niedziela, 11 października 2015

Rozdział IX



           Żaden szanujący się Ślizgon nie tknąłby palcem szlamy, nawet gdyby zależało od tego jego życie.
            Udowodnię, że nie liczy się status krwi.
            Zjednocz się więc z wrogiem swym.
            Rozpocznę współpracę z Malfoyem.
            Hogwart został zaproszony na wzięcie udziału w Ogólnoeuropejskim Konkursie Ponadstandardowych Umiejętności Magicznych.
           
Nie zawiodę.
            Jestem pewien, że to będzie niezapomniany tydzień.
            Wygram.
            Słowa Pansy, tiary, Dumbledore'a i Dracona odbijały się echem w mojej głowie. Szlama. Wróg. Konkurs. Tydzień.
            Tylko jak mam nie zawieść i wygrać, kiedy muszę współpracować z ,,szanującym się Ślizgonem, który nie tknąłby palcem szlamy"?
            - Świetnie, Granger. Ty odwalasz całą robotę, a ja zgarniam nagrodę - powiedział Malfoy, kiedy zmuszeni byliśmy wyjść w tym samym czasie z gabinetu dyrektora, skazani na swoje towarzystwo.
            Typowe. Ja przygotowałam amortencję, Malfoy wziął sobie buteleczkę z płynnym szczęściem. Powinnam mu przypomnieć, wypominać tak długo, aż w końcu odda mi swoją połowę, jednak czułam, że mam wobec niego dług. Dług za to, że uratował mnie przed Pansy. Miałam nadzieję, że oddanie mu Felix Felicis ureguluje tę powinność.
            - Skoro nie chcesz brać udziału w konkursie, to zrezygnuj - starałam się mówić opanowanym tonem, jednak ostatnie słowo zabrzmiało jak warknięcie.
            - Mam zrezygnować z miesiąca bez nauki?
            - Tygodnia - poprawiłam go.
            - Licząc dwa tygodnie przed i tydzień po, ani jeden  nauczyciel nie zada nam żadnej pracy - uśmiechał się, patrząc przez siebie.
            - Myślałam, że rezygnujesz z nauki już od jakiś pięciu lat.
            - Za to ty nią żyjesz już od jakiś szesnastu.
            Prychnęłam, a Draco zaśmiał się ze swojej riposty.
            Przy marmurowych schodach rozdzieliliśmy się. Bez żadnego pożegnania wspięłam się do wieży Gryffinodru, a Malfoy ruszył do lochów.
            W Pokoju Wspólnym nie było ani Harry'ego, ani Rona. Obstawiałam, że trening drużyny Gryffindoru wciąż trwał, a Ron poszedł dopingować swojego przyjaciela-kapitana. Miałam dzięki temu chwilę czasu na odrobienie pracy domowej dla Vennera i napisanie eseju o związku daty urodzenia na datę śmierci.
            Usiadłam wygodnie na fotelu, z piórem w jednej ręce i kawałkiem pergaminu w drugiej. Nie potrafiłam jednak się skupić. Powoli docierało do mnie, że zostałam wybrana, by reprezentować Hogwart w Ogólnoeuropejskim Konkursie Ponadstandardowych Umiejętności Magicznych. Czułam rosnącą ekscytację. Fakt, nauczyciele nie mieli wielkiego wyboru - raptem osiem osób spełniało wymogi prefekta i ucznia zdającego w tym roku SUM'y, jednak mimo wszystko mogli wybrać Hannę Abbott albo kogokolwiek innego...
            No tak, wybrali jeszcze Malfoya.
            Nie mogłam pojąć, jak nauczyciele prawie jednogłośnie wybrali go na drugiego reprezentanta. Nie potrafiłam wyobrazić sobie McGonagall czy Hagrida głosujących za tym, żeby to on wziął udział w konkursie. Nie wiedziałam, czy trzeba było dobrać reprezentantów jako dziewczyna-chłopak, a jeśli nawet tak, to wciąż pozostawał Ernie lub Anthony, z którymi nieraz musiałam konkurować o najlepsze wypracowanie.
            Ogólnoeuropejski Konkurs Ponadstandardowych Umiejętności Magicznych odbywał się co cztery lata, a jego historia sięgała trzysta lat wstecz. Wszystkie europejskie szkoły dla czarodziejów rywalizowały o tytuł Najlepszej Szkoły Magii w Europie. Wygrani przechodzili dalej, tym razem ukazując swoje umiejętności na arenie międzynarodowej. Tam walczyli o miano Najlepszej Szkoły Magii na Świecie . Dobrze wiedziałam (czytałam w Najsłynniejszych turniejach i konkursach magicznych) że Hogwart tylko raz zdobył tytuł najlepszej szkoły świata. Było to 1896 roku, kiedy reprezentantem był Albus Dumbledore. Parę razy Hogwartowi udało się wywalczyć miano Najlepszej Szkoły Magii w Europie, jednak żaden uczeń jeszcze nie powtórzył osiągnięcia Dumbledore'a.
