Ron wydawał się być podekscytowany
wiadomością, że celem naszej pierwszej misji pod, jak to określił, tytułem: ,,Jak
powstrzymać Voldemorta", miało być zmuszenie Dracona Malfoya do gadania. W
ciągu kolejnego tygodnia odwiedził bibliotekę więcej razy niż ja, a raz nawet
został po zajęciach z zaklęć i uroków, by zapytać profesora Flitwicka, czy
istnieje zaklęcie sprawiające, że człowiek mówi prawdę.
-
No i powiedział, że zaklęcia nie ma, ale istnieje taki eliksir - oznajmił
podczas lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami, w czasie kiedy reszta klasy
zajmowała się hodowlą szpiczaków. - I tak sobie pomyślałem, że wystarczy wziąć
pelerynę-niewidkę, udać się pod Dział Ksiąg Zakazanych i znaleźć przepis na niego.
A potem jakoś wcisnąć go Malfoyowi, no nie wiem, może.. a zresztą , to już nie
będzie takie trudne, więc pomyślimy o tym później. Kurcze, nie mogę się
doczekać, kiedy dowiem się o wszystkich jego sekretach!
Harry
natomiast nie był tak optymistycznie do tego nastawiony. Większość czasu
milczał, pojawiał się tylko na zajęciach, gdzie i tak nie był skłonny do
rozmowy. Popołudniami znikał, a do wieży wracał krótko przed ciszą nocną,
wymigując się od odpowiedzi na wszelkie pytania. Pewnego dnia, podczas
śniadania, powiedział:
-
Jasne, ze próbuje wymyślić sposób, żeby Malfoy puścił farbę, ale mam też inne
zmartwienia, Hermiono. Wczoraj McGonagall wzięła mnie do siebie i powiedziała,
że zostałem nowym kapitanem Gryfonów i wierzy, że nie oddamy naszego pucharu
Ślizgonom. Nie mogę jej zawieść. Od października ruszają treningi, a ja muszę
znaleźć kogoś w zastępstwie za Wooda.
Ale
ja wiedziałam, że wcale nie chodzi o Quidditcha.
W
połowie września, kiedy pisałam referat o Wojnie Olbrzymów dla profesora
Binnsa, przyszedł Ron. Szczerząc zęby,
położył jakąś grubą księgę na moim pergaminie.
-
Ron! - jęknęłąm, kiedy księga rozmazała świeżo zapisane zdanie. - A miałam już półtorej
stopy, przez ciebie będę musiała wszystko przepisywać!
Rzuciłam
mu mordercze spojrzenie, ale on nie przestawał się uśmiechać.
-
Popatrz lepiej, co ci przyniosłem - jego wzrok wylądował na grubej księdze.
Nieufnie
na nią spojrzałam. Poznałam ją od razu - ogromna, stara, z zniszczoną czerwoną
okładką i złotym napisem Najsilniejsze
Eliksiry. Ostatni raz miałam ją w ręku w drugiej klasie, kiedy przyrządzałam
Eliksir Wielosokowy, by wydobyć z Malfoya informacje na temat Komnacie
Tajemnic. Jaki dziwny zbieg okoliczności, że znowu chodziło o niego.
-
I zobacz to - powiedział Ron, otwierając księgę na zaznaczonej wcześniej
stronie. Na pożółkłej kartce z grubego papieru widniał ledwie wyraźny napis: Veritaserum. - Eliksir prawdy. Wykradłem
ją dzisiaj w nocy.
Spojrzałam
na niego ze złością.
-
Mówiłam ci już, nie ma mowy - wycedziłam, starając się mówić opanowanym tonem.
- To jest nielegalne. Gdyby ktoś się dowiedział, nie dość, że wywalili by nas
ze szkoły, to jeszcze na pewno trafilibyśmy do Azkabanu. Och, przestań się śmiać, mówię poważnie! -
dodałam, kiedy Ron wybuchnął gromkim śmiechem.
-
Myślisz, że wsadzą trzech piętnastoletnich uczniów do Azkabanu za to, że dali
jakiemuś kretynowi troszkę eliksiru prawdy? - zapytał wesoło, kiedy udało mu
się stłumić śmiech.
-
Tak, tak myślę - odparłam szorstko. - Zresztą, spójrz na ten przepis.
Sproszkowany róg alfedousa? Nawet Snape nie ma tego w swoim gabinecie! A
nalewka z piołunu? Musielibyśmy sami najpierw ją zrobić, a każdy wie, że liście
piołunu zbiera się dopiero na wiosnę. I cały ten proces jest skomplikowany...
