie z jego zapewnieniami - mieliśmy
się spotkać wieczorem.
Tym razem nikt mnie nie odprowadził. Do klasy transmutacji dotarłam o pełnej godzinie. Pierwszą rzeczą, jaką mnie zaskoczyła już na wstępie, była obecność Malfoya. Nie chodziło nawet o to, że w ogóle przyszedł, bo to się już zdarzało. Ale żeby był punktualnie?
Drugą rzeczą, która mnie zaszokowała było to, że nie przyszedł z pustymi rękami. Na ławce zdążył już rozłożyć podręcznik z historii magii i dwie rolki pergaminu.
Nie miał na sobie szkolnego stroju i musiałam przyznać, że w tej odsłonie - mugolskiej - wolałam go bardziej.
- Granger - oparł się o ławkę, krzyżując nogi i ręce.
- Malfoy - położyłam swoje podręczniki na ławkę obok. - Cóż to za nagła przemiana?
Przyjrzał się swoim paznokciom, a na jego palcu zalśnił rodowy sygnet.
- Współpraca to pierwszy krok do sukcesu, jak to Dumby mówi.
- Dumby - powtórzyłam, unosząc brwi. Z moich ust wydobył się śmiech, choć nie potrafiłam przyznać się sama przed sobą do tego, że spodobało mi się przezwisko dyrektora Hogwartu.
Draco usiadł na krześle (!) przy mojej (!) ławce i dobrowolnie wziął swój własny (!) podręcznik do rąk. Gdzie podział się tamten Draco Malfoy, który półleżał na ławce, jak najdalej ode mnie, korzystając z moich książek?
Podczas kiedy ja zbierałam szczękę z podłogi, Malfoy zaczął czytać pierwszy rozdział. Nie mogłam się napatrzeć. Po raz pierwszy byłam przekonana, że on naprawdę czyta, nie udaje. Po paru chwilach spojrzał na mnie zza okładki.
- Znów to robisz. Gapisz się na mnie.
Prychnęłam i zajęłam miejsce obok niego, chwytając mój podręcznik z historii magii. Zagłębiłam się w lekturze. Pierwszy akapit musiałam przeczytać parę razy, bo sens zdań nie dochodził do mnie. Walka dwóch głosów toczyła się dalej, odbijając się echem w mojej głowie.
Co on znowu knuje?
Może po prostu jest miły?
Chyba sama w to nie wierzysz...
Mijały minuty, a Draco wciąż siedział i czytał. Jego twarz była skupiona - ściągnięte brwi, zaciśnięte usta. A ja nie potrafiłam się nadziwić, jak inaczej wtedy wyglądał. Wiedziałam, że to niemożliwe, ale patrząc na niego miałam wrażenie, jakbym patrzyła na kogoś innego. Równie specyficznego...
Wtedy po raz pierwszy przez myśl mi przeszło pytanie, co by było, gdyby Malfoy nie był takim zarozumiałym palantem?
Pytanie bez odpowiedzi.
- Wiem, że mój wygląd nie pozwala oderwać ci ode mnie wzroku - powiedział, przewracając stronę - i wiem, że znasz cały podręcznik na pamięć, ale mogłabyś przestać traktować mnie jak jedyny obiekt zainteresowania w tym pomieszczeniu.
Zamknęłam swój podręcznik i ułożyłam go na kolanach. Każdy dzień był dla mnie dobrym dniem do nauki, ale tym razem nie potrafiłam skupić się na tej czynności.
- Nie gapię się na ciebie. - Na potwierdzenie tych słów odwróciłam się do niego profilem i wbiłam wzrok w ścianę.
- Mogę cię posądzić o przedmiotowe traktowanie - mruknął.
- Uczysz się czy gadasz?
- A ty, uczysz się czy gapisz na mnie?
W chwili kiedy mój wzrok skrzyżował się z jego, coś huknęło za drzwiami. Na ułamek sekundy serce podskoczyło mi do gardła. Z korytarza doszedł nas radosny śmiech, brzmiący gorzej niż odgłosy mandragory.
- Irytek - powiedzieliśmy jednocześnie i zanim którykolwiek z nas zdołał to jakoś skomentować, zza drzwiami klasy rozległ się głos:
- Niech ja go tylko dorwę.... Tym razem już mu się nie upiecze - śmiech bez krzty wesołości Filcha odbił się od pustych ścian korytarza. - Tak, tak, kochana... Znajdziemy go.
Pani Norris głośno miauknęła.
- Tutaj? - zapytał Filch. Jego głos był już wyraźny, a ja stuknięcie do drzwi utwierdziło mnie w przekonaniu, że woźny znajduje się tuż przed naszymi drzwiami.
Pani Norris ponownie miauknęła przeciągle, a jej odgłos stłumił dźwięk wkładania klucza do dziurki w drzwiach, a potem usłyszeliśmy podwójne przekręcenie zamka.
- Co do...