            Oczami wyobraźni zobaczyłam siebie odbierającą ogromy puchar z rąk prezydenta Stanów Zjednoczonych, który gratuluje mi sukcesu. McGonagall ociera chusteczką mokre kąciki oczu, a Dumbledore uśmiecha się pogodnie. Cały Hogwart klaszcze entuzjastycznie na mój widok i każdy uczeń po kolei składa mi wyrazy szacunku. Moja twarz gości na pierwszej stronie każdej gazety w czarodziejskim świecie, nawet tej najpopularniejszej - The New York Witch. Nie wspominając o wpisaniu mojego nazwiska do wszystkich ksiąg związanych z osiągnięciami czarodziejów... zaraz obok nazwiska Malfoya.
            Właśnie. Malfoy. Dlaczego właśnie on? Nie potrafiłam zrozumieć intencji nauczycieli. Może chodziło im o integracje pomiędzy domami? Nie zauważyłam w ciągu czterech lat, żeby wykazał choć najmniejsze zainteresowanie nauką. Jego stopnie były chyba najgorsze wśród wszystkich prefektów piątego roku...
            - Hermiono, jak dobrze, że jesteś! - na kanapę usiadł Neville, który wyglądał jakby poraził go prąd. Jasne włosy sterczały mu we wszystkie strony, a białka oczu były widocznie przekrwione. - Musisz mi pomóc.
            Jego jęk był wystarczającym potwierdzeniem, że na prawdę muszę mu pomóc. Odłożyłam pergamin i pióro na stół, i złożyłam ręce, opierając na nich brodę.
            - Co ci się stało, Neville?
            Starałam się odsunąć od siebie myśli konkursu, lecz one wracały. Patrzyłam na okrągłą twarz Neville'a, lecz wciąż przed oczami miałam stojącego w blasku chwały Malfoya, z pucharem, który jeszcze przed chwilą trzymałam ja...
            - Snape dał mi szlaban za... - Neville zaczerwienił się i spuścił wzrok. Uniosłam wysoko brwi.
            - Nie musisz mówić, za co Snape ci dał szlaban - powiedziałam, widząc jego wyraźne zażenowanie.
            Neville odetchnął i spojrzał na mnie z wyraźną ulgą. Wiedziałam, że Snape uwielbia rozdawać szlabany, zwłaszcza wśród uczniów z Gryffindoru i nie bardzo ciekawiło mnie, jakie błahe działanie ukarał tym razem.
            - Dzięki, Hermiono... Więc Snape kazał mi z powrotem zamknąć chochliki kornwalijskie, które Irytek wypuścił w klasie transmutacji.
            Ponownie wbił wzrok w podłogę. Po jego wyglądzie było jasne, że próbował już zwalczyć małe bestie, ale z marnym skutkiem.
            -  Spróbuj Immobulus - poleciłam.
            Neville uśmiechnął się bez krzty wesołości.
            - Immobulus... Dzięki, Hermiono - wstał i pognał najprawdopodobniej do klasy transmutacji, by zamknąć dla Snape'a chochliki.
            Wraz z jego zniknięciem za portretem Grubej Damy, ponownie wróciłam myślami do tematu konkursu, tworząc w głowie scenariusz, który i tak nie miałby nigdy miejsca.

            Cała niedziela minęła bez Rona i Harry'ego, którzy dzień spędzili na boisku ćwicząc do Quidditcha. Wrócili dopiero parę minut przed godziną policyjną, kiedy w Pokoju Wspólnym został raptem tuzin osób.
            - Mówię ci, Hermiono, Gryffindor na pewno wygra! Jakbyś widziała drużynę Krukonów... obserwowaliśmy ich trening przez całe dwie godziny - powiedział Ron, siadając na kanapie i szeroko wyciągając ręce i nogi. - Ta cała Cho potrzebowała prawie godziny, żeby złapać znicza. A tyle razy latał dookoła niej!
            Spojrzałam na Harry'ego, który udzielał jakiś instrukcji Cormacowi i w duchu dziękowałam, że nie dosłyszał słów Rona.
            - Ta... Cormac to straszny idiota - stwierdził Ron, podążając za moim wzrokiem. - Podczas treningów Gryffonów nie obronił pięciu strzałów Angeliny pod rząd.
            Spojrzałam na niego, mrużąc oczy.
            - Jesteś taki cyniczny, Ronaldzie.
            Ron uśmiechnął się na te słowa, jakbym sprawiła mu komplement. Chyba był w tak świetnym humorze z powodu udanego treningu Gryffindoru, że nic nie mogło zepsuć mu nastroju.
            - No i jak, Hermiono? Czego chciał od ciebie Dumbledore? - zapytał Harry, siadając obok Rona. Cormac szedł już w stronę dormitorium w niezbyt dobrym nastroju.
            Ron otworzył usta.
            - Kurcze, zapomniałem o tym! - powiedział, pochylając się bliżej mnie. - Chodziło o Malfoya?
            Nie użył słowa "pojedynek" czy nazwiska "Parkinson", tylko zapytał o Dracona. Przez myśl mi przeszło, że może Pansy miała rację, kiedy mówiła, że Ron zazdrosny jest o Malfoya... Nie, to nie możliwe. Nie ma nawet do tego żadnych powodów.
            - Można tak powiedzieć... ale nie chodziło o pojedynek - szybko sprostowałam.