Dodawanie składników co półtora godziny podczas całego cyklu księżycowego? Ron, to jest chore, a nawet gdyby wszystko się
udało, to eliksir najwcześniej byłby do użytku pod koniec kwietnia.
Zatrzasnęłam
księgę, a uśmiech spełzł z twarzy Rona. Po chwili jednak zagościł na nowo.
-
Dobra, a co powiesz na powtórkę z drugiej klasy? Crabble i Goyle, ich ojcowie
też są Śmierciożercami, jak ojciec Malofya. Gdyby tak być na godzinę nimi i
wypytać Malfoya o to, co wie na temat Sama-Wiesz-Kogo...
-
Wątpię, że Malfoy jest taki głupi, żeby rozpowiadać swoim kumplom o tym, co wie
na temat Sam-Wiesz-Kogo.
-
Ale to jedyne wyjście - skrzyżował ręce w obronnym geście. - To jedyna szansa,
żeby się czegoś dowiedzieć.
Westchnęłam
głęboko i schowałam swoją pracę domową do książki z numerologii. Wiedziałam, że
tego wieczoru i tak już nic nie napiszę.
-
Odnieś to - nakazałam Ronowi, popychając wielką księgę Najsilniejszych Eliksirów w jego stronę. - Nie przygotuje ani Veritaserum,
ani Eliksiru Wielosokowego. Po pierwsze dlatego, że nie mamy tyle czasu, a po
drugie dlatego, że to i tak nic nie da. Równie dobrze moglibyśmy chodzić za nim
całymi dniami, ukryci pod peleryną-niewidką i nasłuchując, o czym rozmawia ze
swoimi gorylami.
Ron
wziął do ręki księgę i mruknął, ze to wcale nie taki zły pomysł.
-
Właściwie, gdzie jest Harry? - zapytałam, rozglądając się po Pokoju Wspólnym. Przy
kominku siedzieli Fred i George, podliczając stos sykli i knutów, obok nich
Ginny czytała książkę, a przy stole siedziała garstka uczniów odrabiających
prace domowe. Nigdy nie było Harry'ego.
-
Nie widziałem go od lekcji Wróżbiarstwa - odparł Ron, drapiąc się po nosie. - Wyszedł
wcześniej... to znaczy, zaraz po tym, jak Trelawney znowu przepowiedziała mu
śmierć.
Podniosłaś
się z fotela i spojrzałam na Rona.
-
Od początku wam mówiłam, że to stara oszustka - rzuciłam książkę z numerologii
na fotel. - Idę poszukać Harry'ego, idziesz ze mną?
Ron
zawahał się.
-
Nie, idź sama, muszę coś załatwić.
Prychnęłam
i wyszłam z Pokoju Wspólnego.
Schodząc
po marmurowych schodach zastanawiałam się, dokąd ja właściwie idę? Harry zawsze
trzymał się ze mną i Ronem, a od kiedy Voldemort powrócił, wydawało mi się, że
zaczął nas unikać. Po lekcjach gdzieś odchodził i wracał do wieży Gryffindoru
dopiero późnym wieczorem. Nie odpowiadał na zadawane przeze mnie pytania,
uparcie twierdząc, że jest zbyt zmęczony, żeby rozmawiać. Ron nawet tego nie
zauważał, bo sam był zbyt zajęty szukaniem jakiegoś sposobu na Malfoya. Już
sama nie wiedziałam, co jest dla mnie większym szokiem: Harry znikający całymi
dniami czy Ron ślęczący nad książkami.
Zatrzymałam
się przed schodami, zastanawiając się, czy iść sprawdzić u Hagrida, czy przejść
się po zamku i powypytywać ludzi, czy nie widzieli Harry'ego. Do 21 miałam
jeszcze dwie godziny, więc spokojnie zdążyłabym zrobić obie rzeczy. Przez myśl
mi przeszło, że może to bezsensu, a Harry jest na przykład u Dumbledore'a, albo
poszedł wysłać list do Syriusza.
Pierwszym
moim celem miało być rozejrzenie się po parterze. Gdy jednak zeszłam na dół,
zobaczyłam dwie postacie. Jedna z nich stała pod ścianą, a raczej dociskała się
do ściany, jakby chciała zrobić jeszcze parę kroków w tył. Druga górowała nad
nią z wyciągniętą różdżką.