Ale zanim Draco zdążył dokończyć zdanie, Filch uderzył (prawdopodobnie otwartą ręką) w drzwi, zaśmiał się i odszedł, przekonany, że właśnie zdołał zamknąć w klasie Irytka.
- Hej! - zawołałam. Podbiegłam do drzwi i zaczęłam w nie klepać. Pociągnęłam za klamkę. Nic. - Pani Filch, proszę nam otworzyć!
Wiedziałam, że to na nic i woźnego już nie ma. Obróciłam się w stronę Malfoya i wyciągnęłam rękę.
- Daj mi swoją różdżkę.
Jego mina była wystarczającą odpowiedzią.
- Spójrz na mnie, Granger. Niby gdzie miałbym schować różdżkę? - faktycznie, jego ubranie nie miało żadnej kieszeni, a gdy przyszedł na wspólną naukę, ręce zajęte miał trzymaniem podręcznika i pergaminów.
- No to pięknie - mruknęłam.
- Czekaj, czekaj - Draco uniósł swój palec. - Chyba nie chcesz powiedzieć, że nie wzięłaś swojej różdżki?
Poczułam wypieki zawstydzenia na twarzy.
- Serio, Granger? - przeczesał palcami włosy i odchylił głowę do tyłu. - Po tym co się stało w Hogsmeade chodzisz całkowicie... - pokręcił głową. - A już myślałem, że zmądrzałaś.
Oparłam się o drzwi i uderzyłam w nie jeszcze raz pięścią.
Tak, to było niemądre, zostawiać różdżkę w dormitorium po tym, jak ktoś prawdopodobnie chciał mnie zabić. Ale to była tylko nauka...
...nauka z Malfoyem..
...przy której nie mogło stać się nic złego. Ponadto byłam wciąż w Hogwarcie, a po korytarzach wciąż szwendali się uczniowie...
...tylko, że nie akurat przy klasie transmutacji...
...którzy mogliby nas wypuścić, gdyby tylko wiedzieli, że tu jesteśmy.
- Nie łódź się, nikt tędy nie przechodzi - powiedział Draco niezbyt przyjemnym tonem. Zaczął przypominać tego wcześniejszego Malfoya, chociaż miałam dziwne wrażenie, że jest na mnie zły, bo nie zabrałam różdżki.
On też nie zabrał swojej różdżki.
Hipokryta.
- Na pewno ktoś tędy przejdzie - stwierdziłam ostro, zjeżdżając plecami o drzwi, by usiąść na podłodze.
Draco zawahał się. Po chwili podszedł i usiadł obok mnie, kładąc ręce pod kolana.
- Nie wziąłeś podręcznika - zauważyłam.
- I tak nie potrafiłaś się skupić.
Zaśmiałam się sucho.
- Ale ci po raz pierwszy szło to w miarę dobrze.
- Twoje gapienie się mnie rozpraszało.
Przyciągnęłam kolana pod brodę.
- I co, będziemy tu tak siedzieć? - zapytałam, jakbym miała nadzieję, że Malfoy wstanie i magicznie otworzy nam drzwi.
- Według Dumby'iego to właśnie bardziej zbliży nas do zwycięstwa, niż czytanie podręczników.
- Co masz na myśli?
- Rozmowę.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Ty chcesz rozmawiać ze mną?
Patrzył przed siebie pustym wzrokiem.
- Odpowiedź za odpowiedź. Ja zadaję pytanie, ty odpowiadasz szczerze, potem role się odwracają - wytłumaczył. - Taka gra.
Zastanowiłam się przez chwilę. Byłoby to wspaniałe, idealne rozwiązanie, tylko...
- Skąd będę miała pewność, że mówisz prawdę?
Wzruszył ramionami.
- Mogę kłamać - przyznał. - Ale ty również. Zero reguł.
Powstrzymałam się od skomentowania bezsensowności tej zabawy. Oparłam głowę o drzwi, przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.
- To kto zaczyna? - spytałam cicho.
Wtedy myślałam, że toczymy grę wyłącznie między sobą. Dopiero później miałam się przekonać, że tak naprawdę oboje jesteśmy tylko pionkami w pozbawionej skrupułów grze Lorda Voldemorta.
- Granger - powitał mnie.
- Malfoy.
- Szukałem cię.
Szliśmy w przeciwnym kierunku niż reszta uczniów. Wiele z nich patrzyło na nas podejrzliwie, niektórzy szeptali, jakby zobaczenie nas razem budziło jakąś sensację.
- Porozmawiamy później - powiedziałam mu. - Właśnie niszczysz sobie reputację.
Ale on nadal szedł koło mnie.
- Ty ją za to zyskujesz, moją obecnością.
Prychnęłam, choć pierwszy raz nie było to całkowicie spowodowane irytacją.
- Czego chcesz?
Draco pomachał mi przed oczami kawałkiem pergaminu. Przyspieszyłam kroku.
- Hej, Granger! - ponownie pomachał pergaminem. - Nie jesteś ciekawa co dla ciebie mam?