            Fakt, że moja wizyta u Dumbledore'a miała związek z Malfoyem, a nie miała z pojedynkiem, najwidoczniej podsyciła ciekawość Rona i Harry'ego, lecz ten pierwszy okazał to w o wiele większym stopniu. Wyprostował się, jeszcze bliżej pochylił i patrzył na mnie intensywnie.
            - Co to znaczy? - zapytał.
            Powinnam uśmiechnąć się szeroko, klasnąć w dłonie i oznajmić wyniosłym tonem: ,,Zostałam wybrana na reprezentanta Hogwartu w Ogólnoeuropejskim Konkursie Ponadstandardowych Umiejętności Magicznych!". Ale zamiast tego delikatnie podniosłam kąciki ust i powiedziałam:
            - Jadę na konkurs... z Malfoyem.
            Ron patrzył na mnie oskarżającym wzrokiem... Nienawidziłam, gdy tak robił. Przecież to nie moja wina, że nauczyciele tak zdecydowali. Jego wesoła aura związana z udanym treningiem szybko zniknęła.
            - Gratuluję, Hermiono - Harry pokiwał z aprobatą głową.
            - Z Malfoyem? - spytał Ron, zanim zdążyłam podziękować Harry'emu.
            Starałam sie zignorować zaciśnięte pięści Rona. Starałam się nie zwracać uwagi na jego czerwony odcień twarzy. Starałam się nie słyszeć w głowie tych słów Pansy: Gustu też nie ma, skoro ty mu się podobasz.
            - Niestety tak - starałam się dać mu do zrozumienia, że wcale się nie cieszę z tego powodu. Dodatkowo postanowiłam wytłumaczyć im wszystko: - Dumbledore powiedział, że każda szkołą musi wybrać na kandydatów dwie osoby, które są prefektami i zdają w tym roku SUM'y.
            Zrozumiałam, że pogorszyłam tym sytuację, kiedy Ron gwałtownie podniósł się z kanapy.
            - Prefektów z piątej klasy, tak? To czemu wybrali Malfoya? Czemu nie Ernie'ego, Anthony'iego albo mnie?
            Ron... W ogólne o nim nie pomyślałam! Cały czas zastanawiałam się, czemu nie wybrali Anthony'iego czy Ernie'ego, ale przez myśl mi nie przeszło, że Ron także jest prefektem, także zdaje w tym roku SUM'y, także mógł zostać reprezentantem Hogwartu...
            - Ron, przecież wiesz, że Hermiona nie ma na to wpływu - Harry położył mu rękę na ramieniu.
            - Może się sprzeciwić! - nie wiedzieć czemu, jego słowa zabolały mnie. - Może iść do McGonagall i powiedzieć, że nie chce tam jechać z Malfoyem, że...
            - Czy ty siebie słyszysz, Ron? - również wstałam, zrzucając przy tym niezapisany pergamin na ziemię. - Nauczyciele od miesiąca mówią o integracji między domami, a ja mam iść i ogłosić McGonagall, że nie życzę sobie współpracy z Malfoyem, tylko dlatego, że jest Ślizgonem?
            - Tylko dlatego, że jest Ślizgonem?- Ron zaatakował mnie własnymi słowami, a na jego czerwonej twarzy malowało się oburzenie. - Nie pamiętasz już, co takiego zrobił?
            Wiedziałam, że jestem na przegranej pozycji, ale mimo to postanowiłam nie dać wygrać Ronowi.
            - Nie cierpisz go z zasady! Gdyby był Gryfonem, to wcale nie...
            - Ktoś taki jak Malfoy nigdy nie mógłby być Gryfonem! - Ron zaczerpnął głośno powietrza. - Dlaczego go bronisz? Podoba ci się?
            Miałam wrażenie, że jego oczy to pistolety, które właśnie wystrzeliły w moją stronę pociski.
            Oczywiście, że ktoś taki jak Malfoy nigdy nie mógłby mi się spodobać. Jednak odczułam nagłą potrzebę emocjonalnego zranienia Rona.
            - A nawet jeśli tak?
            I odeszłam w stronę swojego dormitorium, zostawiając zdezorientowanego Harry'ego i wściekłego Rona samych, a sama klęłam  na siebie w duchu za swój egoizm.
            Tak na prawdę nie chciałam, żeby Ron myślał, że ktoś taki jak Malfoy mógł wzbudzić moje zainteresowanie.

           
            Nie lubiłam kłócić się z Ronem.
            Zdarzało się nam to często, jednak zazwyczaj z błahych powodów. Kłótnie trwała raczej krótko i umacniała naszą przyjaźń jeszcze bardziej. Miałam nadzieję, że tym razem będzie tak samo.
            Na śniadaniu nie było Rona, a Harry powiedział tylko, że ten śpi, a sam pobiegł na prywatne lekcje do Vennera.
            Żaden z nich nie usłyszał mowy Dumbledore'a, który chyba nigdy jeszcze nie przemawiał w czasie śniadania.
            - Zanim rozpoczniemy naszą poranną ucztę, chciałbym ogłosić dwie ważne kwestie - powiedział wesołym tonem, a uczniowie zamilkli. - Po pierwsze: w tym miesiącu Bal Integracyjny nie odbędzie się, z powodu meczu Quidditcha oraz Nocy Duchów, która jest już nasza tradycją.