-
Ostrzegałem cię, Nott - zagrzmiał zimny głos. - Przestań węszyć.
-
Draco, wyluzuj. Jesteśmy przecież po tej samej stronie.
-
Jeszcze raz cię na tym przyłapie, a jedyną stroną, po której będziesz, to ta w
świecie umarłych. Dotarło?
Wychyliłam
się zza barierki schodów i zobaczyłam, jak Malfoy wbija koniec swojej różdżki w szyję tego drugiego. Zmrużyłam oczy
i przyjrzałam mu się. Miał czarne włosy i chorowitą skórę. Na jego szacie
widniało godło Slytherinu... Nott, Nott... Nagle mnie oświeciło: Teodor Nott
był Ślizgonem z równoległej klasy. Czy on przypadkiem nie trzymał się z bandą
Malfoya?
-
Jasne - Nott przełknął głośno ślinę, wzrok miał utkwiony w różdżce Malfoya. - A
teraz, czy możesz to zabrać?
Malfoy
jeszcze mocniej docisnął różdżkę do szyi Notta, a potem gwałtownie się cofnął i
odszedł w stronę lochów, nie odwracając się za siebie.
Nott
stał jeszcze przez chwilę, opierając się o ścianę i dysząc ciężko. Następnie
wyprostował się, wygładził szatę, odchrząknął i dumnym krokiem ruszył za
Malfoyem.
Malfoy
coś ukrywał, teraz byłam tego absolutnie pewna. Jesteśmy po tej samej stronie, to jasne, że oboje trzymają stronę
Voldemorta. Malfoy musi wiedzieć coś, czego nie wie Nott, a na czym bardzo mu
zależy, żeby wiedzieć. Jeszcze bardziej zapragnęłam dowiedzieć się, co on
knuje. Musi to być ważne, skoro tak zareagował na to, co zrobił Nott. A
właściwie, to co on zrobił? Chyba próbował dowiedzieć się, podobnie jak my, co
takiego wie Malfoy. Na samą myśl o tym przeszły mnie dreszcze. Harry miał
rację, Malfoy musiał dowiedzieć się czegoś o planach Voldemorta i nie chciał,
żeby ktokolwiek inny o tym wiedział. A Nott musiał w jakiś sposób...
-
Hermiono? - z zamyśleń wyrwał mnie czyjś głos. Obróciłam się i zobaczyłam
Harry'ego. Jego włosy były rozczochrane, a na policzku miał jakiś czerwony
ślad, jakby od uderzenia. W ręce trzymał różdżkę. Kiedy zobaczył, że
zatrzymałam na niej wzrok, szybko schował ją za plecy.
-
Co ty tu robisz? - zapytałam, krzyżując ręce na piersiach.
-
Równie dobrze mogę zapytać o to ciebie - odparł Harry i szybkim ruchem starał
się wygładzić włosy, które jednak nadal odstawały.
-
Szukam cię.
-
I dlatego stoisz od paru chwil na schodach?
Już
chciałam powiedzieć mu o tym, co widziałam, ale zrezygnowałam. Skoro on ma
tajemnice, to ja też mogę je mieć.
-
A ty gdzie byłeś? - zapytałam, unosząc brwi.
Harry udał, że ziewa.
-
Ja? A tak, byłem się przejść - odpowiedział bez żadnego wahania, jednak jego
wzrok skupiony był na swoich paznokciach.
-
A co ci się stało w policzek?
-
W policzek? - instynktownie dotknął swojego zaczerwienionego policzka. - Yhm,
ja... zagapiłem się i wpadłem na ścianę.
-
Wpadłeś na ścianę - powtórzyłam powoli. Miałam wrażenie, że moje brwi sięgają
już linii włosów. - Wpadłeś na ścianę i ucierpiał na tym twój policzek.
Harry
wzruszył ramionami.
-
Tak jakoś się złożyło. A jak tam sprawa z Malfoyem? - dodał szybko, ściszonym
głosem, widocznie chcąc zmienić temat.
Nie
wiedziałam, czy jestem na niego wściekła, czy zawiedziona jego kłamstwami. Nie
dość, że znikał całymi dniami, to jeszcze nie kiwnął palcem, by zrealizować
swój własny plan.
-
Tak się składa - wycedziłam - że nic nie mamy, a ty zamiast nam pomóc,
szwendasz się niewiadomo gdzie i niewiadomo po co, a do tego nic nie chcesz nam
powiedzieć.