- Śpieszę się - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, przeciskając się przez tłum uczniów zmierzających na kolejną lekcję.
Zacisnęłam palce na książkach, które trzymałam w rękach. Powtarzałam ,,przepraszam" za każdym razem, kiedy kogoś przypadkowo popchnęłam. Kątem oka wdziałam, jak za mną kroczy Malfoy i w jakimś stopniu zaczęło mnie to irytować.
Kiedy wyszłam już z okręgu tłumu, przy moim boku ponownie pojawił się Draco.
- Nie rozumiem cię - powiedział, marszcząc brwi. - Wczoraj byłaś milsza.
Nie nazwałabym tego byciu miłą, ale jakoś musiałam udać, że perspektywa spędzenia meczu w jego towarzystwie mi odpowiada. Zwolniłam trochę i uśmiechnęłam się jak najbardziej sztucznie potrafiłam.
- Jestem miła. Śpieszę się na historię magii, więc...
- Nie musisz się śpieszyć, nie idziesz na historię magii - oznajmił, ponownie machając kawałkiem pergaminu.
Tym razem powstrzymałam się od prychnięcia. Zamiast tego zatrzymałam się. Miałam szczęście, że akurat w tej części zamku nie było już zbyt wielu uczniów.
- A to niby dlaczego?
Draco również się zatrzymał i oparł o ścianę. Podniósł rękę z dwoma kawałkami pergaminu i powachlował sobie nimi twarz.
- Chyba masz spotkanie z dyrektorem.
Przycisnęłam książki do piersi i pokręciłam głową.
- Tym razem nie dam się nabrać, Malfoy.
Draco uniósł kąciki ust do góry.
- Naucz się widzieć, Granger.
W pierwszej chwili, kiedy podszedł bliżej mnie, miałam ochotę cofnąć się o krok, jednak powstrzymałam się. Przestań się go bać, Hermiono. Uniosłam wyżej głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Chyba powinnam przyzwyczaić się już do tych zimnych tęczówek, jakby skutych lodem. Każdy kontakt wzrokowy przyprawiał mnie o dreszcze i tak samo było tym razem. Zwłaszcza, że znajdował się tak blisko.
Podniósł jeden z kawałków pergaminu, wciąż patrząc mi w oczy. Jak najszybciej wbiłam wzrok w jego rękę i odebrałam skrawek papieru.
- No dalej - ponaglił.
Nieufnie rozwinęłam pergamin. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to podpis Dumbledore'a. Szybko przeczytałam treść wiadomości, parę razy, w ekspresowym tempie. Wydawało mi się, jakby była to ta sama wiadomość co ostatnio, ubrana tylko w inne słowa i o innym postscriptum.
- Ty też zostałeś poproszony o spotkanie z nim? - zapytałam, rzucając ukradkowe spojrzenie w stronę drugiego skrawka pergaminu, który Draco trzymał w ręce.
W krótkim liście Dumbledore poprosił mnie o przyjście do swojego gabinetu.
- Też chętnie skorzystam z legalnego opuszczenia lekcji. Mam zielarstwo z Krukonami. Oszczędzę sobie widok tego palanta Cornera.
Nie skomentowałam tego nijak - nie chciałam zaczynać kłótni z Malfoyem o to, że Michael Corner wcale nie jest palantem. W końcu obiecałam coś nie tylko Harry'emu, ale i sobie.
- To idziemy? - zapytałam dziwnie wysokim tonem, na co Draco ściągnął brwi w geście zastanowienia. Penetrował mnie przez dłuższą chwilę wzrokiem i zdawało mi się, że chciałby coś powiedzieć, ale zrezygnował. Zamiast tego gestem przepuścił mnie przed siebie i ruszyliśmy w stronę gabinetu dyrektora Hogwartu.
- Dzisiejsza nauka nadal aktualna? - zapytał po chwili, gdy znowu szliśmy ramię w ramię.
Gdyby ktoś ostatniego dnia czwartej klasy powiedziałby mi, że jeszcze tego samego roku będę przemierzać szkolne korytarze z Draconem Malfoyem, a na dodatek w miarę normalnie z nim rozmawiać - nie uwierzyłabym. Mimo, że nie darzyłam go żadną sympatią i zaufaniem, ostatnim czasem przebywanie z nim wcale nie należało do najgorszych, chociaż chętnie zamieniłabym jego obecność na towarzystwo Harry'ego i Rona.
Jak na ironie spędzałam z nimi teraz mniej czasu niż z Draconem.
- Jeśli raczysz się zjawić - powiedziałam spokojnie.
- Przyjdę.