            Po sali rozeszło się wiele entuzjastycznych i zadowolonych pomruków, choć były i takie, które wyrażały dezaprobatę.
            -Po drugie: Hogwart został zaproszony do wzięcia udziału w Ogólnoeuropejskim Konkursie Ponadstandardowych Umiejętności Magicznych - jego wzrok powędrował na mnie. - Uznałem, że uczniowie powinni wiedzieć, kto został wytypowany na reprezentantów naszej szkoły. W tym roku zaszczyt ten przypadł pannie Hermionie Granger i panu Draconowi Malfoyowi.
            Zaklaskał pierwszy, a reszta uczniów i nauczycieli mu zawtórowało. Stół Gryfonów nie wiedział, czy klaskać z mojego powodu czy nie klaskać z powodu Malfoya. To samo otoczyło stół Ślizgonów, bo uczniowie klaskali tam wyłącznie w stronę Dracona, który skrzywił sie i bezgłośnie powiedział do Goyla: ,,zmusili mnie".
            Miałam wielką ochotę porozmawiać z Ginny na ten temat. Na ten i inne, jak pieśń tiary czy pojedynek z Pansy. Czułam, ze muszę się komuś wygadać, ale w Wielkiej Sali nie było Ginny. Zamiast tego podeszła do mnie Cho.
            - Cześć... cześć Hermiono - zaczęła nieśmiało.
            Przełknęłam kawałek  mojego tostu tak szybko, że aż poczułam, jak staje mi w gardle.
            - Cześć Cho - wychrypiałam, a w oczach stanęły mi łzy. Chwyciłam za puchar z wodą i pociągnęłam parę potężnych łyków.
            - Wszystko w porządku?
            Zakaszlałam i z ulgą pokiwałam głową.
            - Tak, wszystko w porządku. Harry gdzieś poszedł...
            - Co? Och! - Cho uśmiechnęła się niepewnie. - Chciałam porozmawiać z tobą.
            Nie mogłam nie unieść wysoko brwi.
            - Ze mną? O Harrym?
            Cho zaśmiała się. Miała na prawdę uroczy uśmiech. A w mojej głowie wciąż ubrana była w balową suknie, a koło niej stał Draco...
            - Nie, nie o Harrym... Chociaż... Mówi coś o mnie?
            Na jej policzki wypłynęły rumieńce, a ja nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu.
            - Nie jestem pewna, czy nie zabiłby mnie, gdybym ci powiedziała - wskazałam jej miejsce naprzeciw mnie, mając nadzieję, że żaden Gryfon nie zwróci Cho uwagi, że nie usiadła przy stole Ravenclawu.
            - Gratuluję, że cię wybrali na reprezentanta Hogwartu - powiedziała, posłusznie siadając naprzeciwko.
            - Dziękuję.
            - Zastanawiam się tylko... - wbiła wzrok w miskę z owsianką - czy... czy to jest... no wiesz... bezpieczne?
            W jednej chwili zrozumiałam o co chodziło. Och, Cho! Jej chłopak zginął dopiero co na Turnieju Trójmagicznym, a ona martwiła się o mnie.
            Albo o Malfoya...
            Nie, nie mogłam wierzyć, że tych dwoje coś łączy. Oprócz tego, że byli razem na balu.
            - Na pewno jest bezpieczne - starałam sie dodać jej otuchy uśmiechem, ale ona wciąż na mnie nie patrzyła. - A do tego to tylko tydzień i sprawdzana będzie wiedza ogólna, także wydaje mi się, że będzie to w formie testów.... Cho?
            Dziewczyna spojrzała na mnie, a w jej ciemnych oczach szkliły się łzy.
            - Ja... ja cię przepraszam... Ja tylko chciałam wiedzieć, czy nic nikomu się nie stanie...
            Odruchowo złapałam ją za rękę, ściskając ją lekko. Nieważne, czy martwiła się o mnie czy o Malfoya, czy może o nas obu. To było urocze. Urocze i smutne jednocześnie.
            - Nic nikomu się nie stanie, obiecuję.
            Nie potrafiłam powiedzieć jej, jak bardzo mi jest przykro z powodu Cedrika. Nie byłam pewna, czy powinnam w ogóle rozpoczynać ten temat.
            - Dziękuję. Harry miał rację. Jesteś na prawdę świetna, Hermiono - uśmiechnęła się smutno i wstała. - Ma szczęście, że jesteś jego przyjaciółką.
            Wyszła z Wielkiej Sali, a ja nie mogłam odwrócić od niej wzroku. Wciąż wydawało mi się, że ma na sobie tę cudowną suknie z balu...

            Nie wiedziałam, jak zareaguje Pansy na transmutacji, pierwszej lekcji, gdzie dzieliła ze mną ławkę. Spodziewałam się zabójczych spojrzeń, ciągłych docinek czy zamienienie się miejscem z kimś innym (a raczej próbą, bo McGonagall i tak by się zorientowała). Nie sądziłam jednak, że Pansy zacznie sprawiać wrażenie, jakby się mnie... bała.
            Kiedy usiadłam na swoim miejscu obok niej, ta odsunęła swoje krzesło na sam róg ławki, a kiedy zapytałam McGonagall o zadanie, kątem oka widziałam, jak Pansy drgnęła. Raz na mnie spojrzała, a kiedy odwzajemniłam ten gest, ta szybko odwróciła wzrok i głośno przełknęła ślinę.