Nie
czekając na jego odpowiedź, ruszyłam wściekłym krokiem do Pokoju Wspólnego.
-
I jak, znalazłaś go? - zapytał Ron znudzonym głosem, wertując jakąś książkę.
Usiadłam
obok niego i skrzyżowałam ręce.
-
Znowu robił coś za naszymi plecami. Wydaje mi się, że z kimś sie mógł pobić,
albo coś... Ma taki ślad na policzku,
jakby od uderzenia. Oczywiście, wypytałam go o to, ale zaczął wciskać mi jakiś tani
kit - prychnęłam - jakby myślał, że w to uwierzę. Musisz z nim pogadać, Ron,
może ci uda się coś od niego wyciągnąć.
Ron
mruknął coś w odpowiedzi, a jego wzrok utkwiony był w książce. Miała
niebiesko-srebrną okładkę i zagniecione rogi kartek. To było dziwne, widząc
Rona zainteresowanego literaturą.
-
Co czytasz? - zagadnęłam, próbując przeczytać tytuł książki. Ron, jakby
wystraszony moim głosem, szybko się wyprostował i schował książkę za plecy.
-
Ja... No, to tylko... - zaczął mamrotać.
Świetnie.
Najpierw Harry, teraz on.
Wstałam
z fotelu i rzuciłam Ronowi pogardliwe spojrzenie.
-
Oboje jesteście tacy sami - powiedziałam ze złością i ruszyłam w stronę
schodów, prowadzących do dormitoriów dziewcząt. W połowie drogi zatrzymał mnie
Harry, który dopiero co musiał wejść do Pokoju Wspólnego.
-
Poczekaj, Hermiono. Ja mam coś.
Zmarszczyłam
brwi.
-
O czym ty mówisz?
-
Na Malfoya - dodał ściszonym głosem. - Miałem nadzieję, że uda wam się znaleźć
coś lepszego, ale teraz to chyba nasza jedyna możliwość.
Zawahałam
się, ale ostatecznie wróciłam na swoje miejsce obok Rona, całkowicie go
ignorując. Harry usiadł naprzeciw nas i rozejrzał się dookoła. W obrębie paru
metrów nikogo nie było.
-
Zmartwię cię stary, ale eliksiry odpadają - powiedział Ron zrezygnowanym tonem.
W
ogóle nie przejął się policzkiem Harry'ego ani tym, że jego najlepszy
przyjaciel znika gdzieś na cały dzień i nie chce nic powiedzieć.
-
Nie, żadne eliksiry - Harry nachylił się do nas i mówił bardzo cichym głosem. -
Mam na myśli - spojrzał na mnie z niepokojem, jakby bał się mojej reakcji -
legilimencję.
Patrzałam
na Harry'ego z wytrzeszczonymi oczami, nie dowierzając własnym uszom. Czy on,
Harry Potter, na prawdę zamierzał użyć legilimacji na Malfoya?
-
Brzmi fajnie - Ron ziewnął - ale co to właściwie jest?
-
Co to jest?! - spojrzałam na niego, zapominając, że miałam go ignorować. - Ron,
to jest czarna magia!
-
Zaklęcie Legilimens pozwala zajrzeć
rzucającemu w myśli tej drugiej osobie - powiedział Harry.
-
To nie tylko myśli, Harry! - krzyknęłam, a paru Gryfonów spojrzało w naszą
stronę. Szybko ściszyłam głos. - To zaklęcie wydobywa wszystkie uczucia i
wspomnienia, zagląda do umysłu. To straszne i nielegalne pogwałcenie wolności
osobistej. A w ogóle... skąd je znasz? W żadnej księdze w Hogwarcie tego nie
ma, jestem pewna!
-
Zaklęcie? - wtrącił się Ron. - Ale Flitwick powiedział mi, że nie ma żadnych...
-
Bo to zaklęcie czarnomagiczne - powtórzyłam ostro. - Sam-Wiesz-Kto jest
uznawany za mistrza legilimencji, potrafi nawet poznać, kiedy ktoś kłamie -
spojrzałam wymownie na Harry'ego. - Skąd je znasz? Tylko nie mów, że znalazłeś w
bibliotece, bo tak się składa, że ja też natknęłam się tam na temat legilimencji. I dobrze wiem, że nie ma
napisane, jak brzmi to zaklęcie.
Harry
milczał przez chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. Potem rozejrzał się po
Pokoju Wspólnym i pochylił się jeszcze bliżej nas.
