Larch
Hornroot usiłował skupić się na czytaniu lektury. Wypożyczył Najsilniejsze Eliksiry z jednej z
czarodziejskich bibliotek. Trudno było ją zdobyć, gdyż księga leżała w Dziale
Ksiąg Zakazanych, a niepełnoletniemu czarodziejowi, bez pisemnej zgody
opiekunów, nie można było jej wypożyczyć. Mimo, że Larchowi brakowało jedynie siedmiu
miesięcy do pełnoletniości, nie chciał dłużej czekać. Za pomocą małego uroku
(zarówno osobistego, jak i tego wyczytanego z innej księgi) chłopak zdobył to,
czego chciał.
Teraz jego oczy błądziły po
instrukcji stworzenia Wywaru Tojadowego, lecz sens zapisanych słów nie docierał
do niego. Cały czas myślał o Szalonookim Moodym, który lada chwila miał się tu
pojawić. A właściwie to na prawdę miał już tu być. Spóźniał się, co nie było w
jego zwyczaju. Larch zastanawiał się, czy auror czasem się nie rozmyślił.
Chłopak czekał jeszcze parę minut,
kiedy wreszcie usłyszał kołatanie do drzwi i Alastor Moody wpadł do salonu,
jeszcze zanim Larch zdołał mu otworzyć.
- A niech to przeklęci czarno... -
zaczął Moody, ale zaraz pokręcił głową. Jego magiczne oko spojrzało na ręce
Larcha, który mocno ściskał palce na okładce książki. - Znowu eliksiry?
Larch nie odpowiedział. Wiedział, że
Moody nie zrozumie jego pasji eliksirami. Nie, żeby była to jedyna pasja Larcha
Honroota. Chłopak był we wszystkim dobrym - zielarstwo, zaklęcia, transmutacja...
pojedynki, magia wojenna, a także czarna magia. Może dlatego Szalonooki wybrał
właśnie jego.
- Ładnie tu sobie urządziłeś -
stwierdził Moody biorąc do ręki fotografię przedstawiającą piękną dziewczynę o
ognistych włosach i niesamowitym uśmiechu. Machała radośnie, nieświadoma tego,
co miało ją czekać. - Gdybym nie był takim draniem, powiedziałbym: a tyle dobrego
mogła jeszcze zrobić.
Larch wyrwał mu fotografie z ręki i
spojrzał na aurora rozwścieczonym wzrokiem. Nie wściekał się zbyt często, ale
samo mówienie o dziewczynie ze zdjęcia sprawiało, że miał ochotę wszystkich
pozabijać. Jakby wszystko przeżywał od nowa.
- Mów co masz do powiedzenia i wyjdź
- powiedział chłopak chłodno.
- Interesy, interesy - Moody
wyciągnął z kieszeni płaszcza piersiówkę i pociągnął długi łyk. - Wiedziałeś,
że jak się złościsz, to twoje niebieskie oko przypomina bardziej te zielone?
Larch zmieszany odwrócił głowę, żeby
ukryć różnobarwność tęczówek. Mimo, że wada nigdy mu nie przeszkadzała, częste
uwagi Moody'iego wprawiały go w furie.
- Zajmij się lepiej swoim okiem.
Szalonooki wyglądał, jakby miał
zamiar się roześmiać, ale po latach pracy na stanowisku aurora już na pewno
zapomniał, czym jest śmiech. Usiadł na fotelu rozkładając nogi, a jego szalone
oko krążyło wokół własnej osi.
- Kupiłeś już szatę, Hornroot?
- A powinienem?
Moody się skrzywił. Wziął kolejny
łyk ze swojej piersiówki.
- Nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdzie
czas.
- Oczywiście - zgodził się twardo
Larch. - Na szczęście ja jestem zawsze przygotowany.
- Naturalnie, że jesteś. Właśnie
dlatego was wybrałem. By jesteście najlepsi.
Larch uniósł wysoko brwi.
- Nas?
W planie nie było żadnych nas. Był tylko on. O czym więc ten stary
szaleniec mówił?
- Nie mówiłem ci? - Szalonooki udał
zaskoczonego. - Nasza piękna Mahogany zgodziła się ci towarzyszyć.
Chłopak omal nie upuścił swojej
książki.
- Mah? Zgłupiałeś? Myślałem, że
chcesz mieć na sumieniu ocalone życia, a nie pełno trupów!
- Przeceniasz ją, Hornroot -
stwierdził beztrosko Szalonooki. - Jeśli jej się nie narażą, nic im nie grozi.
Larch nie wiedział, skąd u aurora
takie nagłe poczucie humoru. Wiedział natomiast, że nie warto się z nim kłócić.
Po dość długim milczeniu, zapytał:
- Dlaczego ona?
- Zawsze warto być czujnym na
wszelkie zmiany - oznajmił Moody podnosząc do ust piersiówkę. - Możliwe, że będzie
was potrzebować jeszcze jedna osoba.
Larcha
tak na prawdę nie bardzo to interesowało, ale dla popisu zapytał:
- Niech zgadnę... Harry Potter?
Ale Moody tylko pokręcił głową.
- Jego przyjaciółka, Hermiona
Granger.
Prolog bardzo udany. Pozostawia ogromny niedosyt i cała mase pytań...;) tylko kim własciwie sa ci oni i do czego sa Moodiemu potrzebni
OdpowiedzUsuń