            - Pan Zabini - McGonagall chodziła po klasie i rozdawała każdemu jego wypracowanie. - Panna Parkinson... jesteś chora? - Pansy gwałtownie zaprzeczyła głową. - No dobrze... Pan Weasley...
            Ron, widząc swoją ocenę z wypracowania jęknął głośno, na co siedząca z nim Astoria zachichotała.
            - Panna Granger... - McGonagall wręczyła mi mój pergamin, na którym ręką profesor transmutacji napisane było wielkie "W" jak Wybitny. - Proszę, żebyś została po lekcjach.
            Kiwnęłam jej głową. Czułam, że ma to coś wspólnego z konkursem.
            - Oceniłam wasze prace tak, jak oceniane będą na SUM'ach. Żeby zdać transmutacje musicie mieć przynajmniej Zadowalający, co w tej klasie miało raptem parę osób... Naprawdę, jeśli nie weźmiecie się do roboty, marnie widzę waszą przyszłość.
            Kątem oka zajrzałam do pracy Pansy, gdzie McGonagall napisała wielkie "O" jak Okropny.
            - Powinniście brać przykład z osób, którym najwidoczniej bardzo zależy na jak najlepszym zawodzie - ciągnęła McGonagall. - Jeśli ktoś ma kłopoty z materiałem, niech zgłosi się do mnie albo poprosi o pomoc któregoś z kolegów, który zdobywa same dobre stopnie. Mam tu na myśli oczywiście pannę Granger i pana Malfoya...
            Zakrztusiłam się powietrzem.
            - ...którzy wszystkie dotychczasowe prace napisali na Wybitny.
            Spojrzałam z niedowierzeniem na Malfoya, który posłał mi tryumfujące spojrzenie.
            - Proszę otworzyć podręczniki na stronie dwudziestej pierwszej. Dzisiaj zajmiemy się sama teorią, której większość z was najwidoczniej nie potrafi lub nie chce zrozumieć.
             Zamiast czytać rozdział pt. ,,Zwierzę a rzecz, czyli jak przemienić istotę żywą", który i tak znałam już na pamięć, myślałam o Malfoyu. Jak on mógł mieć same dobre stopnie z transmutacji? Przecież McGonagall nigdy go nie chwaliła, a on sam nie udzielał się na żadnej lekcji...
            Po lekcji zostałam w klasie. Tak jak podejrzewałam, Draco zrobił to samo. Kiedy już wszyscy uczniowie wyszli, McGonagall powiedziała:
            - Cieszę się, ze zgodziliście się reprezentować Hogwart. Profesor Dumbledore prosił mnie, bym umówiła z wami kilka ważnych kwestii... siadajcie.
            Posłusznie zajęliśmy miejsca naprzeciw biurka McGonagall. Czułam sie jak wtedy, kiedy razem z Malfoyem dostaliśmy u niej szlaban i musieliśmy czekać na profesora Vennera.
            - Konkurs trwa tydzień. W tym roku gościć was będzie Akademia Czarodziejstwa Brezo. Jest to oczywiście szkoła w Andorze, do której uczęszczają czarodzieje z Portugalii, Hiszpanii oraz Andory. Z tego co wiem, na razie swój udział zdeklarowało dwanaście szkół europejskich. Tytuł oraz przepustkę na dalszy etap otrzymuje tylko jedna szkoła, więc musicie się postarać.
            - Brezo? - Draco prychnął.
            - Dzika róża - wytłumaczyłam. - Dlaczego nazwali szkołę w języki hiszpańskim, nie katalońskim?
            - Andora to bardzo mały kraj, większość uczniów jest z Hiszpanii - odchrząknęła. - Konkurs składa się z dwóch etapów. Pierwszy ma za cel sprawdzenie waszej wiedzy ogólnej z wszystkich przedmiotów. Liczone będą: transmutacja, eliksiry, zaklęcia, astronomia, obrona przed czarną magią, zielarstwo i historia magii. Obowiązuje to w formie testu, na prawdę olbrzymiego, więc radzę się dobrze przygotować.
            - A etap drugi to część praktyczna, tak? - zapytał Draco.
            - Nie wiadomo. Etap drugi jest bezsensownym elementem konkursu - powiedziała wzburzona. - Cztery lata temu kazano uczniom wejść do lasu i znaleźć najładniejszy kamień. Największą ilość punktów zdobyła dziewczyna, która transmutowała ptaka w diament. Okazało się, że regulamin nic nie mówił o zakazie czarowania, czego nie wiedzieli inni uczniowie.
            - Pani też brała udział w tym konkursie? - zapytałam zaciekawiona.
            - Nie - odpowiedziała. - Niestety, organizują go co cztery lata, a wymogi są wciąż takie same. Kiedy ja byłam w piątej klasie, następny taki konkurs odbywał się rok później, więc nie byłam wtedy w klasie zdającej SUM'y. Za to profesor Dumbledore za swojego czasu uczynił ten honor i wygrał cały konkurs, a Hogwart na cztery lata zdobył tytuł Najlepszej Szkoły Magii na Świecie, który odebrał nam Durmstrang...