-
Dobra, ale nie możecie nikomu powiedzieć - szepnął. - Przez całe wakacje, kiedy
byłem u Syriusza, ćwiczyliśmy to. Tak właściwie, to ja ćwiczyłem oklumencję...
czyli obronę przed tym zaklęciem - dodał, napotykając zdziwione spojrzenie
Rona. - Wiem, jak się je rzuca i dokładnie wiem, jak działa. Dzięki temu na
prawdę możemy dowiedzieć się wszystkiego o planach Voldemorta.
-
Czy Dumbledore o tym wie? - zapytałam, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę.
-
Dumbledore zawsze wie - powiedział Ron, a Harry przytaknął skinięciem głowy.
-
Jak on... - zaczęłam, ale już nie dokończyłam. Przynajmniej nie na głos. Jak Dumbledore
mógł pozwolić używania na Harrym czarnej magii? Dlaczego Syriusz, który
powinien brać odpowiedzialność za niego, się na to zgodził?
-
Hermiono - szepnął Ron. - Wiesz, że Dumbledore pozwolił na to, żeby zapewnić
ochronę Harry'emu przed Sama-Wiesz-Kim, prawda?
Spojrzałam
na niego ze złością.
-
Właśnie! - niemal krzyknęłam. - Zapewnić mu ochronę, a nie kazać mu rzucać tego
zaklęcia na innych uczniów! Czy wy wiecie jakie to jest niebezpieczne?!
Zdajecie sobie sprawy jakie mogą z tego wyniknąć konsekwencje?
Harry
i Ron wymienili spojrzenia.
-
No - Ron wzruszył ramionami - to tak jak z Veritaserum, tylko szybciej i
łatwiej.
-
Hermiono - Harry spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. - Wiem, że wydaje ci się,
że nie zależy mi na tym, ale dla mnie to jest na prawdę bardzo, bardzo ważne,
żeby dowiedzieć się, jaki jest następny krok Voldemorta. A ty doskonale wiesz,
że tym razem tylko Malfoy jest naszym rozwiązaniem.
Spojrzałam
najpierw na Harry'ego, potem na Rona, następnie znowu na Harry'ego. Wiedziałam,
że mówi prawdę i na prawdę mu zależy. Wiedziałam, że może nam to pomóc w powstrzymaniu
Voldemorta. Wiedziałam, że prawdziwa przyjaciółka powinna zgodzić się bez
wahania. Jednak Dumbledore nie bez powodu mianował mnie prefektem na piątym
roku. I Rona. On chciał, żebyśmy pilnowali Harry'ego i nie pozwolili mu wpaść w
kłopoty. A rzucanie czarnomagicznego zaklęcia na jakiegokolwiek ucznia, nawet
jeśli był nim Draco Malfoy, równało się słowu: kłopoty.
-
Przykro mi - powiedziałam zupełnie szczerze, podnosząc się z fotela. - Nie zrobię
tego i wy też nie. Zajmij się Quidditchem, Harry. Ministerstwo tylko czeka, aż
wpadniesz w kłopoty.
I
ruszyłam w stronę swojego dormitorium, nie oglądając się za siebie.
Następnego
dnia, zarówno Ron, jak i Harry, nie odzywali się do mnie bez wyższej
konieczności. Na moje powitanie przy śniadaniu mruknęli tylko coś, co nie
przypominało nawet zwykłego ,,cześć", a raczej ,,cze". Żeby nie
wdawać się ze mną w rozmowę, Ron zaczął czytać swoją tajemniczą książkę, a
Harry udawał, że zainteresował się nowym smakiem Bombonierek Lesera (tym razem
powodujących wysypkę) Freda i Georga.
Na
pierwszej lekcji - obronie przed czarną magią, Ron usiadł koło Lavender,
tłumacząc, że ma tu lepszy widok na bahanki, które pokazywał profesor Venner.
Profesor Venner był nowym nauczycielem obrony przed czarną magią, ale znając
losy jego poprzedników, wszyscy wiedzieli, że nie warto sie do niego
przywiązywać. Był wysoki i dobrze zbudowany, miał ciemne włosy spięte w koński
ogon, ciepłe oczy i miły głos, i choć jego lekcje były bardzo ciekawe, nie
krępował się w zadawaniu nam mnóstwa prac domowych.
-
Dwie rolki pergaminu na temat sposobu życia bahanków, na poniedziałek! -
wykrzyknął za uczniami, którzy, słysząc dzwonek, zaczęli opuszczać klasę w pośpiechu,
w nadziei na uniknięcie kolejnego wypracowania.