Miałam zamiar spojrzeć na niego z politowaniem i bezgłośnie powiedzieć: ,,akurat", ale mój wzrok zatrzymał się na Pansy, która minęła cały tłum i stanęła jak wryta na mój widok. Jej twarz zastygła, oczy prawie wyszły z orbit, zupełnie jakby zobaczyła jakiegoś ducha zamiast mnie. Nawet zdawała się nie zauważać obecności Malfoya. Zakręciła się w miejscu, szukając jakiegoś miejsca ucieczki i po chwili zmieszała się z grupą jakiś starszych Puchonów. Zachowała się, jakby bała się, że mogę jej coś zrobić.
Korytarze stopniowo pustoszały. Mijało nas coraz mniej uczniów, spóźnionych już na lekcje. Zobaczyłam nawet Rona, który nie śpieszył sie za bardzo na historię magii. Rozmawiał z Deanem Thomasem i naprawdę mogłabym uwierzyć, że mnie nie widzi, gdyby nie jego zaciśnięte pięści i mocno zaciśnięta szczęka, kiedy przechodziliśmy obok, a Draco ,,przypadkiem" szturchnął go ramieniem.
- To było niepotrzebne - skarciłam go, kiedy upewniłam się, że Ron tego nie usłyszy.
Malfoy spojrzał na mnie z ukosa.
- Myślałem, że macie ostatnio ze sobą na pieńku.
Nie wiedziałam skąd o tym wiedział, choć chyba nie trudno było się domyśleć, skoro przestaliśmy wspólnie jeść posiłki, a spotkanie nas razem w czasie przerw było już niemożliwe.
- To nie ma nic do rzeczy - zaperzyłam się, przyśpieszając kroku. Im szybciej dojdziemy do Dumbledore'a i dowiemy się, czego od nas chce, tym lepiej.
- Więc o co wam poszło? - zapytał, doganiając mnie.
Musiałam powstrzymać się od wygłoszenia niezbyt miłej odpowiedzi.
- Nie chcę o tym rozmawiać - powiedziałam tylko. Nie chciałam mu nic mówić, a nawet nie mogłam. Raczej i tak by nie uwierzył, że to po części on jest winowajcą mojej kłótni z Ronem.
- Dziwne. Ostatnio wasza święta trójca przechodzi kryzys.
Nie mogłam się z nim nie zgodzić.
- To chwilowe - zapewniłam, unosząc głowę, by spojrzeć mu w oczy.
- Nie jesteś co do tego przekonana - stwierdził, przechylając głowę.
- Jestem.
Zaśmiał się i pokręcił głową.
- Nie jesteś dobrym kłamcą, Granger.
- Za to ty jesteś wspaniałym.
- I tu się zgodzę - wypiął pierś, jakby był to powód do dumy.
Przez myśl mi przeszło, że dobrym kłamcom ponoć łatwiej wyczuć fałsz, ale mimo to wciąż miałam nadzieję, że Malfoy nie zorientuje się, iż chcę wyciągnąć od niego informacje na temat Voldemorta.
Musiałam zachować pozory.
- Więc możesz kłamać, twierdząc, że nie jestem dobrym kłamcą - stwierdziłam.
- Masz rację - przyznał. - Jednak nie jesteś taka głupia, Granger.
Zamrugałam.
- Czy to komplement?
Odpowiedzią był jego śmiech.
Chwilę później doszliśmy do posągu chimery. Pamiętałam, kiedy pierwszy raz stałam w tym miejscu, cała zestresowana i zalana zimnym potem, bojąca się o swoją przyszłość w Hogwarcie. Teraz nie miałam żadnych złych przeczuć. Wręcz przeciwnie - byłam szczęśliwa, że dyrektor wrócił do szkoły. Poczułam się bezpieczniej.
- Cytrynowy sorbet - powiedział Draco.
Chimera odskoczyła na bok. Weszliśmy na schody, które zaczęły wić się ku górze. Następnie Malfoy chwycił za mosiężną kołatkę i zastukał w drzwi.
Tym razem profesor Dumbedore był w środku. Powitał nas wesołym uśmiechem i łagodnym wzrokiem zza swoich okularów-połówek.
- Dzień dobry, profesorze - przywitałam się, siadając na krześle. Draco zajął miejsce obok mnie.
Dumbledore odłożył stertę zapisanych pergaminów i złączył swoje długie palce w piramidkę. Od razu stało się dla mnie jasne, że zamierza przejść szybko do rzeczy. Przyjrzał mi się.
- Profesor McGonagall poinformowała mnie o wydarzeniu, które miało miejsce w Hogsmeade w ubiegłą sobotę - zaczął, a w jego jasnych oczach dostrzegłam błysk.
- Panie profesorze, co z Katie? - zapytałam niemal automatycznie.
Od czasu kiedy przewieźli ją do Świętego Munga nie dostałam żadnych informacji o jej stanie zdrowia.
- Z panną Bell coraz lepiej. Wyliże się z tego - zapewnił, odchylając się do tyłu. - Chciałbym usłyszeć od was, co się wtedy stało.
Spojrzałam na Malfoya, który jednak nie zdawał się być skory do opowiedzenia całej historii. Rozejrzałam się po gabinecie, szukając jeszcze jednego wolnego krzesła. Ale nie znalazłam. Oznaczało to, że Cho nie została wezwana, choć to ona poprzednim razem wszystko opowiedziała.