            - Durmstrang?! - zapytaliśmy na równo z Draconem.
            - Tak, Durmstrang. Rzadko się zdarza, by nie wygrali tytułu najlepszej szkoły świata, a jeszcze rzadziej nie zostają mianowani mistrzem Europy. Przez ostatnie osiem lat, dwa razy z rzędu zostali Najlepszą Szkołą Magii na Świecie, czego Karkarow nie zapomniał wypomnieć profesorowi Dumbledore'owi na Turnieju Trójmagicznym...
            Tak, to też było w Najsłynniejszych turniejach i konkursach magicznych. Durmstrang często wygrywał cały konkurs. Hogwart tylko raz.
            - Ale dosyć o tym - powiedziała McGonagall. - Wybraliśmy was, bo sprawiacie ważenie najodpowiedniejszych. Cechujecie się nie tylko inteligencją, ale również i mądrością, sprytem i ambicją. Myślę, że na pewno wasza osobowość pomoże wam w etapie drugim, jakkolwiek głupie zadanie dają tym razem...
            Spryt i ambicja... No tak, ponoć tym cechują się Ślizgoni.
            - Do konkursu nie zostało zbyt wiele czasu - kontynuowała - bo raptem miesiąc. Dzień po Nocy Duchów wyruszacie. Uczniowie powinni przyjechać z dyrektorem szkoły, jednak profesor Dumbledore jest bardzo zajęty i prosił mnie o zastępstwo. A teraz mnie bardzo uważnie posłuchajcie: najwięcej zależy od etapu pierwszego, także musicie przyłożyć się do nauki. Chcę, abyście dzień w dzień, do końca miesiąca, spotykali się i razem wzajemnie sobie pomagali w nauce... żadnych ,,ale", panno Granger!
            Zamknęłam szybko usta, które dopiero co otwarłam, by zaprotestować.
            - Musicie ustalić godzinę. Osiemnasta? Dziewiętnasta?
            - Mam treningi z Quidditcha - powiedział Draco znudzonym tonem.
            - Właśnie dlatego został zmieniony grafik meczów, panie Malfoy - McGonagall wysunęła w wojowniczym geście podbródek do przodu. - Mecz Ślizgonów z Puchonami odbędzie się dopiero w grudniu.
            - W grudniu są okropne warunki.
            - To idź do profesora Snape'a i powiedz mu to! - McGonagall chwyciła z biurka mosiężny klucz i mi go podała. - Codziennie. O osiemnastej. Macie sie tu uczyć. Z wszystkich przedmiotów. A teraz, możecie już iść.
            Gdy znaleźliśmy się za klasą, Draco mruknął:
            - Świetnie, nauka z Wiem-To-Wszystko-Granger.
            - Możesz zrezygnować. A jeśli jednak się zdecydujesz zostać, to dzisiaj o osiemnastej w tej klasie.
            Nie czekając na jego reakcję, ruszyłam na numerologię.
            Przed drzwiami do klasy profesor Vector ktoś stał. Jakiś chłopak, niedbale oparty o framugę. Dopiero gdy podeszłam bliżej zauważyłam, że to Teodor Nott.
            - Przepraszam, chciałabym przejść - powiedziałam, kiedy Nott nie cofnął się na mój widok.
            - Hermiona - uśmiechnął się, wbijając we mnie wzrok. Te onyksowe oczy. Nie dało się rozróżnić tęczówki od źrenicy.
            - Cześć, Teodorze - powiedziałam niepewnie.
            - Mów mi Nott, proszę. Nie lubię swojego imienia.
            Proszę.... On powiedział "proszę".
            - Jasne... Nott - spojrzałam na drzwi, chcąc dać mu do zrozumienia, że jestem już spóźniona na numerologię.
            - Chciałbym cię o coś prosić, Hermiono.
            Kiwnęłam mu głową, by mówił dalej.
            - Profesor McGonagall mówiła, że jeśli ktoś na problemy z transmutacją, powinien zgłosić się do ciebie... Ostatnio dostaję same T.
            - T? - zapytałam, a Nott się zaśmiał. Miał taki zmysłowy śmiech...
            - Troll - wyjaśnił. - Chciałbym cię prosić o pomoc...
            Z jednej strony chciałam mu pomóc. Był dla mnie miły i nie wstydził się zapytać Gryfonki o przysługę, jednak... nadal był Ślizgonem.
            No i co z tego? Usłyszałam własne myśli. Nie bądź jak Ron. Nie możesz nienawidzić Ślizgonów z zasady...
            - Bardzo bym ci chciała pomóc, ale... muszę codziennie uczyć się do konkursu i naprawdę nie mam czasu.
            To była prawda. Nie chodziło o to, że to był Nott. Każdemu innemu powiedziałabym to samo. Każdy wieczór musiałam odtąd zarywać do nauki z Malfoyem. Chciałam wygrać ten konkurs, chciałam powtórzyć osiągnięcie Dumbledore'a...
            Nott sprawiał wrażenie szczerze zawiedzonego.
            - No cóż... rozumiem. Powinienem iść z tym do Dracona, ale... wiesz, myślę, że nauczyciele mają rację i powinniśmy sie zintegrować. Dobrzy z dobrymi, przeciw złu. Nie chcę trzymać z Draconem ani jego bandą.
