niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział I



            Harry pojawił się w Hogwarcie dopiero trzeciego dnia od rozpoczęcia szkoły, w czasie kolacji. Kiedy przechodził przez Wielką Salę, by zająć miejsce obok mnie i Rona, ze wszystkich stron dało się słyszeć szepty pozostałych uczniów Hogwartu. Moja rodzina twierdzi, że postradał zmysły, wyszeptała jakaś dziewczyna z Ravenclawu do swoich przyjaciółek. Powinni od razu wyrzucić go z Hogwartu, powiedziała głośnio jedna z Ślizgonek, rzucając złowrogie spojrzenie w stronę Harry'ego. Dumbledore mu ufa, a on przecież nigdy się nie myli - oznajmił zdecydowanym głosem Gryfon z ostatniej klasy. Słyszeliście jak twierdzi, że Sami-Wiecie-Kto wrócił? - jedna z Puchonek rozejrzała się po stole. - Myślicie, że to prawda?
            - Harry - powiedziałam z troską, kiedy usiadł na krześle obok. - Gdzieś ty się podziewał?
            Zarówna ja, jak i Ron, nie dostaliśmy od Harry'ego żadnej wiadomości przez całe wakacje. Nie było go na stacji King's Cross ani w ekspresie do Hogwartu. Nie przyszedł na Ucztę Powitalną, a podczas Ceremonii Przydziału jego miejsce było puste. Nie było go na lekcjach, ale żaden nauczyciel nie był tym zdziwiony. Nawet Hagrid nie wydawał się zmartwiony faktem, że Harry'ego nie ma, ale też nie chciał nam powiedzieć, co się z nim dzieje. Potwierdził tylko, że niedługo go zobaczymy. Dumbledore zapewniał, że wszystko z nim w porządku i że potrzebuje po prostu chwili dla siebie, a McGonagall zbywała nas za każdym razem, kiedy o niego pytaliśmy.
            - Cześć - bąknął Harry na powitanie. Wyglądał na zmęczonego.
            - Cześć?! - zapytał Ron wściekłym tonem. - Co ty...  Mogłeś chociaż dać nam znać, że żyjesz! Moja mama wychodziła z siebie, kiedy nie odpowiadałeś na żadne z moich listów. Aż w końcu sama zaczęła do ciebie pisać, ale nie poskutkowało. Histeryzowała, że pewnie cię więzią i zakazują kontaktu z innymi. Zachowywała się, jakby zaraz miała wyciągnąć cię z domu tych Dursley'ów.
            - Nie byłem u Dursley'ów - odrzekł chłodno Harry.                                                 
            Wymieniliśmy spojrzenia z Ronem.
            - Dumbledore mówił, że jesteś w domu...
            - Byłem u Syriusza - wyjaśnił pośpiesznie. - Ma ukryty dom w Londynie. Od Durlsey'ów wyprowadziłem się po pierwszym tygodniu wakacji.
            Ron zmarszczył brwi, a potem otworzył szeroko oczy, jakby nagle zapaliła się nad nim rozżarzona żarówka.
            - To wszystko wyjaśnia - powiedział już cieplejszym tonem. - Świnka nie wiedziała, gdzie mieszka Syriusz i dlatego nie oddała ci listów. Tylko, co z nimi zrobiła?
            - Myślisz - wyszeptałam, myśląc o aferze w Ministerstwie Magii - że ktoś je... przejął?
            Zanim Ron zdołał odpowiedzieć, Harry westchnął.
            - Dostawałem wasze listy. Wszystkie.
            Ron wytrzeszczył na niego oczy. Ja też spojrzałam na niego z wyrzutem.
            - Dostawałeś nasze listy? I nie mogłeś odpisać?
            - Ron - szturchnęłam go, żeby się przymknął. - Harry na pewno ma na to jakieś wytłumaczenie.
            Ale Harry milczał, co dla Rona było oznaką przyznania się do winy. Zacisnął mocno pięści, a jego twarz zrobiła się czerwona.
            - Mógłbyś chociaż udawać, że cię interesujemy, wiesz?! - krzyknął tak, że połowa Gryfonów spojrzała w naszą stronę, nasłuchując. - Ale po co? Po co dawać przyjaciołom znak, że się żyje! Najlepiej schować się gdzieś i ignorować to, że ktoś się martwi!
            Harry sprawiał wrażenie, jakby nie zrobiło to na niego żadnego wrażenia.
            - Skończyłeś? - zapytał szorstko. Nie czekając na odpowiedź wstał i wyszedł z Wielkiej Sali. Znowu rozległy się szepty i pomruki.
            - Widziałaś go, Hermiono? Wielki pan Harry Potter! Co on sobie w ogóle myślał?
            Parę razy przemyślałam w głowie odpowiedź, zanim oznajmiłam:
            - Tak, to trochę nie fair, że się nie odzywał. Ale zrozum go, na pewno obwinia się o śmierć Cedrika, a do tego Ministerstwo robi z niego totalnego kretyna.