Wzięłam oddech i jeszcze raz upewniłam się, że Draco nie chce zabrać głosu.
- To się stało po południu, panie profesorze. Szliśmy wtedy w stronę zamku: ja, Draco i Cho Chang. Przed nami kroczyła Katie. Była sama i nie zachowywała się jakoś... podejrzanie. Choć w sumie zaskoczyło mnie, że odwiedziła Hogsmeade, skoro cała drużyna Gryffindoru miała wtedy całodzienny trening z Quidditcha....
Potok słów wylewał się z moich ust. Nie odrywałam wzroku od twarzy Dumbledore'a, jakby oczekując jakiegoś zrozumienia. Dyrektor postanowił jednak założyć maskę. Jego twarz wyrażała skupienie, parę razu kiwnął głową na zachętę, żebym mówił dalej. Opowiedziałam mu o wszystkim, aż do momentu, kiedy pojawiliśmy się w gabinecie McGonagall.
- Ten naszyjnik.... Co pan o tym sądzi, profesorze? - zapytałam na zakończenie.
Dumbledore po raz pierwszy sprawiał wrażenie bezradnego starca.
- Nie wiemy, kto dał naszyjnik pannie Bell. Możemy jednak przypuszczać, zgodnie z twoimi słowami, kto był adresatem paczki. Domyślasz się, kto mógłby chcieć dać ci taki przedmiot?
Zawahałam się. Nie, nie miałam pojęcia, kto chciałby mnie zabić, ale wszystko ostatnio było dziwne. Może ta sama osoba, która podesłała mi ujawniacz i dolała amortencji, chciała mnie unicestwić? Może powinnam powiedzieć o tym wszystkim Dumbledore'owi? Może powinnam mu powiedzieć także o Malfoyu i o rozmowie, którą podsłuchałam pomiędzy nim, a jego ojcem....
Nie, nie mogłam. To nie dotyczyło Dracona, byłam o tym przekonana, choć sama nie wiedziałam skąd tak nagle ogarnęło mnie takie zaufanie do niego. Tyle dowodów wskazywało na to, że służy Voldemortowi, że jest zły. Ale wiedziałam, że wie coś, co mogłoby nam pomóc. Coś, co pomogło by Harry'emu. Dlatego bez żadnego zawahania w głosie, odpowiedziałam:
- Niestety nie. Nie mam pojęcia, kto chciałby mnie...
Zabić. To słowo nie potrafiło przedostać się przez moje gardło. Nie docierało do mnie jeszcze wtedy, jak bardzo moje życie jest zagrożone. To zawsze Harry był tym, na kogo polowano, to zawsze on powinien zachowywać ostrożność. Po co ktoś miałby chcieć dopaść mnie?
Oczy Dumbledore'a nie były już jasne i wesołe, ale jakby przyćmione; zniknęły te radosne iskierki, które przywitały nas, gdy weszliśmy do jego gabinetu. Zdawało mi się, jakby na chwilę się wyłączył i bezgłośnie analizował wszystko, czego się dowiedział.
- Nie jest pewne, komu Katie miała dać ten naszyjnik - odezwał się Draco sucho, obojętnie.
Nawet na niego nie spojrzałam, ani tego nie skomentowałam. Był tam, słyszał, co Katie powiedziała.
Chciałabym porozmawiać o tym z Ronem...
Nie, Hermiono, Rona to nie obchodzi...
Ron to mój przyjaciel....
Ron to twój były przyjaciel...
Ale..
- Masz rację, Draco - zgodził się z nim Dumbledore. - Nic nie jest pewne i niczego nie możemy wykluczyć - przejechał długimi palcami po pergaminach. - Ze swojej strony mogę obiecać, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by taka sytuacja się nie powtórzyła.
Hogwart już nie jest bezpieczny...
Oczywiście, że jest.
Był.
Jest.
Ktoś chciał cię zabić, Hermiono...
Wewnętrzny konflikt w mojej głowie prowadzący przez dwa ciche głosiki nie dawał mi spokoju. Dlaczego wszystko musiało być takie trudne?
- Nie ściągnął nas profesor tylko po to - stwierdził śmiało Malfoy.
Oczy Dumbledore'a ponownie się rozjaśniły. Wyglądał teraz jak służący pomocą dobry dziadek, jakiego amerykanie uwielbiali przedstawiać na ekranie mugolskiej telewizji.
- Nie tylko - przytaknął. - Chciałem dowiedzieć się, jak idą wam przygotowania do konkursu.
Świetnie.
Okropnie, z Malfoy'em się nie da współpracować...
Przerobiliśmy już astronomie, eliksiry...
Okropnie, Hermiono. Przyznaj to.
- Zostały wam jeszcze dwa tygodnie - ciągnął Dumbledore. - Nie słyszałem o żadnych konfliktach, a nauczyciele w większości twierdzili, że dobrze się dogadujecie.