Na
dwugodzinnych eliksirach, Ron i Harry dziwnie przyglądali się Malfoyowi.
Zauważył to nie tylko sam Malfoy, ale i Snape, który ukarał Gryffindor
minusowymi punktami za ,,nędzny umizg na lekcji i infantylne zachowanie".
Napotkawszy mój wściekły wzrok, Ron szepnął coś do Harry'ego i od tej chwili
ani razu nie spojrzeli w stronę Ślizgonów.
Na
lunchu nie zjawili się oboje, ale za to był na nim Malfoy, co dało mi nadzieję,
że zrezygnowali ze swojego planu.
Kolejne
lekcje minęły szybko, podobnie jak reszta dnia. Nauczyciele przypominali o Standardowych
Umiejętnościach Magicznych, które będziemy musieli zdawać pod koniec piątej
klasy i zadawali mnóstwo prac domowych. Przez cały dzień starałam się mieć na
oku Rona i Harry'ego, ale nic podejrzanego zdawali się nie robić.
Przed
21 skończyłam obchód korytarzy i wróciłam do Pokoju Wspólnego. Ron siedział
przy kominku i grzał ręce, a Harry właśnie zamykał książkę do wróżbiarstwa.
-
Od tego całego przepowiadania sobie śmierci, rozbolała mnie głowa - stwierdził,
przeciągając się. - Idę spać, idziesz Ron?
Ron
przetarł ręce.
-
Padam z nóg - ziewnął i podszedł do Harry'ego, po czym oboje udali się do
swojego dormitorium.
O
22 Pokój Wspólny był prawie pusty. Przy stole siedział tylko Neville, który
gorączkowo pisał, po czym kreślił coś na swoim pergaminie, mamrocząc, że Wenus
powinna być w drugim okręgu, a nie w trzecim.
-
Dobranoc, Neville - powiedziałam mu i ruszyłam w stronę swojego dormitorium.
Parvati
i Lavender już spały. Położyłam swoje książki na stosie obok ubrań i ułożyłam
się do łóżka. Leżałam parę minut, przypominając sobie plan zajęć, kiedy nagle
zdałam sobie sprawę, że nie skończyłam referatu z numerologii, który miałam
oddać jutro. Wyskoczyłam z łóżka i popędziłam w stronę Pokoju Wspólnego, gdzie dzień
wcześniej zostawiłam książkę i pergamin z zapiskami.
-
O, Hermiona - powiedział Neville sennym głosem. Nadal kreślił coś po swoim
pergaminie. - Czy Mars to ta najmniejsza planeta?
Chwyciłam
swoją książkę z numerologii i wyjęłam z niej pergamin. No pięknie, tusz był
rozjechany, a ja nie miałam czasu na przepisywanie.
-
Co-o? - spojrzałam na Nevilla, który powtórzył pytanie. - Nie, Merkury jest
najmniejsza.
Neville
zaklął pod nosem i znowu coś skreślił.
-
Nienawidzę tego - mruknął. - Żałuję, że nie spisałem tego od Rona, kiedy
podsuwał mi swoją pracę. Właściwie to mogę do niego iść i.... - urwał. -
Hermiono! Ty tu jesteś!
Nie
odrywając wzroku od pergaminu, powiedziałam:
-
Nie mogę ci pomóc, Neville, sama muszę jeszcze napisać referat dla Binnsa.
-
Nie, mam na myśli, że przecież wyszłaś właśnie ze swojego dormitorium! -
wyjaśnił Neville wyraźnie podekscytowany. - Mówiłem Harry'emu i Ronowi, że
widziałem, jak szłaś już spać i nawet powiedziałaś mi dobranoc, ale oni są
święcie przekonani, że zasiedziałaś się w bibliotece i właśnie poszli ciebie
szukać.
-
Harry i Ron... - oczami wyobraźni
ujrzałam ich używających wobec Malfoya legilimencji. - Neville, jesteś pewien?
Neville
zamrugał.
-
No tak, wyszli zaraz przed tym, jak przyszłaś. Może ich jeszcze dogonisz.
-
Tak, tak zrobię - przytaknęłam nieprzytomnie i wybiegłam z wieży Gryffindoru,
zanim Neville zdążył coś powiedzieć.