            Dotarło do mnie dopiero po chwili, że Nott musi coś wiedzieć o planach Malfoya, podobnie jak ja.
            Musiałam się przekonać, czy mogę mu zaufać.
            - Dwa razy w tygodniu wystarczy? - sama nie wiedziałam, jakim cudem to pytanie wyrwało się z moich ust.
            Nott uśmiechnął się, a w jego  policzkach wydrążyły się dołeczki.
            - Kiedy pierwsza lekcja?
            - Jutro. W klasie transmutacji, o dwudziestej. Nie spóźnij się.
            Nie mogłam nie odwzajemnić jego uroczego uśmiechu, kiedy przepuszczał mnie do klasy.
            Świetnie. Prywatne spotkania, najpierw z Malfoyem, potem z Nottem.
            Powinniśmy nie cierpieć Ślizgonów tak dla zasady, co, Ron?


            O osiemnastej weszłam do klasy. Cztery grube podręczniki, które trzymałam w rękach, położyłam na biurku McGonagall, a sama usiadłam na swoim krześle. Dracona oczywiście nie było, więc skorzystałam z okazji i zaczęłam czytać Najsilniejsze eliksiry. Nie mogłam się powstrzymać. Wiedziałam, że to książka zakazana, ale dzięki konkursowi dostałam pisemne pozwolenie od McGonagall na wypożyczanie lektur z Działu Ksiąg Zakazanych. W końcu konkurs obejmował ponadstandardowe umiejętności. Zwykła wiedza tu nie wystarczała.
            Przez cały dzień Ron mnie ignorował, a Harry wszystkie przerwy spędzał w gabinecie profesora Vennera. Na obiedzie powiedział mi, że potrafi używać już większości niewerbalnych zaklęć, na co poczułam lekkie uczucie zazdrości. Wreszcie miałam czas, żeby opowiedzieć mu o wszystkim (pominęłam tylko kwestie szlabanu u Vennera, kiedy Lucjusz Malfoy trafił mnie zaklęciem, a ja dowiedziałam się, że Draco ma jakąś misję do wykonania). Harry najbardziej przejął się tym, że zgodziłam się udzielać korepetycji Nottowi. Fragment o pieśni tiary skomentował słowami, że to nic nowego, a skoro Dumbledore się tym nie przejmuje, to ja też nie powinnam.
            - Wiem, że ten Nott nie trzyma z Malfoyem, ale nie ufam mu. To Ślizgon - oznajmił.
            Jednak zasada nienawiści jest nieśmiertelna.
            Minęło dziesięć minut, zanim Draco postanowił łaskawie zjawić się na wspólnej nauce.
            - Granger - rzucił na powitanie, zamykając drzwi klasy.
            Rzadko widziałam go bez szkolnych szat, ale chyba musiałam się powoli przyzwyczajać, skoro tak miał wyglądać każdy nasz dzień. Miał na sobie jeansy i czarną koszulę polo z odpiętymi przy szyi guzikami. To było dziwne. Widzieć go ubranego... jak mugola.
            - Malfoy - odpowiedziałam. - Nie masz żadnych materiałów.
            Ani jednej książki, nawet kawałka pergaminu czy pióra. Tak zdecydowanie nie powinien przychodzić  na naukę uczeń, który został reprezentantem przyszłej - miejmy nadzieję - najlepszej szkoły świata.
            - Za to ty masz naddatek - spojrzał na mały stos podręczników na biurku.
            Usiadł na ławce, opierając nogi o krzesło.
            - No dobra - wzięłam do ręki Historię Magii. - Może zaczniemy od przypomnienia sobie wszystkich najważniejszych dat ze świata czarodziejów, a potem przejdziemy do...
            - Rozmawiałaś z Potterem? - przerwał mi Draco, gapiąc się na mnie spod przymrużonym oczu. Nikłe światło lamp rzucało półokrągły cień na jego policzki.
            - Oczywiście, że z nim rozmawiam. To mój przyjaciel - powiedziałam, chociaż wiedziałam, co Malfoy ma na myśli.
            - Naprawdę, Granger, jesteś fałszywa w stosunku do swoich przyjaciół.
            - Przynajmniej ich mam - odgryzłam się. Przecież Crabbe'a, Goyla i Pansy nie można było nazwać ,,przyjaciółmi" Malfoya. Raczej jego sługusami.
            - Jesteś hipokrytką.
            - A ty strasznym cynikiem.
            - Ale to ty wierzysz, że twój kumpel Weasley dał ci amortencje. Przyjaciele na zawsze?
            Zaśmiał się cicho na widok mojej zdezorientowanej miny.
            - Wcale nie! Wiem, że to nie on - zaprzeczyłam.
            To była prawda. Długo nad tym myślałam i doszłam do wniosku, że to na pewno nie sprawka Rona. Tylko na samym początku miałam...
            - Ale masz wątpliwości - Draco jakby czytał mi w myślach. - On też o tym wie. Wie, że nie do końca mu ufasz.
            Jego słowa mnie zabolały, bo wiedziałam, że ma rację.