- Tak właściwie to... - zaczęłam.
- Dogadujemy się znakomicie - przerwał mi Draco. Jego głos zabrzmiał szczerze i poważnie, aż mnie to zaskoczyło. Spojrzałam na niego z ukosa. Siedział wyprostowany jak struna, ręce miał splecione na kolanach, głowę dumnie uniesioną. Światło wlewające się szerokimi strugami przez okno, zamieniło jego włosy w czyste srebro. Policzki zakryte miał cieniem długich rzęs.
Dostojny, poważny, arystokrata...
Śmierciożerca.
Nie.
Tak.
Och, zamknijcie się!
Chyba wariowałam.
Dumbledore spojrzał na mnie, jakby czekając na moje potwierdzenie. Nie zastanawiałam się nad tym długo, po prostu skinęłam głową.
- Tak, nie ma między nami żadnego konfliktu.
Sama nie wiedziałam, czy skłamałam czy powiedziałam prawdę.
Dumbledore rozłączył swoje ręce i uniósł je w górę, jak kapłan wznoszący dłonie w stronę nieba. Potem klasnął żwawo, łącząc je ponownie.
- Cieszę się ogromnie, że współpracujecie. To pierwszy krok do sukcesu.
W takim razie nie zrobiliśmy nic, by wygrać.
Jesteśmy bardzo blisko sukcesu.
Oszukujesz się, Hermiono. Cały czas.
- To wszystko z mojej strony - powiedział dyrektor - Wybaczcie, że zająłem wam czas. Chciałem upewnić się, że wszystko w porządku. Możecie wracać na lekcje.
Standardowo pożegnaliśmy dyrektora, wyszliśmy z jego gabinetu, a mnie bez powodu zaczęło bić szybciej serce, jakbym właśnie uniknęła jakieś kary. Przecież nie zrobiłam niczego złego...
- Dwa tygodnie, Granger. Musimy się przyłożyć - oznajmił Malfoy po dwóch minutach ciszy, kiedy szliśmy korytarzem skazani jedynie na swoje towarzystwo.
Ile jeszcze razy będę szła tędy z Malfoyem...
Uniosłam brwi.
- Myślałam, że nie obchodzi cię konkurs.
Draco wywrócił oczami, ale udałam, że tego nie widzę.
- Mnie nie obchodzi - przyznał. - Ale ciebie tak.
Z wrażenia o mało co nie potknęłam się na prostej drodze.
- Od kiedy bierzesz pod uwagę to, czego ja chcę?
Spojrzał na mnie, jakbym zadała to pytanie w innym języku. A potem powiedział tonem, jakby oznajmiał jakąś dobrą nowinę:
- Przecież nie jesteśmy już wrogami. Do zobaczenia wieczorem - i pchnął drzwi wyjściowe, za którymi po chwili zniknął, zostawiając mnie stojącą jak słup soli i zastanawiającą się, czy ta krótka rozmowa przypadkiem mi się nie przyśniła.
Cały dzień unikałam wszystkich.
Harry'ego, bo za każdym razem, gdy go widziałam, był w towarzystwie Rona. Ginny, bo nie miałam ochoty mówić jej o czymś, czego sama nie rozumiałam. Teodora,
Tym razem nikt mnie nie odprowadził. Do klasy transmutacji dotarłam o pełnej godzinie. Pierwszą rzeczą, jaką mnie zaskoczyła już na wstępie, była obecność Malfoya. Nie chodziło nawet o to, że w ogóle przyszedł, bo to się już zdarzało. Ale żeby był punktualnie?
Drugą rzeczą, która mnie zaszokowała było to, że nie przyszedł z pustymi rękami. Na ławce zdążył już rozłożyć podręcznik z historii magii i dwie rolki pergaminu.
Nie miał na sobie szkolnego stroju i musiałam przyznać, że w tej odsłonie - mugolskiej - wolałam go bardziej.
- Granger - oparł się o ławkę, krzyżując nogi i ręce.
- Malfoy - położyłam swoje podręczniki na ławkę obok. - Cóż to za nagła przemiana?
Przyjrzał się swoim paznokciom, a na jego palcu zalśnił rodowy sygnet.
- Współpraca to pierwszy krok do sukcesu, jak to Dumby mówi.
- Dumby - powtórzyłam, unosząc brwi. Z moich ust wydobył się śmiech, choć nie potrafiłam przyznać się sama przed sobą do tego, że spodobało mi się przezwisko dyrektora Hogwartu.
Draco usiadł na krześle (!) przy mojej (!) ławce i dobrowolnie wziął swój własny (!) podręcznik do rąk. Gdzie podział się tamten Draco Malfoy, który półleżał na ławce, jak najdalej ode mnie, korzystając z moich książek?