Gorączkowo zaczęłam myśleć. Co oni
planują? A raczej: gdzie oni to planują? Na pewno wypłoszyli Malfoya z jego
dormitorium. Może są w jakieś pustej klasie? Albo są już na błoniach i rzucają
te niebezpieczne zaklęcie. Jak oni mogli to zrobić?
- Lumos - powiedziałam szybko, a z końcówki mojej różdżki zabłysło
światło.
Zaczęłam przechodzić pustymi
korytarzami i zaglądać do każdej klasy, która była otwarta (a było ich na
prawdę niewiele). Jedynym dźwiękiem było echo odbijających się pantofli o
marmurowe schody, kiedy schodziłam do sali wejściowej. Rozejrzałam się po korytarzy,
prowadzącym do lochów, sprawdziłam podziemia i zajrzałam na błonia. Ron i Harry
na pewno ukryci byli pod peleryną-niewidką, więc próbowałam nasłuchiwać, ale
czas mijał, a ja byłam coraz bardziej pewna, że nie uda mi się zapobiec ich
głupiemu planowi.
Biegiem wróciłam na pierwsze piętro,
które obeszłam szybkim krokiem. Nie znalazłam niczego podejrzanego, zarówno
tam, jak i na drugim piętrze. Cała zdyszana i spocona, czułam, ze nie uda mi się ich znaleźć.
Na trzecim piętrze grasował Irytek.
Właśnie wchodził do klasy zaklęć, podśpiewując swoim irytującym głosem:
Gdy uczniowie jutro wstaną
Hogwart w ruinach zastaną
Iryś zrobi niewinną minę
Na któregoś zrzuci winę
W sali rozległ się dźwięk
roztrzaskującego się szkła. Czułam, że niedługo pojawią się tu Filtch i pani Norris,
więc minęłam szybko posąg jednookiej wiedźmy i ruszyłam dalej.
Na piątym piętrze usłyszałam czyjeś
kroki. Przerażona, że może to Filtch zaalarmowany hałasami Irytka, schowałam
się za zbroją rycerza. Parę sekund później zza ściany wyłoniła się postać -
miała jasne włosy, a w ręku trzymała różdżkę.
Malfoy.
Szczęśliwa, że jeszcze nie udało im
się go zaczarować, patrzyłam, jak Malfoy mija mnie i idzie jeszcze wyżej, na
kolejne piętra. Poszłam za nim, trzymając się w bezpiecznej odległości, żeby
mnie nie zauważył. Kiedy minął ostatnie, siódme piętro, zorientowałam się dokąd
zmierza.
Na Wieży Astronomicznej było chłodno,
a wiatr rozwiewał moje włosy, kiedy tylko przekroczyłam próg drzwi. Draco stanął
po środku szczytu wieży i oparł się o barierkę, plecami do mnie i na szczęście
mnie nie zauważył. Nagle, tuż obok mnie wyłoniły sie głowy Rona i Harry'ego,
ich ciała nadal znajdowały się pod peleryną.
- Teraz? - usłyszałam szept Rona, a
Harry przytaknął głową. Byli tak przejęci, że nawet mnie nie zauważyli.
Zobaczyłam, jak Harry unosi różdżkę i...
- Malfoy! - krzyknęłam.
Ron i Harry szybko narzucili na
siebie pelerynę, a Malfoy odwrócił twarz w moją stronę. Chwilę patrzył na mnie
swoimi bladymi oczami, a potem jego twarz wykrzywił uśmiech i chłopak zaczął
się histerycznie śmiać, jakby został potraktowany zaklęciem rozweselającym.
- A więc to ty, Granger -
wykrztusił, nie starając się powstrzymać swojego śmiechu.
Harry i Ron nadal ukryci byli pod
peleryną i chyba nie zamierzali przy mnie ujawnić się Malfoyowi i rzucić na
niego zaklęcia. Przynajmniej temu udało mi się zapobiec. Mimo, że ich nie
widziałam, rzuciłam w ich kierunku mordercze spojrzenie.
- Co cię tak bawi, Malfoy? -
warknęłam.
Draco uniósł pod oczy karteczkę i przeczytał,
zmieniając swój głos na dziewczęcy.
- Spotkajmy się na Wieży
Astronomicznej po 22. Nie mów nikomu, niech to będzie nasza słodka tajemnica -
znowu zaniósł się śmiechem.
- To nie ja - wycedziłam.
- Jasne, Granger, ale chyba nie
spodziewałaś się, że rzucę ci się na szyje? - nagle spoważniał. - Musiałbym się
porządnie zdezynfekować, gdybym miał cię dotknąć.