            Ufałam Ronowi. Ufałam mu najbardziej na świecie, podobnie jak Harry'emu. Nawet Ginny nie mogła się z nim równać. Była wspaniała, ale nigdy nie należała do naszej trójki. Dlaczego więc faktycznie miałam wątpliwości co do niewinności swojego najlepszego przyjaciela?
            - To nie tak - przygryzłam wargę i spojrzałam na zadowolonego z siebie Dracona. - Zresztą, nie zamierzam ci się zwierzać, Malfoy. Mamy się uczyć, a nie plotkować.
            - Źle to odebrałaś. Nie licz z mojej strony na jakiekolwiek przyjacielskie pogawędki - powiedział, przeciągając się leniwie. Naprawdę trudno było się do niego przyzwyczaić w mugolskim stroju.
            Mimo, że go nie cierpiałam (nie, nie z zasady) to musiałam zrobić coś, żebyśmy wygrali razem konkurs. Wspólnie.
            - Przynajmniej na czas przygotowań do konkursu powinniśmy zakopać topór wojenny - powiedziałam, na co Draco uniósł wysoko brwi. - Nie patrz tak na mnie, Malfoy, musimy współpracować.
            - Wyobrażasz sobie nas współpracujących?
            - Musimy spróbować.
            - Gratuluję wyobraźni.
            - To tylko w czasie wspólnej nauki i tego tygodnia w Andorze - zapewniłam. - Po prostu zapomnijmy wtedy o starych urazach. Nie musimy się przyjaźnić, broń Merlinie, ale chociaż przestańmy sobie dogryzać.
            Draco wydał z siebie długi dźwięk przypominający ,,hm", a palcem stukał sobie w policzek.
            - Trochę trudno mi będzie nie wyrażać szczerych opinii o tobie. Ale skoro nalegasz... fatalnie wyglądałaś na balu, twoje włosy przypominają mi gniazdo feniksa, a gdy zaczynasz wyrywać się jak opętana do odpowiedzi na lekcjach, wszyscy mają cię za idiotkę - uśmiechnął sie zjadliwie. - To tylko przedsmak, resztę wytknę ci po konkursie. Teraz możemy zamilknąć na czas konkursu.
            Spiorunowałam go spojrzeniem.
            - Bardzo śmieszne, ha, ha, ha.  To umowa?
            - Będę tego żałował - mruknął.
            Nie potrafiłam nie wytrzeszczyć oczu, kiedy Draco Malfoy wyciągnął rękę w moim kierunku.
            Żaden szanujący się Ślizgon nie tknąłby palcem szlamy, nawet gdyby zależało od tego jego życie.
            Dobry początek na odnowienie relacji ze Slytherinem. Jakkolwiek fałszywe mają one być.
            - Umowa - powiedział Malfoy, kiedy uścisnęłam jego rękę. Mu chyba naprawdę zależało na tym konkursie.
            Wydawało mi się, że w jego oczach skutych lodem po raz pierwszy dostrzegłam rysę wpuszczającą cienką strugę światła.



______________________________
Notka od autora:
Więc ten oto rozdział mogę nazwać przełomowym. Od tej chwili zdecydowanie więcej będzie Dramione (w końcu codzienna wspólna nauka, no to ich McGonagall załatwiła!). Topór wojenny CHWILOWO zakopany (co nie oznacza, że od razu Hermiona polubi Dracona, nie ma szans jak na razie, wybaczcie).
Jeśli, czytelniku, przeczytałeś rozdział, wyraź swoją opinię w komentarzu, proszę. To bardzo motywuje :)
           

4 komentarze:

  1. Well, well...
    Hermiona brzmi jak totalna Hermiona, za co plus.
    Ron (do którego ostatnio zyskałam sympatie) awww kocha Hermione, za co plus/minus (dalej nie sądze, że są sobie pisani, po prostu w filmach tak jakoś do siebie pasują!).
    Harry, który lata za Cho - MINUS! Tylko nie ona... W sensie, przedstawiasz ją w kega cool sposób, ale i tak nie nie lubię, ew. I w ogóle, o co chodzi z Cho i Draco?! Co to za romans?!
    Ten konkurs to też fajny pomysł, chociaż nie wiem co wymyślisz, mam nadzieję że z Durmstrangu pojawi się Krum (yesyesyesyes) i odnowi się ship Hermiony <3
    Oh, no i Nott... Nott jest miły i nie trzyma z Malfoyem, hmmm... Zobaczymy jak to się wszystko rozwinie. Mam nadzieję, że nie jest tak do końca miły, w końcu jest Ślizgonem!
    Ciekawe, że Umbridge będzie w twoim opowiadaniu..?
    Dobra, idę! Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Musze Ci powiedzieć, że świetnie piszesz. Cały tydzień czekam na niedziele aby przeczytać kolejny rozdział. Gratuluję pomysłów i weny. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na prawdę świetne opowiadanie. Masz talent. Uwielbiam blogi o hogwarcie. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspólna nauka? nieźle.. choc to o niczym nie swiadczy. To,że będą sie uczyć w jednym pomieszczeniu nie oznacza jeszcze ze razem .
    Dobrze ze Hermiona zaproponowala ten chwilowy rozejm. Może Dracon troche zczłowieczeje.

    u mnie nowości.

    www.swiatlocienn.blog.pl

    OdpowiedzUsuń