Podczas kiedy ja zbierałam szczękę z podłogi, Malfoy zaczął czytać pierwszy rozdział. Nie mogłam się napatrzeć. Po raz pierwszy byłam przekonana, że on naprawdę czyta, nie udaje. Po paru chwilach spojrzał na mnie zza okładki.
- Znów to robisz. Gapisz się na mnie.
Prychnęłam i zajęłam miejsce obok niego, chwytając mój podręcznik z historii magii. Zagłębiłam się w lekturze. Pierwszy akapit musiałam przeczytać parę razy, bo sens zdań nie dochodził do mnie. Walka dwóch głosów toczyła się dalej, odbijając się echem w mojej głowie.
Co on znowu knuje?
Może po prostu jest miły?
Chyba sama w to nie wierzysz...
Mijały minuty, a Draco wciąż siedział i czytał. Jego twarz była skupiona - ściągnięte brwi, zaciśnięte usta. A ja nie potrafiłam się nadziwić, jak inaczej wtedy wyglądał. Wiedziałam, że to niemożliwe, ale patrząc na niego miałam wrażenie, jakbym patrzyła na kogoś innego. Równie specyficznego...
Wtedy po raz pierwszy przez myśl mi przeszło pytanie, co by było, gdyby Malfoy nie był takim zarozumiałym palantem?
Pytanie bez odpowiedzi.
- Wiem, że mój wygląd nie pozwala oderwać ci ode mnie wzroku - powiedział, przewracając stronę - i wiem, że znasz cały podręcznik na pamięć, ale mogłabyś przestać traktować mnie jak jedyny obiekt zainteresowania w tym pomieszczeniu.
Zamknęłam swój podręcznik i ułożyłam go na kolanach. Każdy dzień był dla mnie dobrym dniem do nauki, ale tym razem nie potrafiłam skupić się na tej czynności.
- Nie gapię się na ciebie. - Na potwierdzenie tych słów odwróciłam się do niego profilem i wbiłam wzrok w ścianę.
- Mogę cię posądzić o przedmiotowe traktowanie - mruknął.
- Uczysz się czy gadasz?
- A ty, uczysz się czy gapisz na mnie?
W chwili kiedy mój wzrok skrzyżował się z jego, coś huknęło za drzwiami. Na ułamek sekundy serce podskoczyło mi do gardła. Z korytarza doszedł nas radosny śmiech, brzmiący gorzej niż odgłosy mandragory.
- Irytek - powiedzieliśmy jednocześnie i zanim którykolwiek z nas zdołał to jakoś skomentować, zza drzwiami klasy rozległ się głos:
- Niech ja go tylko dorwę.... Tym razem już mu się nie upiecze - śmiech bez krzty wesołości Filcha odbił się od pustych ścian korytarza. - Tak, tak, kochana... Znajdziemy go.
Pani Norris głośno miauknęła.
- Tutaj? - zapytał Filch. Jego głos był już wyraźny, a ja stuknięcie do drzwi utwierdziło mnie w przekonaniu, że woźny znajduje się tuż przed naszymi drzwiami.
Pani Norris ponownie miauknęła przeciągle, a jej odgłos stłumił dźwięk wkładania klucza do dziurki w drzwiach, a potem usłyszeliśmy podwójne przekręcenie zamka.
- Co do...
Ale zanim Draco zdążył dokończyć zdanie, Filch uderzył (prawdopodobnie otwartą ręką) w drzwi, zaśmiał się i odszedł, przekonany, że właśnie zdołał zamknąć w klasie Irytka.
- Hej! - zawołałam. Podbiegłam do drzwi i zaczęłam w nie klepać. Pociągnęłam za klamkę. Nic. - Pani Filch, proszę nam otworzyć!
Wiedziałam, że to na nic i woźnego już nie ma. Obróciłam się w stronę Malfoya i wyciągnęłam rękę.
- Daj mi swoją różdżkę.
Jego mina była wystarczającą odpowiedzią.
- Spójrz na mnie, Granger. Niby gdzie miałbym schować różdżkę? - faktycznie, jego ubranie nie miało żadnej kieszeni, a gdy przyszedł na wspólną naukę, ręce zajęte miał trzymaniem podręcznika i pergaminów.
- No to pięknie - mruknęłam.
- Czekaj, czekaj - Draco uniósł swój palec. - Chyba nie chcesz powiedzieć, że nie wzięłaś swojej różdżki?
Poczułam wypieki zawstydzenia na twarzy.
- Serio, Granger? - przeczesał palcami włosy i odchylił głowę do tyłu. - Po tym co się stało w Hogsmeade chodzisz całkowicie... - pokręcił głową. - A już myślałem, że zmądrzałaś.
Oparłam się o drzwi i uderzyłam w nie jeszcze raz pięścią.
Tak, to było niemądre, zostawiać różdżkę w dormitorium po tym, jak ktoś prawdopodobnie chciał mnie zabić. Ale to była tylko nauka...
...nauka z Malfoyem..
...przy której nie mogło stać się nic złego. Ponadto byłam wciąż w Hogwarcie, a po korytarzach wciąż szwendali się uczniowie...