Gotowałam się w środku ze złości,
ale starałam się ukryć swoje zaciśnięcie pięści i uważałam, żeby przypadkiem
nie zderzyły się one z twarzą Malfoya. Po co ja mu właściwie ratowałam dupę?
Mogłam pozwolić Harry'emu i Ronowi na użycie legilimecji, na pewno mielibyśmy
przy tym mnóstwo zabawy.
Nagle Mafloy krzyknął. Jego noga
uniosła się w górę, jak marionetka pociągnięta za sznurek, a on sam upadł na
posadzkę. Szybko się podniósł i rozejrzał wokoło.
- Potter - wysyczał i uniósł swoją
różdżkę. - Ściągnij tę nędzną pelerynę i tak wiem, że tu jesteś.
Harry i Ron nadal ukrywali się pod
niewidką, a ja, choć byłam na nich wściekła, w duchu miałam nadzieję, że nie
posłuchają Malfoya i pozostaną w ukryciu. Nie chciałam, żeby Draco dowiedział
się, że Harry czegoś od niego chce. Łatwo mógłby się domyśleć, o co może
chodzić.
- Myślę, że powinieneś już wracać -
powiedziałam chłodno do Malfoya.
Zanim jednak ten zdążył
odpowiedzieć, drzwi Wieży Astronomicznej rozwarły się z hukiem i stanęła w nich
McGonagall. Miała na sobie szlafrok, a jej włosy związane były papilotami.
Spojrzała najpierw na mnie, potem na Malfoya.
- Panno Granger, panie Malfoy - przywitała
nas chłodnym tonem.
- Profesor McGonagall - jęknęłam. -
My... to znaczy ja...
- Naprawdę się po was tego nie
spodziewałam - oznajmiła, wyraźnie dając znak, ze nie przyjmuje żadnych
usprawiedliwień. - Gryffindor i Slytherin tracą po pięćdziesiąt punktów.
- Ale... - chciałam jakoś
wytłumaczyć całe to zajście.
- Panno Granger, włóczenie się po
zamku o tak później porze jest całkowicie zabronione - oznajmiła, łypiąc na
mnie groźnie. - Ty i pan Malfoy zarobiliście sobie szlaban. I nie obchodzi mnie
to, że jesteście prefektami! - ściszyła głoś. - Jeszcze jeden taki wyskok i
postaram się, by odebrano wam te oznaki. A teraz, marsz do łóżek! W czwartek po
zajęciach chcę widzieć was oboje u mnie w gabinecie.
Malfoy rzucił mi mordercze
spojrzenie i bez żadnego słowa, minął mnie i profesor McGonagall.
- Na prawdę po tobie się tego nie
spodziewałam, panno Granger - powtórzyła cichym głosem.
Nie wiedziałam, czy jestem bardziej
zła na Rona i Harry'ego, czy na siebie. Kipiąc ze złości, podążyłam w ślady
Malfoya i nic nie mówiąc, ruszyłam w stronę wieży Gryffindoru. Miałam nadzieję,
że szlaban minie szybko i bez wyższej konieczności zbliżania się do wrednego
Ślizgona.
Nie mam pojęcia dlaczego nie masz komentarzy. Twój styl jest świetny, a tresc ciekawa i oryginalna. Czekam na kolejne :3.
OdpowiedzUsuńDziękuje bardzo za miłe słowa, dodałaś mi wielkiego kopa motywacji! :)
UsuńPostaram się jak najszybciej dodać nowy rozdział ^^
Rozdział ciekawy ale zastanawia mnie sprawa legilimencji.
OdpowiedzUsuńpo pierwsze dlaczego Hermiona tak sie wściekla na Syriusza, przeciez sama powinna wiedziec jak wazne jest, by Harry uczył sie oklumencji.
2. Leglimencji uzywa nawet sam Dumbledore, wiec chyba Hermiona troche przesadza
3. biorac pod uwage zdolnosci Rona i Harrego zastanawiam sie czy w ogole daliby rade cos takiego porzadnie rzucic, nie mowiac o tym ze nawet nie wiedza czy Malfoy nie zna oklumencji.
www.swiatlocienn.blog.pl
Blog świetny naprawdę dopiero wzięłam się za czytanie i naprawdę wciągnęłam się 😜😊😉
OdpowiedzUsuńŚwietny blog zaczęłam czytać i się wciągnęłam
OdpowiedzUsuń