            - Może nim jest - mruknął Ron, ale zignorowałam go.
            Wierzyłam w swoje słowa. Sama podziwiałam Harry'ego, że nie załamał się po śmierci Cedrika. Widział przecież, jak ten umierał i na pewno obwiniał się, że nic nie zdołał zrobić. Zresztą, jemu samemu cudem zdołało się wrócić. A Ministerstwo Magii, zamiast szukać Lorda Voldemorta, oskarżało Harry'ego o kłamstwa, w co uwierzyła większość czarodziei. Wyszło na to, że Harry próbuje zwrócić na sobie uwagę, a Voldemort to tylko jego pretekst, żeby dać o sobie znać.
            - Pójdę z nim porozmawiać - spojrzałam wyczekująco na Rona, dając do zrozumienia, że ma iść ze mną, ale on tylko wzruszył ramionami. - Dobra, pójdę sama.
            I ruszyłam w stronę dormitorium.
            Otwierając drzwi Wielkiej Sali wpadłam na kogoś. Z trudem udało mi się odzyskać równowagę.
            - Granger - usłyszałam zimny głos.
            - Malfoy.
            Draco Malfoy spojrzał na mnie mrużąc platynowoszare oczy. Przez chwilę gapił się i wyglądał, jakby nad czymś się zastanawiał. Parokrotnie przeczesał palcami swoje niemalże białe włosy i sprawiał wrażenie, jakby chciał mi coś powiedzieć. Potem jednak minął mnie szybko, pomrukując do siebie. Nie rzucił nawet żadnej obelgi, co było do niego niepodobne.
            Zignorowałam to i ruszyłam w stronę wieży Gryffindoru.
            - Mleczna kąpiel - podałam hasło.
            - Najlepsza na zmartwienia - zagrzmiał śpiewny głos Grubej Damy. Obraz odsunął się na bok, tworząc wejście.
            Pokój Wspólny był pusty, najwidoczniej wszyscy zajmowali się jeszcze kolacją. Oprócz Harry'ego, który siedział na podłodze, opierając plecy o fotel. Palcami badał swoją różdżkę, chociaż jego wzrok utkwiony był w suficie. Nawet nie zauważył mojego przyjścia.
            - Harry...
            - Tak, Hermiono, jestem złym, niewdzięcznym przyjacielem - powiedział z ironią. - Zaczynam żałować, że zgodziłem się na powrót do Hogwartu.
            Chciałam mu powiedzieć, że wcale nie jest złym i niewdzięcznym przyjacielem, ale zamiast tego wypaliłam:
            - Zgodziłeś się na powrót do Hogwartu? To... to ty nie chciałeś tu wrócić?
            Hogwart dla większości z nas był domem. Dla Harry'ego zwłaszcza, który przedtem nie wiedział, co oznacza mieć dom (w końcu mieszkał u Dursley'ów). Zawsze cieszył się, kiedy rozpoczynał się rok szkolny i żałował, że tak szybko nadchodzą wakacje.
            Usadowiłam się na podłodze obok Harry'ego. Przez te dwa miesiące czarne włosy zdążyły już mu urosnąć, tak że niemal zasłaniały jego jasnozielone oczy i bliznę w kształcie błyskawicy. Wyglądał na roztargnionego i nie zauważył nawet, że jego okrągłe okulary są opalcowane.
            - Syriusz napisał do Dumbledre'a, że nie chcę wracać - zaczął, nie odrywając wzroku od sufitu. - Powiedziałem mu to w dzień rozpoczęcia roku, więc Dumbledore przyszedł następnego dnia. Oboje zaczęli mnie namawiać, powiedzieli, że tylko tu będę bezpieczny...
            - I mieli rację! Harry, teraz, kiedy Sam-Wiesz-Kto powrócił, tylko tu, pod okiem Dumbledore'a, jesteś bezpieczny.
            - Bezpieczny? - Harry uniósł brwi i spojrzał na mnie. - Wszyscy mówią o tym, jaki Hogwart jest bezpieczny. A ile razy, od kiedy tu jestem, o mało co nie umarłem? Od pierwszego roku patrzę śmierci w oczy, narażając przy tym ciebie i Rona, a teraz, kiedy Voldemort powrócił, narażam wszystkich.
            Całe cztery lata nauki mignęły mi przed oczami. Kamień filozoficzny, Komnata Tajemnic, Syriusz Black i Turniej Trójmagiczny. Ile razy otarłam się o śmierć? Ile razy Harry omal nie zginął? Ile razy Ron był w niebezpieczeństwie?
            - Nie musisz zgrywać bohatera, Harry - do pokoju wszedł Ron. Oparł się o ścianę i skrzyżował ręce. Byłam niemal pewna, że wszystko słyszał. - Sprzątnięcie Ślizgonom Pucharu Domów i Pucharu Quidditcha, zamienienie tego kretyna Malfoya w fretkę i zderzenie pięści Hermiony z jego śliską twarzą... No, czasami było nawet zabawnie.