...tylko, że nie akurat przy klasie transmutacji...
...którzy mogliby nas wypuścić, gdyby tylko wiedzieli, że tu jesteśmy.
- Nie łódź się, nikt tędy nie przechodzi - powiedział Draco niezbyt przyjemnym tonem. Zaczął przypominać tego wcześniejszego Malfoya, chociaż miałam dziwne wrażenie, że jest na mnie zły, bo nie zabrałam różdżki.
On też nie zabrał swojej różdżki.
Hipokryta.
- Na pewno ktoś tędy przejdzie - stwierdziłam ostro, zjeżdżając plecami o drzwi, by usiąść na podłodze.
Draco zawahał się. Po chwili podszedł i usiadł obok mnie, kładąc ręce pod kolana.
- Nie wziąłeś podręcznika - zauważyłam.
- I tak nie potrafiłaś się skupić.
Zaśmiałam się sucho.
- Ale ci po raz pierwszy szło to w miarę dobrze.
- Twoje gapienie się mnie rozpraszało.
Przyciągnęłam kolana pod brodę.
- I co, będziemy tu tak siedzieć? - zapytałam, jakbym miała nadzieję, że Malfoy wstanie i magicznie otworzy nam drzwi.
- Według Dumby'iego to właśnie bardziej zbliży nas do zwycięstwa, niż czytanie podręczników.
- Co masz na myśli?
- Rozmowę.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Ty chcesz rozmawiać ze mną?
Patrzył przed siebie pustym wzrokiem.
- Odpowiedź za odpowiedź. Ja zadaję pytanie, ty odpowiadasz szczerze, potem role się odwracają - wytłumaczył. - Taka gra.
Zastanowiłam się przez chwilę. Byłoby to wspaniałe, idealne rozwiązanie, tylko...
- Skąd będę miała pewność, że mówisz prawdę?
Wzruszył ramionami.
- Mogę kłamać - przyznał. - Ale ty również. Zero reguł.
Powstrzymałam się od skomentowania bezsensowności tej zabawy. Oparłam głowę o drzwi, przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.
- To kto zaczyna? - spytałam cicho.
Wtedy myślałam, że toczymy grę wyłącznie między sobą. Dopiero później miałam się przekonać, że tak naprawdę oboje jesteśmy tylko pionkami w pozbawionej skrupułów grze Lorda Voldemorta.
___________
Kochani! Zdrowych, wesołych i magicznych Świąt Bożego Narodzenia! (mam nadzieję, że się nie spóźniłam!)
Mój laptop naprawiony, rozdział napisany, a kolejne są w produkcji (teraz mam cały tydzień wolny na pisanie, woho). Wybaczcie mi te wewnętrzne konflikty Hermiony, ale nie potrafiłam się powstrzymać (ostatnio też mam w głowie takie dwa głosiki, które się ze sobą ciągle sprzeczają. Nie polecam).
Pozdrawiam <3
Tak dawno dodalas rozdział, że kompletnie zapomnialam co się dzieje. Zauważyłam jednak, że w relacjach hermionaxdraco jest zbyt sielankowo. Niby sobie dokuczaja, ale bardziej po przyjacielsku, jeśli można to tak nazwać. Draco tak się przejmuje konkursem, ocenami, a ja na jego miejscu nie myslalabym o niczym innym niż o misji i Voldemorcie. Dlaczego on za nią lata i siada obok niej? Nie zależy mu na reputacji? Życzę weny :x
OdpowiedzUsuńJa tam bardziej nie rozumiem Hermiony. Ale to może dlatego, że jako autorka wiem, co siedzi w głowie Dracona i jakimi motywami się kieruje. Jakbym była Hermioną to sprawę rozegrałabym inaczej, tyle że ja mam inny charakter, więc muszę się powstrzymywać od wkładania w jej usta słów, które wypowiedziałabym ja xD
UsuńDziękuję za komentarz xx
Bardzo fajnie się czyta.wciągnęłam się w to a o to chyba chodzi . Liczę na więcej
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jaką frajdę sprawia mi czytanie twojego opowiadania i muszę ci powiedzieć że to właśnie dzięki tobie spodobała mi się Dramiene. jak czytałam ten rozdział to tylko bałam się żeby się że zaraz się skończy.
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to coś czuje że Drako nie bez powodu jest "miły" dla Hermiony, ale to chyba oczywiste, chociaż cały czas mam nadzieje na to że kierują go jeszcze jakieś tam uczucia względem Hermiony wiadomo bardziej przyjazne. I na prawdę muszę przyznać że uwielbiam ich momenty wspólnej nauki, bo zawsze coś pomiędzy nimi się stanie.
A tak w ogóle to mam nadzieje że następny rozdział pojawi się szybciej niż ten, bo na prawdę długo na niego czekałam, i że znów będzie równie cudowny ( jak i nie lepszy )jak ten.
I oczywiście weny życzę