            Harry po raz pierwszy się uśmiechnął.
            - Nie odpisywałeś na nasze listy, bo chciałeś nas chronić, prawda? - zapytał Ron, podchodząc bliżej. - To na prawdę kretyński pomysł, stary.
            - Ron ma rację - poparłam go. - Myślałeś, że jak urwiesz z nami kontakt i nie wrócisz do Hogwartu to Sam-Wiesz-Kto zostawi wszystkich w spokoju?
            Harry milczał przez dłuższą chwilę.
            - Voldemort chce mnie - stwierdził, a Ron drgnął na dźwięk tego imienia. - Ale miałem dość czasu na przemyślenia. Jedynym dobrym rozwiązaniem jest dowiedzenie się, jakie są teraz jego plany - zawahał się - no... oprócz zabicia mnie.
            Wymieniliśmy z Ronem spojrzenia.
            - Harry... - zaczęłam.
            - Też nad tym myślałem i... - powiedział Ron w tym samym czasie.
            - Wszyscy chcielibyśmy wiedzieć..
            - ... myślę, że...
            - ... co on teraz planuje.     
            - ... powinniśmy wyciągnąć to od Snape'a - zakończył Ron.
            Spojrzałam na niego z wyrzutem.
            - A skąd niby Snape ma wiedzieć, jakie są plany Sam-Wiesz-Kogo?
            Ron prychnął.
            - To chyba jasne, nie? Przecież wiadomo, że trzyma jego stronę.
            - Ron, ile razy mam ci mówić - wycedziłam - że Dumbledore mu ufa, więc i my powinniśmy to zrobić.
            Zanim Ron zdążył odpowiedzieć, Harry wstał, co zwróciło uwagę nas obojga.
            - Właściwie miałem podobny plan - stwierdził, otrzepując szatę z okruszków, które musiały leżeć na podłodze.
            - Harry, chyba nie zamierzasz... - pokręciłam głową z niedowierzeniem. - Nie można zaatakować nauczyciela, nawet jeśli jest nim Snape! I nie patrzcie tak na mnie, nie namówicie mnie do stworzenia jakiegoś nielegalnego eliksiru. W końcu to on jest nauczycielem eliksirów, wyczułby nawet kropelkę w swoim soku dyniowym, a...
            - Hermiono - przerwał mi Harry. - Nie chcę żadnego eliksiru na Snape'a.
            - Racja, może uda nam się znaleźć jakieś zaklęcie na niego - Ron wyszczerzył zęby i sprawiał wrażenie, jakby właśnie wyobrażał sobie, jak rzuca na Snape'a złowrogi urok.
            - O tak, Ron, to wspaniały pomysł, przecież to tylko Snape, który od zawsze interesuje się czarną magią - powiedziałam, wywracając oczami.
            - No wiesz, gdybyśmy poszukali w bibliotece - podkreślił słowo ,,biblioteka" - to na pewno udałoby nam się znaleźć coś, co umożliwiłoby nam wycisnąć z niego wszystko, co wie.
            - Nawet jeśli, to co takiego Snape może wiedzieć? - zagrzmiałam. - Myślisz, że Sam-Wiesz-Kto zwierza mu się ze swoich planów?
            Ron się skrzywił, więc wiedziałam już, że wygrałam. Posłałam tryumfalny uśmiech w stronę Harry'ego, ale on tego nie zauważył.
            - Snape nic nie wie - odezwał się w końcu, wpatrując się w koniec swojej różdżki. - To by było za proste, w końcu Dumbledore mu ufa. Ale jest ktoś, kto może znać plany Voldemorta. Ktoś, kto mógł dowiedzieć się o tym zupełnie przypadkiem, na przykład podsłuchując swoich rodziców.
            Spojrzał na mnie, a ja spojrzałam na Rona. Wszyscy troje analizowaliśmy te stwierdzenie w milczeniu, aż w końcu Harry pewnym siebie głosem oznajmił:
            - Draco Malfoy.


________________________________
Krótka notka od autora:
To dopiero 1wszy rozdział, więc akcja powoli nabierze rozpędu. Obiecuję, że z każdym nowym rozdziałem będzie ciekawiej. 
Liczę na komentarze :)

3 komentarze:

  1. Twoje postacie wydaja sie byc kanoniczne, a juz samo to działa u mnie na plus;)
    co do tresci to Harry jest dziwny...przeciez Voldemord bedzie wiedzial kim są jego bliscy i przyjaciele i bez wzgledu na to gdzie będzie oni beda tak samo narazeni.
    hmmmm czyli zacznie sie pogoń za Draconem.?

    na koniec chciałam podziekowac ,za wpadniecie do mnie i zostawienie komentarza.
    www.swiatlocienn.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę świetny blog. Różni się od wsztstkich innych Dramione ��
    Pozdrawiam #Teodora

    OdpowiedzUsuń